Zamknęłam szufladę upewniając się, że wszystkie oglądanie przez mnie obiekty umiejscowione zostały w tym samym ułożeniu, w którym je tam zastałam. Na razie postanowiłam nie pytać, choć ciekawość zżerała mnie od środka. Wszystko nie grało tak, jak powinno, a zachowanie tak pokaźnej ilości mojego narkotyku tylko wzmogło poczucie dezorientacji. Finnian kupował ode mnie kwas, który rzekomo później sprzedawał. Dlaczego więc wciąż go miał?
Wypuściłam powietrze z ust i opadłam na łóżko nie do końca wiedząc, na czym skupić myśli. Krążyłam między wspomnieniami, sytuacjami sprzed lat docierając nie tylko do zażyłości z chłopakiem o zielonych oczach, ale i do tego, od czego to wszystko się zaczęło. Do samych korzeni. Podstawy, na której zbudowaliśmy naszą relację.
Gdybym utworzyła drzewo decyzyjne, wszystkie argumenty skłoniłyby mnie do pozostania w domu Finniana Trovato i zaczekania, aż on wraz z chłopakami wrócą i wspólnie z nami przedyskutują dalszy plan działania. Nie miałam jednak cierpliwości do robienia drzewa i nie umiałam dłużej czekać. Tkwić w niewiedzy pełnej jedynie przypuszczeń mogących okazać się nieprawdą. Wstałam na równe nogi i zbiegłam po schodach prosto do przyjaciół leżących na kanapie przed telewizorem.
–El mogę znów pożyczyć auto? Chcę sobie zrobić przejażdżkę, bo nie wytrzymuję tutaj. – Wyrecytowałam nerwowo przeczesując włosy. Liczyłam, że przyjaciółka zrozumie moje rzekome zdenerwowanie pobytem w domu należącym do, jakby nie patrzeć mojego byłego. Byłego? Kogoś pokroju byłego?
–No pewnie Ari. Klucze są tam, gdzie ostatnio. – Puściła mi oczko uśmiechając się przyjaźnie, a ja w odpowiedzi skopiowałam ten gest. – Wolisz sama, czy jechać z tobą?
–Sama.
Pokiwała głową, a ja pożegnałam się szybko i pognałam w stronę korytarza chcąc spełnić żądania chorego, niezrównoważonego umysłu, jak najprędzej. Zasiadłam na miejscu kierowcy w należącym do rudowłosej aucie i dopiero wtedy doszło do mnie, co tak naprawdę chciałam uczynić. To głupie. Infantylne. Przecież cały czas mogłam zrezygnować i rzeczywiście bez celu pojeździć po obrzeżach miasta krzycząc wersy ulubionych piosenek. Wcale nie musiałam tego robić, a jednak wredny, trzymający się mnie od dziecka głosik piszczał prosto do ucha, że już za późno na wycofanie się.
Więc pojechałam. Mijając zaznajomione uliczki pełne śmieci i atmosfery kojarzonej z paskudztwem, która dla turystów z jakiegoś powodu nie była aż tak widoczna, jak dla mieszkańców. A może tylko ja to widziałam? Pokonałam trasę nie siląc się nawet o włączenie radia, aż wreszcie dotarłam na miejsce. Serce zabiło niemiłosiernie szybko, gdy przed oczyma ukazał się doskonale zapamiętany pałac. Niegdyś dom, a właściwie namiastka domu, w której brak było czegokolwiek, co można by nazwać rodziną.
Zastanawiałam się nad tym, czy to pewność siebie mnie tam przywiodła, czy głupota. Mając wgląd do obrazu samej siebie, najpewniej to drugie, ale co mogłam zrobić? Za późno na refleksje, kiedy znalazłam się już na miejscu i powolnym, niepewnym ruchem wychodziłam z samochodu twardo przyglądając się budynkowi.
Furtka okazała się zamknięta, więc użyłam dzwonka. Odczekałam chwilę dostrzegając brak żadnego samochodu na podjeździe. Najwidoczniej nie wpadłam na to, że dom może już nie być przez nikogo zamieszkiwany. Mógł stać pusty, pozostawiony samemu sobie i czekać na to, aż ktoś zdecyduje się go kupić, bądź zgnije i skończy swój żywot podobnie, jak jego stwórca, Valerio Pastorini.
Brzdęk, przez który podskoczyłam w miejscu wyrwał mnie z wojenki toczonej w głowie, a dziwny dźwięk prędko skojarzyłam z sygnałem otwierania furtki. Bez zawahania weszłam na ogród i zaciskając zęby powędrowałam do wejścia. Drzwi otworzyły się już podczas pokonywania przeze mnie schodów, a w progu ukazała się osoba, którą po raz pierwszy miałam szczerą ochotę zobaczyć.
CZYTASZ
Senza Fine II
RomanceHistoria Ariadny Pastorini nie mogłaby się zakończyć jedynie teatralną ucieczką i ułożeniem sobie dalszego, spokojnego życia w Nicei. Choć szczerze wierzyła, że tak właśnie się stanie, a wszystkie jej problemy znikną wraz z wylotem ze znienawidzonej...