Rozdział 2

11.8K 428 20
                                    

   Na szczęście obie jesteśmy dobre w obliczeniach graniastosłupów, więc bez problemu rozwiązałyśmy to, co nam polecił.

 - Mogę wiedzieć co jej odpisałaś? - zapytałam, kiedy obie wróciłyśmy do ławki. 

- Że idziemy. - wzruszyła ramionami.

 - I nawet nie zapytałaś mnie o zdanie? 

- Nie. Bo wiem jaka byłaby odpowiedź. Nie pozwolę, żebyś tak spędzała najlepsze lata swojego życia.

Naburmuszona wyprostowałam się na krześle i do końca lekcji unikałam szeptów Judyty, udawając że słucham profesora.

 - No nie gniewaj się już na mnie.. - szturchnęła mnie w ramię, kiedy chwile później stałyśmy przy szafkach na korytarzu. 

- Nie gniewam. - posłałam jej wymuszony uśmiech.

 - No przecież widzę.. i nadal nie rozumiem o co się fochasz.

 - O to. - powiedziałam zdecydowanym tonem. - Że nie lubię jak ktoś za mnie podejmuje decyzje, zwłaszcza takie na które nie mam najmniejszej ochoty.

 - Maja, wyluzuj.. to tylko głupie ognisko. Będą przecież tylko nieliczni, posiedzimy, pogawędzimy..        

-No jasne, na pewno będzie świetnie. Zwłaszcza, że wśród tych nielicznych będzie Mikołaj, który na pewno nie przepuści okazji, żeby mi dopiec.

 - Eh.. - westchnęła Judyta, zgarniając książki ze szafki. - Zrobisz jak będziesz chciała. 

- I o to chodzi. - odpowiedziałam, trzaskając drzwiczkami. 

Pewnym krokiem udałam się pod salę biologiczną i oparta o ścianę czekałam na profesorkę. Judyta niepewnie podeszła obok mnie i nic nie mówiąc posłała mi uśmiech. Odpowiedziałam jej tym samym, chociaż w głębi duszy byłam na nią zła.Po skończonych lekcjach podleciała do nas Martyna, mówiąc o planach ogniskowych. Słuchałam, żeby nie było, chociaż drugim uchem wypuszczałam każde jej słowo. Do domu dotarłyśmy autobusem, przemierzając 5 kilometrów zatłoczonych ulic. Mieszkamy obie na osiedlu, poza zasięgiem spalin i tramwajów. Zaciszne, zalesione, cudowne miejsce.                         - Wpadniesz dzisiaj? - zapytała, kiedy zatrzymałyśmy się pod jej domem. 

- Nie wiem, zobaczę co mam do roboty w domu. - próbowałam się wykręcić.

 - Okej, w razie co to wpadaj. Jestem cały dzień sama..

 - Spoko. Na razie. - rzuciłam i poszłam parę metrów dalej, do siebie.

 Czekał na mnie przygotowany obiad. Rodzice byli już w domu i oboje pichcili w kuchni.

 - Cześć wam. - przwitałam się obojętnie.

 - Cześć Maju, jak tam w szkole? - zapytał tato. 

- Dobrze, w sumie jak zawsze..

 - Umyj ręce i chodź na obiad, już podaję. - odezwała się mama. 

Zrobiłam tak jak poprosiła. Rodzice śmiali się i opowiadali co się wydarzyło u nich w pracy, ja natomiast siedziałam z posępną miną i z przymusu wciskałam w siebie mięso z kurczaka. 

- Kochanie.. coś się dzieje? - zagadnęła mama. 

Ocknęłam się i ujrzałam ich wzrok na sobie.

 - Nie.. co się tak patrzycie?

 - Martwimy się po prostu.. jesteś jakaś nieobecna, smutna. Coś się stało? 

- Nic się nie stało. No, może oprócz tego, że jestem gruba i nikt mnie nie akceptuje.

 - Eh.. Maju.. rozmawialiśmy na ten temat już tyle razy.. 

- Wiem mamo, wiem. Nic nie możecie zrobić. Przecież nie da się mnie ot tak odchudzić. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Siemanko Ziomki! 

No to jestem z kolejnym rozdziałem, mam nadzieję, że się spodoba :D Do zobaczenia w następnym ;) :* ! 

Przyjaźń czy miłosc?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz