Rozdział 53

3.8K 180 0
                                    


  Ale co by nie było, makaron sama ugotowałam! Około godziny 11.00 dostałam od niego niezbyt ciekawą informację. 

- Halo? - odebrałam, kiedy zadzwonił. 

- Maja przepraszam cię, ale nie będę mógł przyjechać... 

 - Co? Dlaczego? - zapytałam zmartwiona.

 - W hotelu mamy taki zapieprz w ten ostatni weekend, że nie wyrwę się nawet na jeden dzień nie ma szans, żebym zostawił z tym wszystkim Alę. Przepraszam cię

 - Nie no... rozumiem... - wydukałam, chociaż w sercu poczułam ogromną przykrość. 

- Wiem, że jesteś zła, ale musisz mi to wybaczyć obiecuję, że nadrobimy ten czas

 - Jest mi smutno, bo to ostatni weekend wakacji, nie wiadomo czy później będziemy się spotykać jak zacznie się szkoła ale spokojnie, rozumiem i nie będę zła. 

- Jeśli chodzi o spotkania to będziemy widywać się regularnie, o to nie musisz się martwić. 

A jednak, zmartwiłam się. Odłożyłam telefon na stół, robiąc zrezygnowaną minę. W tym samym czasie mama weszła do kuchni. 

- I co, o której będzie Damian? - zapytała, patrząc przez okienko piekarnika na placek.

 - Nie musisz się tak starać nie przyjedzie.

 - O kurcze... coś się stało? - zapytała, patrząc mi w oczy. 

- Nie to znaczy tak. Mają zapieprz w pracy i nie da rady się wyrwać 

- A może to tylko taki pretekst? Może znowu chce ci zrobić niespodziankę?

 - Nie wyczułabym po jego głosie. Tym razem nie będzie surprise - wzruszyłam ramionami w geście bezradności. 

- Przykro mi  widziałam jak się cieszyłaś na jego przyjazd

 - Za każdym razem się cieszę, sama wiesz jak to jest na odległość, ale trudno - wymusiłam blady uśmiech. - Idę z Popim na krótki spacer. 

- Dobrze, ale wróć na obiad.

 - Będę na pewno. 

Zapięłam psu smycz i wyszłam z domu, ciągnąc tego głodomora za sobą.

 - Popi, co ci dzisiaj jest? - zapytałam, kiedy byliśmy już w parku. - Powinieneś biec przede mną, a nie wlec się za mną.. 

W odpowiedzi uraczył mnie machaniem ogona. Pokręciłam na niego głową i puściłam go wolno, żeby wybiegał się na trawie. Popi tymczasem rozłożył się wygodnie na trawniku i wygrzewał grzbiet na słońcu. 

- Musisz być bardziej rygorystyczna - usłyszałam za plecami miękki znajomy głos. Odwróciłam się. Przede mną stanęła Judyta- Cześć - dopowiedziała, robiąc zmieszaną minę.

 - Cześć - mruknęłam w odpowiedzi. 

- Ale ładnie opalona jesteś, byłaś gdzieś na wakacjach? - zapytała.

 - Wróciłam niedawno z Mazur, byłam u Damiana. Co u Ciebie? 

- Wszystko w porządku, chociaż właściwie nie do końca... 

Skuliła się, aż mi się przykro zrobiło. Próbowałam udawać twardą, chociaż serce krajało mi się na widok zrozpaczonej miny przyjaciółki. 

- Coś się stało? - zapytałam.

 - Chodzi mi o nas... 

- Mhm. - ucięłam.

 No tak, mogłam się tego spodziewać.

 - Pogadamy? 

- Możemy. - rzuciłam. - Ale bardziej pod wieczór, teraz muszę iść na obiad. 

- Spoko. Zadzwonię, okej?

 - Ok. - wzruszyłam ramionami. 

- To do zobaczenia. 

Wyminęłam ją i zaczęłam wołać Popiego. Po chwili byliśmy już w domu. Nie wiedziałam czy się cieszyć czy płakać na spotkanie z Judytą.  

Przyjaźń czy miłosc?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz