- C-czego chcesz?! - krzyknęłam. - Odejdź ode mnie! Nie zbliżaj się! - krzyczałam.
Przede mną stał człowiek, który zniszczył moje życie.Jak on tu wszedł?!
- Spokojnie, kochanie. - uśmiechnął się. I o cholera, on ma w ręce nóż!
- Zostaw mnie!
W jednej chwili podszedł do mnie, popchnął mnie na ścianę i zakleił mi usta.Kurwa.
Teraz to na pewno mnie nikt nie uratuje.Mężczyzna zaczął rozpinać guziki mojej piżamy. Szybko i gwałtownie. Próbowałam wyrwać się mu, ale zbyt mocno trzymał mnie za ręce. Nagle poczułam, jak przejeżdża nożem po moim brzuchu. Po mojej bliźnie! Łzy spływały mi po policzkach. Znowu stawałam się bezsilna. Lecz w pewnym momencie, wpadłam na pomysł. Jedyny, który mógł mnie uratować. Zebrałam wszystkie siły i uderzyłam kolanem w czuły punkt swego sprawcy. Mężczyzna poluźnił swój ucisk i w końcu mogłam się wydostać. Szybko wybiegłem z pokoju, odrywając taśmę z moich ust i zaczęłam krzyczeć i wołać o pomoc.
Podbiegło do mnie dwóch ochroniarzy i jakaś pielęgniarka.
- W moim pokoju jest morderca! Niech mi ktoś pomoże! - płakałam i krzyczałam.
Jeden z ochroniarzy wszedł do pomieszczenia i szybko podbiegł do kulącego się z bólu psychola.
- Kim pan jest? I co pan tutaj robi? - pytał funkcjonariusz. Kiedy zauważył u niego broń, od razu zawołał swojego kolegę i razem wyprowadzili stamtąd mordercę.
- Jeszcze cię dopadnę i skończę to, co zacząłem. - powiedział, znikając razem z ochroniarzami.Wzdrygnęłam się na te słowa. Bałam się go, że znajdzie mnie i ponownie mnie skrzywdzi.
- Lucy! Co tu się dzieje? - usłyszałam zdenerwowaną moją pielęgniarkę. To znaczy Juliet.
- B-bo... T-ten.. O-on...- nie dałam rady wydusić z siebie słowa. Nadal byłam przerażona tym, co się stało kilka minut temu.
Przez te zamieszanie, nie zauważyłam ile ludzi zebrało się dookoła. I wszyscy teraz patrzą się na mnie.
- Wiem, że jestem gruba, ale może najpierw spojrzelibyście na siebie?! - krzyknęłam do nich. Nagle wszyscy ucichli i zrobili smutne miny. Może nie powinnam była tak na nich naskakiwać, no ale kurwa, czy nie mają swojego życia?
- Lucy! - złapała mnie Juliet i zaprowadziła do mojego pokoju, zamykając za sobą drzwi. - Co w Ciebie wstąpiło? Zabrania się obrażania pacjentów szpitala! I kim był ten człowiek? Wiesz, że nie wolno przyprowadzać kogoś bez wcześniejszej konsultacji. - mówiła na jednym wdechu.
- Przepraszam, ale nie mogłam już wytrzymać. A ten człowiek... T-to... - czułam jak się rozklejam. - T-to...
- I o Boże! On miał nóż! Jak to się stało, że nikt go nie zauważył?! Muszę porozmawiać z dyrektorem o zastosowaniu lepszej ochrony. - przerwała mi, z czego się cieszę. Nie będę musiała jej tego mówić. Przynajmniej narazie spróbuję się z tego wymigać. - A wracając, znasz tego mężczyznę?
- Naprawdę Cię przepraszam, ale nie dam rady teraz o tym mówić. Jestem zmęczona tym wszystkim. Proszę, czy mogę choć trochę odpocząć?
- Dobrze, porozmawiamy o tym kiedy indziej. Prześpij się, a ja wrócę do ciebie za jakiś czas, przypominając o obiedzie. I bez żadnych wykrętów, bo mamy tu sposoby na takich jak Ty. - i wyszła z mojego pokoju. Przeraziłam się trochę na ostatnie jej słowa. "Mamy sposoby na takich jak Ty." Z myślą nad sensem tych słów, odleciałam do krainy Morfeusza.* * *
Siedziałam wypoczęta na łóżku, czekając, aż przyjdzie po mnie Juliet. Zastanawia mnie fakt, co mi zrobią jak nie będę chciała jeść. Bo naprawdę nie jestem głodna.
No dobra, jestem. Ale jedzenie to jest coś, na co nie mogę patrzeć. Przypomina mi o tym, że jak zjem, to będę jeszcze grubsza.
Moje myśli zostały przerwane przez wchodzącą do pokoju pielęgniarkę.
- Już wszystko dobrze, Lucy? Jeśli tak, to wstawaj i idziemy na obiad.
Wyszłyśmy i kierowałyśmy się na stołówkę.
Pomieszczenie było bardzo duże, podzielone na trzy strefy. Od tych najmniej chorych, do najbardziej. Ja byłam przydzielona do drugiego stopnia.Serio aż tak ze mną źle?
Juliet zaprowadziła mnie do stolika, przy którym siedziały już dwie dziewczyny i tyle samo pielęgniarek.
- Usiądź tu, a ja Ci przyniosę jedzenie. - powiedziała.
Nie pewnie usiadłam i spojrzałam na osoby siedzące przede mną. Jedna z tych dziewczyn miała kręcone, blond włosy do ramion i szczerze mówiąc, oprócz tego, nie miała nic ładnego. Blada twarz, sińce pod oczami, spieczone, opuchnięte usta i chuda jak szczypior. Ta druga wcale nie lepsza. Brunetka, blada jak ściana i wychudzona.Nie wiem czy się śmiać czy płakać. Nie wiem czy ja również tak wyglądam. Nie wiem co o tym myśleć...
- Lucy, to twoje jedzenie. Kurczak z ziemniakami i sałatka. Masz to zjeść. - powiedziała Juliet.
Brzmi tak dobrze. Ale nie mogę.Nie chcę.
Pielęgniarka usiadła obok mnie i gestem ręki wskazała abym jadła. Widząc, że nie mam zamiaru tego tknąć, zawołała jakiś dwóch, napakowanych typków.
- Albo to zjesz, albo ci dwaj panowie coś Tobie zrobią. To nic miłego.Przepraszam, co? Co to za szpital?! Nie zjem czegoś to będą mnie gwałcić? Czy grom wie, co mi zrobią.
- Myślałam, że szpital oznacza pomagać. - powiedziałam.
- Owszem, dobrze myślałaś. Tyle że u nas, jeśli ktoś nie chce się leczyć, jest poddawany karze. Więc wybieraj droga damo.
Kurcze. Dzisiaj spróbuje coś zjeść, bo nie ukrywam, boję się ich. Potem porozmawiam z tymi dziewczynami. Na pewno coś o tych karach wiedzą.
- Zjem. - powiedziałam krótko.
- Cieszę się. - uśmiechnęła się Juliet.Po obiedzie, bardzo trudnym i męczącym obiedzie, zostałam odprowadzona do jakiegoś wielkiego pokoju, w którym znajdowało się dość sporo ludzi. Dowiedziałam się, że pacjenci nazywają na to salon i tu można spędzać swój czas wolny. Dobre i to.
Usiadłam na wolnej kanapie i wpatrywałam się w tutejszych ludzi. Wtem ktoś się do mnie dosiadł.
- No witaj maleńka.
CZYTASZ
Zniszczona; Hemmings
Fanfiction~ W TRAKCIE KOREKTY ~ Życie siedemnastoletniej Lucy Wooden nie jest kolorowe. Zmaga się z problemami, które przypominają jej tylko o swojej drastycznej przeszłości. Nie potrafi tego zapomnieć. Została skrzywdzona przez los i nikomu nie pozwala dojś...