II.

5.5K 259 52
                                    

15.03.2021r.

Ariadna

Napawał mnie nieznajomy optymizm. Strach przestał wrzynać mi się prosto w plecy, kiedy już dotarłam na miejsce. Odczuwałam zadziwiająco błogi spokój rozpakowując pobieżnie wnętrze walizki. Nadane paczki z resztą dobytku miały przyjść za kilka dni, a ja już rozplanowałam, gdzie umieszczę pokaźną ilość książek, mikroskop i resztę nazbieranych przez lata dóbr.

  Rozglądałam się po niewielkim mieszkaniu w uroczej, typowo francuskiej kamieniczce i powoli uświadamiałam sobie, że to moje nowe schronienie. Jedyne miejsce na ziemi należące tylko i wyłącznie do mnie. W głowie już knuły się wizje renowacji, kupienia fotela pasującego do bordowej, skórzanej kanapy i obwieszenia całej ściany w salonie plakatami. Nie mogłam doczekać się kupna ozdób, całkiem nowej zastawy stołowej i miliona nieprzydatnych bzdet, których najprawdopodniej użyję tylko raz, bądź wcale.

Spoglądając na przytulny balkon stwierdziłam, że pasowałyby do niego rośliny. Oczyma wyobraźni oglądałam przymocowane do barier ceramiczne donice z sukulentami, skrzydłokwiatami i paprotkami zwisającymi aż do balkonu sąsiadów. Wizja zdawała się zapierać dech w piersi, a niestety spełnienie jej uniemożliwiał mi wieczny idiotyzm w kwestii roślin. Nie potrafiłam się nimi dostatecznie zaopiekować i finalnie zawsze doprowadzałam je do bolesnej, naturalnej śmierci.

Krótka, ulotna niczym morska fala myśl przypłynęła do mnie, gdy znalazłam się w łazience i zaczęłam porządkować kosmetyki wewnątrz śnieżnobiałych, błyszczących szafek.

Te kwiatki, roślinki, bukiety więdniejące niemalże od razu po dostaniu się w moje dłonie. Może stanowiły jakąś przygnębiającą metaforę odzwierciedlającą moje życie?

Może nie tylko kwiatki w moich rękach gniły.

Zerknęłam na odbicie w prostokątnym, podświetlanym lustrze usytuowanym nad umywalką i potrząsnęłam głową, jakby z zamiarem odwiedzenia się od tego typu przemyśleń.

Przecież wszystko się udało. Uciekłam. Zniknęłam z pola rażenia i uwolniłam się spod władzy sadystycznego ojca.

Nastoletnia Ariadna byłaby ze mnie dumna. Dziękowałaby mi do utraty tchu, rycząc i rozmazując przy tym cały swój paskudnie wykonany makijaż kosmetykami skradzionymi mamie, za których zabranie zapłaciłaby później surową karą.

Szkoda, że Ariadna sprzed kilku lat nie mogła przewidzieć o nastąpieniu znaczącego przełomu w jej życiu, który zacznie wpływać na zadowolenie z podjętej decyzji. Nie miała pojęcia o tym, kto w przyszłości zawita do jej zachwianego świata i po wprowadzeniu chwilowej stabilizacji, rozchwieje go jeszcze bardziej. A ten ktoś ku niezadowoleniu małoletniej Arii miał bezprecedensowy wpływ na jej przyszłą wolność.

Przypominałam sobie o biletach i nim nie oddałam się pełnej kontroli nad kwestionowaniem tego, co z nimi zrobię, zdecydowałam, że zadzwonię do Eleny, by dać jej znać o moim bezpiecznym przylocie do Nicei.

Rozłożyłam się na kanapie w salonie i sięgnęłam po telefon z kieszeni, by wybrać numer przyjaciółki, która odebrała połączenie niemalże natychmiast.

—No hej dziubasku mój! Zaraz miałam do ciebie dzwonić. — Krzyknęła z uradowaniem, przez co musiałam delikatnie odsunąć komórkę od ucha, by całkiem nie stracić słuchu. — Już w nowym domku ?

—Si!

—A jak lot? Nie zemdlałaś ze strachu?

—Miałam momenty kryzysu, ale to tylko trzy godzinki. Nie, jak do Las Vegas. — Odparłam z zadowoleniem, gdyż ów samotny lot zniosłam nad wyraz normalnie, jak na moją tendencję do histerii. — Jak już wszystko urządzę, to powysyłam wam zdjęcia.

Senza Fine IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz