*eight.

3.8K 206 4
                                    

Siedziałam na betonowym, zimnym parapecie, przyglądając się widokiem za kratkowanym oknem. Niekończący się las, który otaczał miejsce mojego uprowadzenia, uświadamiał mnie w przekonaniu, że szanse na ucieczkę są praktycznie niemożliwe. W dodatku moi porywacze na pewno nie są tacy głupi, aby zostawiać drzwi otwarte.

Kurczowo trzymałam dłoń na bolesnym brzuchu. Każdy ruch sprawiał mi cierpienie. Miałam również mały problem z oddychaniem, co potęgowało mój strach. Wmawiałam sobie, że to po prostu stres pobytem tutaj, ale nie mogłam wyzbyć się poczucia, że coś zostało uszkodzone w moim ciele. Po moim policzku spłynęła łza. Kolejny raz dopuściłam się do idiotycznego pomysłu. Przecież gdybym siedziała w tym głupim pokoju, nikt by mnie nie zauważył podsłuchującej. A co gorsza, nie dostałabym kolejnego uderzenia w brzuch. Tyle że za późno już na gdybanie. Stało się. Po raz nie wiem już który moja głupota nie zaznała granic.

W pewnym momencie usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Podniosłam głowę, a w progu ukazał się wysoki brunet z blond kosmykami. Ubrany był w zwykły czarny T-shirt z jakimś dziwnym nadrukiem, czarne rurki i tego samego koloru adidasy. Na twarzy wymalowany miał kpiący uśmiech, a w oczach dostrzegłam nieznany mi błysk. Chłopak sprawiał wrażenie wyluzowanego, a jednocześnie kogoś kto ma zdecydowanie za wysokie mniemanie o sobie.

- Wyglądasz tragicznie. - parsknął, podchodząc bliżej.

Prychnęłam pod nosem. Odwróciłam wzrok ponownie patrząc się na nudny las. Ile bym dała żeby teraz jakimś magicznym sposobem pojawiła się tu policja. Zastanawiał mnie jeden fakt. Dlaczego nikt mnie nie szuka? A może rodzice umierają z przerażenia, a radiowozy szukają już mnie po całym Sydney? Nieświadomie zaśmiałam się pod nosem. Rodziców nigdy nie interesowało to co się ze mną dzieje. Właściwie to moje porwanie było im na rękę. Nie muszą już użerać się z niechcianym osobnikiem w ich domu.

Odkąd moja siostra Amel została zamordowana, rodzina obwiniła mnie o wszystko. Gdyż gdyby dziewczyna nie pojechała mnie odebrać ze ośrodka psychologii, a potem gdyby nie zepsuł jej się przewód w samochodzie z paliwem, nie utknęłybyśmy w ciemnym lesie. Nie znalazłby nas żaden morderca i nikt nie musiałby przeżywać żałoby mojej siostry. Jednak kto mógł przewidzieć, że tyle przeciwności losu nam się przydarzy? Nikt. Najgorszy w tym wszystkim był fakt, że nikt nie przejął się moim samopoczuciem. Nikt nie zapytał jak się z tym wszystkim czuję. Czy czegoś mi potrzeba, brakuje. Zostałam ze wszystkim sama. Życie straciło jeszcze bardziej sens. Bez siostry, która zawsze podtrzymywała mnie na duchu, nie miałam potrzeby walczyć o swoje życie, o siebie. Kilkakrotnie próbowałam się zabić, jednak jakimś cudem wychodziłam cało. Dlaczego...

Nagle poczułam przeszywający ból na policzku. Momentalnie otrząsnęłam się z natłoku myśli i ze strachem spojrzałam na chłopaka, który przed chwilą mnie uderzył.

- Mówiłem coś! - patrzył na mnie z wyższością. Był zły. Jego klatka piersiowa unosiła się w szybkim tempie. Powoli wstałam z parapetu, unosząc się na równe nogi. Przysunęłam się bliżej ściany, wyczekując tego co za chwilę mogło sie wydarzyć. Wtem brunet złapał mnie dość mocno za nadgarstki, umieszczając je nad moją głową. Mimowolnie zaczęłam szybciej oddychać. Chłopak lustrował uważnie mnie wzrokiem. Dłużej zatrzymał się na odpiętej, porwanej koszuli, która ukazywała mój biały stanik. Chciałam się zakryć, ale nie mogłam.

- Co ty z sobą zrobiłaś dziewczyno? Twoje piersi, a raczej ich brak, wyglądają paskudnie. - zrobił krzywy grymas na twarzy. Momentalnie wewnątrz oblał mnie taki smutek aż samej zrobiło mi się przykro.

- Odejdź. - jęknęłam

Jednak chłopak zamiast odwrócić wzrok i zostawić mnie samą, bezkarnie odsunął materiał koszuli, po czym po chwili całkowicie ją zerwał. Pisnęłam przerażona. Próbowałam się wyrwać, lecz mężczyzna mocniej przytrzymał mnie do ściany swoim ciałem.

Zniszczona; HemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz