XI.

4.6K 301 54
                                    

Za moment wyjadę. Jeszcze tylko krótka chwila, a odejdę, by kolejne lata spędzić w uroczej, kolorowej Nicei kojarzonej z ciepłem. Tylko myśli o wyjeździe z Palermo pozwalały mi przetrwać tam czas i nie oszaleć do reszty. Miałam wrażenie, jakby nad moim życiem zbyt długo panował względny spokój i teraz spadało na mnie całe, najpaskudniejsze zło, aby proporcje zostały wyrównane.

  Do kamienicy dojechałam taksówką i już po dostrzeżeniu Lamborghini prężącego się nieopodal klatki schodowej, humor sięgnął samego dna. Zanim weszłam do środka, wypaliłam cztery papierosy mając świadomość, że tuż po będę miała szczerą ochotę się za to rozszarpać. Wizja posiadania siostry nadal krążyła po mojej głowie, jak oszalała, a kolejny problem, gwóźdź do trumny, czyli dwie śnieżnobiałe kartki z tym samym zapiskiem, pojawił się zaraz obok niej.

  Posępnym, mozolnym krokiem weszłam na drugie piętro i z niezadowoloną miną przekroczyłam próg otwartego mieszkania. Już w korytarzu dało się słyszeć donośne głosy gości w akompaniamencie muzyki. Do tego zapach pizzy, który w normalnej sytuacji najpewniej poprawiłby humor choć odrobinę, wtedy okazał się nieskuteczny.

—O, Ari. Jak było? — Zaczerwieniona twarz Gabriela mignęła mi przed oczyma, gdy znalazłam się w salonie, a butelki alkoholu na stole z łatwością wyjaśniały jego rumieńce i przymglone oczy. — Dogadaliście się jakoś? — Parsknął cichym śmiechem z własnego żartu, gdy ja dostrzegłam jedno, jedyne wolne krzesło przy szklanym, okrągłym stole. To musiało być fatum, że akurat obok Finniana.

—Gabriel. — Elena skarciła chłopaka wzrokiem, jednak ten nie przejął się uwagą ani trochę.

—No co? Tylko miło spytałem. — Obruszył się sięgając po szklankę pełną do połowy bursztynowej cieczy.

—Nie było mnie może z godzinę. Naprawdę zdążyłeś się w tym czasie tak upodlić? — Zaśmiałam się pod nosem podtrzymując go ręką, gdy niebezpiecznie się zachwiał prosto nade mną.

—Co będziesz pić Ari? Mamy wino, tequilę, whisky, piwo i bimber. — Zapytała Aurora spoglądając na buteleczki zdobiące szklany blat stołu.

—Ja chyba sobie dziś podaruję. — Odpowiedziałam siląc się na przyjazny uśmiech, choć siedzenie zaraz obok Finniana Trovato nieco uprzykrzało mi bycie kulturalną osobą. — Koleżka już się napił za nas oboje. — Dopowiedziałam wskazując na Gabiego, który wreszcie postanowił zająć miejsce, a swoją głowę oparł na moim ramieniu.

  Mierzwiłam jego włosy nieustannie patrząc w bok, by pole mojego widzenia nie obejmowało nawet przez sekundę profilu twarzy chłopaka o zielonych oczach. Chłopaka, którego nie widziałam od ponad dwóch lat, a nasze pierwsze spotkanie po tak długim czasie okraszone zostało kłótnią i zmaksymalizowaniem się konfliktu. Wydawać by się mogło, że do apogeum już dawno doszło, a jednak powrót na Sycylię boleśnie pokazał mi, jak sromotnie się myliłam.

—Ten koleżka ma imię. — Odburknął z chwilową przerwą na szybki atak czkawki. — Gabi, twój ulubiony Gabi i jedyny przyjaciel na kierunku. — Kontynuował swój lament, a twarze wszystkich wykrzywiały się w nieco kpiących uśmiechach. — Reszta się ciebie bała, nie pamiętasz?

—Pamiętam. — Prychnęłam. — Jako jedyny się nade mną zlitowałeś bohaterze.

   Przestałam go słuchać, gdy ze szczegółami rozpoczął opowiadanie historii na temat sylwestrowej nocy, jak i jego pierwszych interakcji z Eleną. Była nas siódemka, jednak Gabriel zdecydowanie przejął rolę wodzireja dając innym głos tylko wtedy, kiedy pił, jadł, bądź szedł do toalety. Aurora zdawała się być mniej przygnębiona, niż wcześniej, a nawet kilka razy dostrzegłam u niej szczery, niewymuszony uśmiech. Chociażby w chwili, gdy Gabriel z entuzjazmem rozwodził się nad jej ślicznymi włosami. Naprawdę włączył mu się tryb komplemenciarza, bo i Finnian został potraktowany miłymi słowami dotyczącymi własnego wyglądu.

Senza Fine IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz