Cały czas miałam złe przeczucia co do tej Stephanie. Nie mogłam się nie przejmować tym co kiedyś między nimi było. Przecież ona mogła nawet teraz podobać się Harry'emu. A jeśli to prawda?
- Ciągnie cię jeszcze do niej?
- Do kogo?
- Do tej całej twojej BYŁEJ.
- Do Steph? Nie wygłupiaj się.
- Przecież ona może zniszczyć związek!
- Nie krzycz, porozmawiamy w domu.- postanowiłam już dać tej sprawie spokój. W domu nie czekając ani chwili poruszyłam ostatecznie temat.
- Skończę o tym mówić w kółko i kółku, jeśli ani razu się z nią nie spotkasz.
- Okej.
- Co okej?
- Okej, że nigdy się z nią nie spotkam. Ani nawet nie spojrzę na nią.
- No, teraz mi to odpowiada.
Nasza relacja coraz bardziej mnie zadziwiała. Harry'emu coraz więcej odbijało na punkcie opiekowania się mną. Nie przestawał za mną chodzić a jeśli za mną szedł jakiś chłopak on deptał moje pięty. Powoli zaczynało mnie to irytować.
- Możesz przestać zabijać każdego wzrokiem jak na mnie spojrzy?
- Ale przecież on patrzy na twój tyłek!
- Tylko ty to widzisz!
- Nieprawda, musisz to czuć, bo nawet ja to czuję.
- Jeśli nie przestaniesz, to po prostu cię tutaj zostawię i pójdę gdzieś gdzie cię nie ma.
- Dobra, przestanę już tylko nigdzie nie odchodź.
- Idziemy!