Rozdział 27

4.7K 201 0
                                    

  

  Hotel, w którym miałam noclegować, okazał się o wiele piękniejszy niż na zdjęciach w internecie. Ogromny budynek, w stylu zamkowym, z wieloma wieżyczkami i pięknymi zdobieniami. Dookoła ogród, wyścielony krótko przystrzyżonym trawnikiem, obrośnięty tu i tam kolorowymi krzewami. Z tyłu hotelu altanki, miejsce na grill, a także boiska do siatkówki i tenisa. A w środku? Istny raj! Wszystko takie eleganckie i nowoczesne. Przemiła pani recepcjonistka podała mi klucz i zaprowadziła do pokoju. Bagażami zajął się boy hotelowy, ubrany w uniform z logo hotelu. Zagadywał i uśmiechał się przyjaźnie. Dobrze się nie rozgościłam, a już usłyszałam pukanie do drzwi. Po drugiej ich stronie stał kelner z tacą, na której przygotowany był szampan i owoce. Okazało się, że tak witają każdego ich gościa. Byłam zdziwiona, ale oczywiście przyjęłam ten "prezent".Zostawiłam walizki, wzięłam lekki prysznic i wyszliśmy z rodzicami na miasto.

Mikołajki. Żeglarska stolica Polski. Piękne jeziora, doskonały klimat i atrakcyjne zabytki. Urzekło mnie od pierwszego wejrzenia. Poszliśmy coś zjeść do karczmy nad samą Przystań Żeglugi Mazurskiej. Podziwiałam każdy zakątek i każdy jacht, zajadając roladki Mazurskie z ryb.
- I co, chyba jesteś zadowolona? - zagadnęła mama.
- Nie sądziłam, że tutaj tak pięknie. To znaczy wiedziałam, że Mazury to cudowna kraina, ale na żywo to istny szał!
- To dobrze, że Ci się podoba. Mam nadzieję, że nie będziesz żałowała.
- Na pewno nie będę - uśmiechnęłam się do nich w podzięce. Byli ze mną cały dzień. Wieczorem poszliśmy na spacer po mieście, oglądając każde ciekawe budowle z zachwytem. Nad jeziorem też byliśmy, ale tylko chwilę, bo komary kąsały żywcem. Załapaliśmy się na dancing, gdzie moi rodzice przetańczyli chyba z 10 kawałków. Nudziłam się sama jak mops, ale fajnie się na nich patrzało.

Pojechali następnego dnia rano. Pożegnałam się z nimi i poszłam na stołówkę. Nałożyłam sobie jedzenie na talerz, wzięłam kubek z herbatą i usiadłam przy jednym ze stolików. Czułam się dobrze. Nikogo nie znałam, nie musiałam się krępować, ani wstydzić. Po śniadaniu udałam się od razu na miasto. Nie zamierzałam marnować ani chwili na siedzenie w hotelu. Trzeba korzystać w pięknej pogody w tak cudownym miejscu.

Usiadłam na ławce przy fontannie, w samym sercu miasta i zadzwoniłam do Judyty.
- Cześć kochana! opowiadaj jak Ci tam jest! - zagadnęła przyjaciółka.
- Jest super - odpowiedziałam zgodnie z prawdą - Piękne miejsce, słońce praży cały czas, hotel mam bardzo fajny, obsługa w nim też niczego sobie
- A jeziora naprawdę takie wielkie?
- Ło, i to jak! - wpadłyśmy w śmiech.Pogadałyśmy o pierdołach jeszcze z dobrych 15 minut, po czym ruszyłam dalej w miasto.Starałam się nie myśleć o Filipie, ale co rusz spotykałam zakochane pary, roześmiane w głos, przytulające się albo całujące. Robiło mi się na ich widok przykro. I jakbym przywołała go myślami, bo w tej samej chwili zaczął do mnie dzwonić.

Przyjaźń czy miłosc?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz