XIX. Bez życia

316 29 1
                                    

Całe święta spędziłam w domu rodzinnym! Niestety dowiedziałam się, że dostałam pracę. Jeszcze kilka dni temu cieszyła bym się z tego strasznie, ale nie teraz. Wolałam być przy ojcu, spędzić z nim każdą wolną chwilę, ale niestety nie mogłam cofnąć czasu, chociaż on by chyba nic nie pomógł. Każdy z nas ma raka, tylko nie każdemu się on ujawnia, w tych czasach ciężko o to by tego uniknąć. U każdego w rodzinie chociaż jedna osoba ma to gówno w sobie, nic na to nie poradzimy, jedyne co możemy to być przy tej osobie, wspierać ją. I ja właśnie to zamierzałam razem z mamą i rodzeństwem. Mama nawet zrezygnowała z pracy a raczej zaczęła pracować w domu, Harry też odłożył decyzję o zamieszkaniu na stałe poza domem, chociaż go i tak prawie nie było i każdy już się przyzwyczaił jakby się wyprowadził. Najbardziej szkoda mi było Natt, ona się tak cieszyła z powrotu taty, załamała się biedna.

Od jutra zaczynam pracę, więc postanowiłam iść na zakupy i kupić coś odpowiedniego do pracy, poprosiłam też Ann o spotkanie, bardzo chętnie się zgodziła- jak zawsze na zakupy!

Chodziliśmy po wszystkich możliwych sklepach, udawałam, że jest wszystko ok, ale nie było. Próbowałam się uśmiechać ale w środku wyłam z bólu.
- Ej niunia co jest? - Spojrzała na mnie obejmując mnie ramieniem
-Nic - próbowałam powiedzieć to jak najszczerzej, żeby mi uwierzyła.
- Jeżeli myślisz że się nabrałam to ci odpowiem, NIE, NIE NABRAŁAM SIĘ! - Powiedziała to centralnie przy moim uchu, a kilka gapiów nam się przyglądało.
Na szczęście odpuściła a my nadal chodziliśmy po tych sklepach, Dave dał mi swoją kartę, ale nie lubię wydawać za dużo jego kasy, więc niechętnie korzystałam z jego plastiku. Kupiłam tylko 2pary szpilek- czarne i czerwone, dwie pary spodni- czarne i granatowe i 5koszul- bordowa, czerwona, beżowa, łososiowa i granatowa. Większość zapłaciłam z moich oszczędności za co w domu będzie mała afera, ale nie przejmuje się tym za bardzo. Zmęczone udałyśmy się do kawiarni, ja zamówiłam latte i szarlotkę a Ann cappuccino i sernik.
- Ojciec ma raka - Wystrzeliłam, bo już nie mogłam wytrzymać. Spojrzałam niepewnie na Ann a ona tylko siedziała z kawałkiem sernika na widelczyku w locie do buzi. Wyglądała jak posąg. -Ann? Ana! Słyszysz mnie?!
- Co ty kurwa powiedziałaś?! - Spojrzała na mnie zszokowana.
- Właśnie to co słyszałaś. Tata ma raka.

Skończyłyśmy swoje napoje i deser w ciszy, Ann chyba nie wiedziała co ma powiedzieć. Wróciłyśmy do swoich domów, ja zostawiłam tylko torby i udałam się do rodziców. Dave po pracy przyjechał do mnie zjedliśmy kolację w rodzinnym gronie i wróciliśmy do domu. Gdy tylko weszliśmy udałam się do łazienki nalałam wody i swój ulubiony płyn do kąpieli zapaliłam jeszcze świeczki zapachowe. Rozebrałam się i odprężyłam w gorącej wodzie. Chwile po 22 byłam już w łóżku a Dave tulił mnie do siebie i odpłynęliśmy.

Chwilę po 7 zadzwonił mój budzik, zwlekłam się leniwie z łóżka i udałam się do łazienki, ponieważ Dave działa jak piecyk grzewczy obudziłam się z lekko wilgotną skórą, więc wzięłam prysznic i umyłam włosy moim ulubionym kokosowym szamponem. W kuchni przygotowałam śniadanie dla mnie i dla ukochanego, po 10 minutach gorące tosty i kawa stały już na stole i czekały na Dave'a, ja swoją cześć szybko zjadłam i udałam się wysuszyć włosy, zrobiłam lekki make-up, ale nieco mocniejszy niż zwykle, ponieważ moje podkrążone oczy dawały nie przyjemy ogólny efekt. Zdecydowałam się na granatową sukienkę z kieszeniami i niewielkim dekoltem do tego ubrałam granatowe szpilki i czarną marynarkę. Gotowa zeszłam na dół, zgarnęłam drugie śniadanie i poprosiłam chłopaka by mnie podrzucił do pracy, ale on się tylko tajemniczo zaśmiał. Gdy zeszliśmy do garażu już wiedziałam o co mu chodziło, obok naszego auta, a raczej jego stał śliczny biały mercedes o jakim zawsze marzyłam zapakowany w piękną czarna kokardę.

