IX.

5.7K 335 71
                                    

   Wielomiesięczna praca nie tylko terapeutki, ale i moja odeszły w zapomnienie. Ariadna, którą miałam się stać powinna zachować zimną krew i ze spokojem wyjaśnić zaistniałą sytuację. Niestety Ariadna, którą nadal poniekąd byłam, wpadła w istny szał, otumanienie i wskoczyła do samochodu nie odzywając się ani jednym słowem do dziewczyny nazywającej się jej siostrą.

Siostrą? Jakim cudem przeżywszy już dwadzieścia trzy lata nie dowiedziałam się o posiadaniu rodzeństwa? To nie miało sensu. Nic nie miało sensu.

Zaciskałam ręce na kierownicy nie wiedząc nawet, dokąd jadę. Wiedziałam tylko, że nie wrócę jeszcze do mieszkania przyjaciół. Nie w takim stanie. Zawładnęła mną wściekłość, frustracja i nieokiełznane poczucie smutku.

Przez dwa lata, każdego wieczoru zastanawiałam się nad tym, czy nie zadzwonić i nie przeprosić. Jednocześnie rozmyślałam nad tym, dlaczego on tego nie robi. Już wiedziałam, kurwa, dlaczego. W jakim celu miałby się kontaktować, skoro znalazł sobie perfekcyjne wręcz zastępstwo?

Ta szmata miała tupet i mówiąc o szmacie miałam na myśli tylko i wyłącznie jego.

Nie to zakuło mnie najbardziej. On wiedział. Wiedział o mojej siostrze i nie raczył mi o niej wspomnieć, gdy ja zdradziłam mu każdy z sekretów. Włącznie z tymi najmroczniejszymi. Tymi, o których nie wiedział nikt.

Pojechałam na plażę. Do jednego z akceptowalnych przeze mnie miejsc na Sycylii. Mimo panującego chłodu, podeszłam niemalże pod sam brzeg morza i usiadłam na zimnym piachu zginając kolana, by oprzeć na nich brodę.

Myśli rozsadzały mi głowę. Żałowałam, że uciekłam w amoku i nie poznałam odpowiedzi na wszystkie nurtujące mnie pytania.

Czy nie byłam taka od zawsze?

Za najlepszy sposób uznawałam ucieczkę. Zniknięcie z pola rażenia i pozostawienie za sobą całego brudu, niewyjaśnionych spraw i kłótni. Tym jest Ariadna Pastorini. Uciekinierką. Tchórzem. Zdesperowanym dzieckiem pragnącym wolności i spokoju. Przede wszystkim spokoju. Miałam go w Nicei, ale znikł. Obrócił się w popiół i nawet powrót tam nie sprawi, że zniknie.

Siedziałam na plaży aż do nastania świtu. Wschód słońca po raz pierwszy był paskudny, niezapierający tchu w piersiach, jakby nawet niebo wiedziało, że tamten dzień powinien być skalany mrokiem.

Wróciłam do mieszkania w kamienicy i najciszej, jak tylko umiałam położyłam się na łóżku obok śpiącej Eleny i przymknęłam oczy, by przez dwie godziny udawać, że również śpię. O zaśnięciu nie było mowy.

27.09.2023r.

            Finnian

Przesiedziałem większość nocy na kanapie wpatrując się w ekran telewizora, niczym robot. Nie trafiał do mnie ani obraz, ani dźwięk lecącego serialu, i gdyby nie to, że rankiem musiałem być zdolny do prowadzenia samochodu, upiłbym się do nieprzytomności.

Odebrałem dwójkę przyjaciół z lotniska chwilę po trzeciej i perfekcyjnie udawałem, że mój stan nie jest aż tak słaby, jakim w rzeczywistości był. Gdy dojechaliśmy do mojego domu, chcieli porozmawiać i wesprzeć mnie w żałobie, w której zresztą sami byli. Wytłumaczyłem, że jestem zmęczony i pójdę spać do salonu. Zrozumieli i sami położyli się w pokojach gościnnych zasypiając po męczącej podróży. Ja nie przespałem nawet minuty.

Noc dobiegła końca, a ja musiałem stawić czoła rzeczywistości. Wiązałem czarny krawat spoglądając we własne odbicie wyrysowane w lustrze. Marność. Inaczej bym tego nie nazwał.

O dziesiątej znaleźliśmy się już przed Kościołem Świętej Katarzyny Aleksandryjskiej na uroczystej mszy żałobnej. Każdy krok, każdy ruch i każde mrugnięcie było dla mnie bolesne. Każdy skrawek ciała obumierał wraz z mijającymi minutami nieuchronnie dążącymi do rozpoczęcia ceremonii pogrzebowej.

—O, Aurora idzie. — Głos Claytona wyciągnął mnie z letargu rozmyślań, gdy bezwstydnie paliłem papierosa przed kościołem. Odwróciłem głowę napotykając na sylwetkę ubranej w czarną marynarkę dziewczyny. — A ty nie powinieneś tu palić. Zaraz jakiś ksiądz cię wypierdoli.

—Czekam. — Wymamrotałem zaciągając się używką.

—Cześć. — Podeszła niemal od razu rzucając się chłopakom na szyję, by następnie przywitać i mnie. Nie mogłem patrzeć na ból, jakim ociekała. Na krzywdę, jaką wyrządziła jej śmierć przyjaciółki.

Nieopodal dostrzegłem Gabriela i Elenę idących posępnym, wolnym krokiem w naszym kierunku. A za nimi...

Papieros wyleciał mi z rąk, jednak nie przejąłem się tym ani trochę, gdyż za nimi schowana była ona. Ariadna Pastorini w długiej, czarnej sukience, tego samego koloru płaszczu i szpilkach.

Nie widziałem jej od dwóch lat i sześciu miesięcy, a teraz stała przede mną i rozglądała się po otoczeniu oczyma, od których odeszło całe światło. Przywitała się z chłopakami, aż w końcu jej wzrok spoczął na mnie.

Wiele razy wyobrażałem sobie nasze kolejne spotkanie. W żadnym scenariuszu nie przewidziałem jednak, że nastanie ono po tak długim czasie i w takich okolicznościach.

Nie sądziłem, że się pojawi.

—Powinniśmy już iść. Zostało 10 minut. — Aurora zerknęła na srebrny zegarek zdobiący jej lewy nadgarstek.

Nie umiałem się poruszyć. Zamiast tego wgapiałem się w nią i w jej włosy. Krótkie, proste włosy, które nie wyglądały już ani trochę podobnie do tych przeze mnie zapamiętanych. Dlaczego je obcięła?

Dlaczego tak bardzo się zmieniła, kiedy ja wciąż stałem w tym samym punkcie nie umiejąc zostawić przeszłości daleko za sobą. Przecież to tylko włosy. Tylko włosy, a ja próbowałem znaleźć w nich jakąś chorą metaforę.

—Finnian, idziesz?

Miałem do zadania tyle pytań. Tyle nurtujących myśli zajmowało moją głowę, że nawet nie zauważyłem odchodzących do kościoła przyjaciół.

—Idę. — Odpowiedziałem tak cicho, że chyba tylko ja to usłyszałem. Poszedłem za nimi odsuwając rozważania na temat Ariadny Pastorini na później.

Weszliśmy do środka bogato zdobionego kościoła barokowego, a jedyne, co cisnęło mi się na usta to stwierdzenie, że Sofie wolałaby mniej wyrafinowane miejsce. Zwolniłem przy długiej, wąskiej nawie z rzędami drewnianych ław po obu stronach, kiedy odnalazłem wzrokiem rodziców Sofie już siedzących na miejscu. Po raz pierwszy nie wyglądali, jakby nienawidzili się do cna. Po raz pierwszy dzielili ze sobą te same emocje, a była nimi rozpacz. Czysta, nieskalana rozpacz i tęsknota za córką, która umarła zbyt szybko.

Usiedliśmy po przeciwnej stronie w jednej z niewielu wolnych ław, a chłód budynku komponował się z emocjami, jakie towarzyszyły nam wszystkim. Wpatrywałem się w dekoracje, misternie zdobione ściany z rzeźbami, stiukami i we freski na suficie. Robiłem to, by już więcej tak uporczywie nie myśleć, co właściwie szło mi opornie.

Nie dało się nie myśleć, gdy straciłeś osobę, dla której poświęciłeś cały swój świat. Całe swoje wszystko. Nie dało się nie myśleć o osobie, która była ci najbliższa przez ostatnie kilkanaście lat, a teraz zniknęła. Na zawsze. Nie dało się nie myśleć o kimś, dla kogo zostałeś w miejscu, którym brzydziłeś się od niepamiętnych już czasów.

Żałowałem?

A ona, czy ona żałowała słów, które stały się tragicznym w skutkach proroctwem?

***
Hi moi kochani!! Dzisiaj troszeczkę krótki rozdzialik, mam nadzieję, że przebaczycie.

Tęskniliście za Finnim???

Miłego wieczoru/dnia!! Ja lecę jutro do pracy i będziemy robić halloween, takze przebieram się za Jokera😎

Buziaki!!

Senza Fine IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz