Na szczęście obie jesteśmy dobre w obliczeniach graniastosłupów, więc bez problemu rozwiązałyśmy to, co nam polecił.
- Mogę wiedzieć co jej odpisałaś? - zapytałam, kiedy obie wróciłyśmy do ławki.
- Że idziemy. - wzruszyła ramionami.
- I nawet nie zapytałaś mnie o zdanie?
- Nie. Bo wiem jaka byłaby odpowiedź. Nie pozwolę, żebyś tak spędzała najlepsze lata swojego życia.
Naburmuszona wyprostowałam się na krześle i do końca lekcji unikałam szeptów Judyty, udawając że słucham profesora.
- No nie gniewaj się już na mnie.. - szturchnęła mnie w ramię, kiedy chwile później stałyśmy przy szafkach na korytarzu.
- Nie gniewam. - posłałam jej wymuszony uśmiech.
- No przecież widzę.. i nadal nie rozumiem o co się fochasz.
- O to. - powiedziałam zdecydowanym tonem. - Że nie lubię jak ktoś za mnie podejmuje decyzje, zwłaszcza takie na które nie mam najmniejszej ochoty.
- Maja, wyluzuj.. to tylko głupie ognisko. Będą przecież tylko nieliczni, posiedzimy, pogawędzimy..
-No jasne, na pewno będzie świetnie. Zwłaszcza, że wśród tych nielicznych będzie Mikołaj, który na pewno nie przepuści okazji, żeby mi dopiec.
- Eh.. - westchnęła Judyta, zgarniając książki ze szafki. - Zrobisz jak będziesz chciała.
- I o to chodzi. - odpowiedziałam, trzaskając drzwiczkami.
Pewnym krokiem udałam się pod salę biologiczną i oparta o ścianę czekałam na profesorkę. Judyta niepewnie podeszła obok mnie i nic nie mówiąc posłała mi uśmiech. Odpowiedziałam jej tym samym, chociaż w głębi duszy byłam na nią zła.Po skończonych lekcjach podleciała do nas Martyna, mówiąc o planach ogniskowych. Słuchałam, żeby nie było, chociaż drugim uchem wypuszczałam każde jej słowo. Do domu dotarłyśmy autobusem, przemierzając 5 kilometrów zatłoczonych ulic. Mieszkamy obie na osiedlu, poza zasięgiem spalin i tramwajów. Zaciszne, zalesione, cudowne miejsce. - Wpadniesz dzisiaj? - zapytała, kiedy zatrzymałyśmy się pod jej domem.
- Nie wiem, zobaczę co mam do roboty w domu. - próbowałam się wykręcić.
- Okej, w razie co to wpadaj. Jestem cały dzień sama..
- Spoko. Na razie. - rzuciłam i poszłam parę metrów dalej, do siebie.
Czekał na mnie przygotowany obiad. Rodzice byli już w domu i oboje pichcili w kuchni.
- Cześć wam. - przwitałam się obojętnie.
- Cześć Maju, jak tam w szkole? - zapytał tato.
- Dobrze, w sumie jak zawsze..
- Umyj ręce i chodź na obiad, już podaję. - odezwała się mama.
Zrobiłam tak jak poprosiła. Rodzice śmiali się i opowiadali co się wydarzyło u nich w pracy, ja natomiast siedziałam z posępną miną i z przymusu wciskałam w siebie mięso z kurczaka.
- Kochanie.. coś się dzieje? - zagadnęła mama.
Ocknęłam się i ujrzałam ich wzrok na sobie.
- Nie.. co się tak patrzycie?
- Martwimy się po prostu.. jesteś jakaś nieobecna, smutna. Coś się stało?
- Nic się nie stało. No, może oprócz tego, że jestem gruba i nikt mnie nie akceptuje.
- Eh.. Maju.. rozmawialiśmy na ten temat już tyle razy..
- Wiem mamo, wiem. Nic nie możecie zrobić. Przecież nie da się mnie ot tak odchudzić.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siemanko Ziomki!
No to jestem z kolejnym rozdziałem, mam nadzieję, że się spodoba :D Do zobaczenia w następnym ;) :* !
CZYTASZ
Przyjaźń czy miłosc?
Roman pour Adolescents- Uważaj jak łazisz, grubaśnico! Mikołaj. Nie pierwszy raz słyszę od niego takie słowa, kierowane pod moim adresem. Nawet jeśli niechcący potrąciłam go łokciem, przeciskając się przez tłum uczniów na szkolnym korytarzu.