-Proszę! To dla ciebie kochanie!- i wymachiwał mi przed oczami kluczykami.

-Mój?!?! On na prawdę jest mój?!?!- wypiszczałam i wzięłam kluczyki, wtuliłam się w niego całując zachłannie jego usta, bawiąc się przy tym jego włosami, gdy się od siebie odsunęliśmy miał je lekko potargane na co się cicho zaśmiałam i je ułożyłam tak jak powinny się układać.

-Do później kochanie!- zawołałam wsiadając do swojego samochodu. Był cuudny! trochę mi się humor poprawił.

Do pracy przyjechałam 10 minut przed czasem zamknęłam swój samochód i udałam się do biura. Pracowałam od dzisiaj na stanowisku asystentki przyjaciela Dave'a, wiedziałam, że miał on coś z tym wspólnego, że dostałam tą pracę, ale nie miałam głowy się tym przejmować.

-Dzień dobry, w czym mogę pomóc?- miła brunetka przywitała mnie bardzo sympatycznym uśmiechem

-Dzień dobry, nazywam się Victoria Smitch. Jestem nową asystentką pana Lucasa. - odwzajemniłam jej uśmiech

-Oh!! No tak sory ! Jestem Samantha ale mów mi Sam. Pan Dominic jest u siebie w gabinecie, piętro 8, na pewno nie przegapisz.

-Dzięki! - odwróciłam się i udałam do windy, usłyszałam jeszcze wesołe powodzenia, ale tylko machnęłam jej ręką.

Po kilku sekundach byłam już na 8 piętrze, nigdy nie jechałam jeszcze tak szybko windą, albo po prostu tak się denerwowałam, chociaż nie wiem czym!

-Witaj moja droga, bardzo piękną sobie wybrał dziewczynę ten osioł.

-Witam, mi też bardzo miło pana poznać- uśmiechnęłam się uroczo, w końcu pierwsze wrażenie jest najważniejsze.

-Twój gabinet jest tutaj.- zaprowadził mnie do bardzo przestronnego jasnego wnętrza, od razu mi się spodobało, najbardziej widok na centrum. - Listę zadań masz tutaj, zaraz przyjdzie informatyk i ci przyniesie laptopa i telefon. Mam nadzieję że będzie nam się dobrze współpracować. A przy okazji będziesz miała na oku swojego chłoptasia! Bo niestety jest tu częstym gościem! Do później słonko.
- zanim zdążyłam coś odpowiedzieć go już nie było, postanowiłam, że przy następnej okazji zwrócę mu uwagę żeby tak się do mnie nie zwracał bo czuję się nie komfortowo.

Wykonałam wszystkie swoje obowiązki i udałam się do szefa zdać relację z dnia. Dzień minął mi w bardzo szybkim tempie, w porze lunchu Dave wpadł do mnie i mnie porwał do jakiejś pobliskiej restauracji.

-Dzień dobry, wykonałam już wszystkie swoje obowiązki, chciałam się tylko pożegnać. Do zobaczenia jutro. - już chciałam się odwrócić i wyjść, ponieważ on nie zwracał na mnie w ogóle uwagi, ale przypomniało mi się że miałam z nim o czymś porozmawiać. - Ale mam jeszcze jedną sprawę, mógłby pan nie mówić do mnie słonko? Nie lubię jak się tak ktoś zwraca poza Dave'm.

-Dobra dobra, do jutra pa.- nawet nie wysilił się aby na mnie spojrzeć, więc opuściłam biuro, na dole pożegnałam się jeszcze z Sam i wsiadłam do mojego cudeńka.

Gdy wróciłam do domu mój ukochany siedział na kanapie i oglądał jakiś film, gdy mnie zobaczył wyłączył TV i podszedł do mnie przytulając się do mnie strasznie czule.

-Stęskniłem się.- zrobił smutna minkę

-Przyznaj się głodny jesteś i dlatego tęskniłeś!- dałam mu szturchaniec w brzuch i udałam się do sypialni przebrałam w wygodne ciuchy i zeszłam zrobić jedzenie, ale Dave mnie uprzedził, bo zamówił chińszczyznę.

Zjedliśmy posiłek, był przepyszny, obejrzeliśmy jakiś film rozmawiając przy tym o całym dniu w pracy, co ja robiłam, co on. Postanowiłam zadzwonić jeszcze do mamy chwilę pogadać i udałam się wziąć szybki prysznic i do łóżka. Dave leżał i robił coś na laptopie lecz ja byłam tak zmęczona, że odpłynęłam od razu.

__________________________________

No i jak wam się podoba?! Wiem długo mnie nie było ale oszaleli!! Codziennie jakieś zaliczenie i nie miałam czasu :(

ALE MAMY JUŻ WOOOLNE! BOŻE JAK JA SIĘ CIESZĘ!

PROSZĘ POZOSTAWCIE PO SOBIE JAKIŚ ŚLAD!!! CHOCIAŻ GWIAZDKĘ!! Nawet nie wiecie jak to motywuje!!

say_why_no



Pomimo wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz