III.

7.6K 313 43
                                    

16.03.2021r.

   Krople deszczu wsiąkały w materiał mojego płaszcza, gdy krążyłam po uliczkach próbując odnaleźć drogę prowadzącą na uniwersytet. Przeciskanie się między tłumem ludzi w metrze tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że jak najprędzej muszę zaopatrzyć się w samochód. Najlepiej, jak najmniejszy, by znów nie musieć męczyć się w ciasnych, a co gorsza tłocznych drogach.

  Pospiesznie szukając właściwej trasy, by dotrzeć punktualnie na zajęcia, kątem oka zdążyłam też nieco przyjrzeć się architekturze panującej w moim nowym miejscu zamieszkania. Dostrzegłam włoskie akcenty w pastelowych fasadach kamienic i mimo stosunkowego podobieństwa, nie miały w sobie tego samego mroku, który raził mnie w Palermo. Nicea była ciepła nawet mimo przelotnego deszczu akurat tamtego dnia. Błyszczała piękącym oczy światłem, a ja w pełni przepadłam dla jej klimatu, choć decyzję odnośnie przeniesienia się tam podjęłam niezwykle pochopnie. Chyba Gabriel nieświadomie zrodził we mnie ten pomysł nawskutek wielu pogaduszek na temat miejsca, w którym dorastał. Opowiadał mi o niewielkiej wiosce niedaleko Gór Alpejskich, gdzie spędził młodzieńcze lata z mamą i żyjącym wówczas tatą.

Najwidoczniej wybrałam Francję znacznie szybciej, niż myślałam, albo to ona sama wybrała mnie.

  Uśmiechnęłam się pod nosem wreszcie docierając pod otoczony bujną zielenią budynek zbudowany z jasnego kamienia. Przed nim szeroka aleja prowadząca przez ogrody i schody. Wszystko zadbane, nieskazitelne i  dopieszczone z chirurgiczną wręcz precyzją. Mimo chmar studentów krążących dookoła, nie było tam miejsca na choćby jeden pusty papierek, czy wypaloną już paczkę walającą się samotnie po ziemi.

Byłam bardziej, niż pewna, że spodobałaby mu się Nicea.

  Weszłam do środka budynku zachwycając się w duchu jego klasą samą w sobie. Nie mogłam doczekać się zajęć w tak dostojnym miejscu, a romantyzowanie nauki na tamtej uczelni weszło mi natychmiast w nawyk. Miałam zgłosić się do opiekuna roku, by omówić i w pełni dopiąć kwestię mojego przeniesienia, jednak postanowiłam zrobić to po wykładzie z Biochemii, na który i tak byłam już spóźniona. Z trudem odnalazłam salę umiejscowioną na czwartym piętrze po uprzedniej wspinaczce krętymi schodami przypominającymi te z Hogwartu. Niepewnie otworzyłam drzwi przerywając profesorowi i z trudem wydusiłam z siebie ciche „Bonjour", za co następnie skarciłam się w głowie.

„Bonjour"? Aria na serio, „bonjour"? Wybrałaś studia w pełni po angielsku, a pierwsze, co powiedziałaś to „bonjour"? Naprawdę zabrakło ci jeszcze beretu i koszulki w poziome, czarno - białe paski.

Rozejrzałam się pobieżnie po twarzach studentów i nieco podniosła mnie na duchu ich niewielka w porównaniu do włoskiego uniwersytetu liczebność. Zajęcia w mniejszych grupach są zdecydowanie bardziej produktywne. Powędrowałam do jednego ze środkowych rzędów i odwzajemniłam ciepły uśmiech dziewczyny siedzącej niedaleko, która widząc, że mam zamiar usiąść dwa miejsca dalej od niej, gestem dłoni zaprosiła mnie bliżej.

—Przegapiłam coś ważnego? — Zagaiłam rozmowę usilnie starając się zatuszować twardy, włoski akcent w miarę przystępnym, jak na moje ucho angielskim.

—Poza tym, że już trzeci raz omawia ten sam slajd, to nie. — Odparła poprawiając niechlujną kitkę u dołu głowy, a w jej głosie od razu rozpoznałam szkocki akcent. Przynajmniej tak mi się wydawało. — Jestem Olive. Nie kojarzę cię jakoś, nowa?

—Przeniosłam się dopiero teraz. — Podałam jej rękę, którą ochoczo ścisnęła. — Ariadna. Tylko tyle nas jest na roku, czy po prostu tak mało osób przyszło? — Spytałam z zaciekawieniem, a nowo poznana dziewczyna rozejrzała się po sali wykładowej mrużąc oczy.

Senza Fine IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz