Razem z Juliet siedzę przy stoliku. Ona wpatruje się we mnie i pogania do jedzenia. Ja.. bawię się widelcem.
- Będziesz tu siedzieć tak długo, aż zjesz. - powiedziała już nie co zirytowana.
- Ale ja nie chcę jeść. - westchnęłam.
- Lucy! Przestań już udawać! Każdy dobrze wie, że jesteś głodna. Nie oszukuj siebie ani ludzi wokół. Pozwól w końcu sobie pomóc. - mówiła nieco podniesionym głosem pielęgniarka.Stwierdziłam, że już nie będę się odzywać. Wtem zauważyłam, jak ktoś zmierza w moim kierunku.
- Siemka, Lucy. - przywitała się Cassie.
- Ehm, Hej. Co tu robisz?
- Jak to co? Mówiłam, że przyjdę, to przyszłam. - usiadła obok mnie i się popatrzyła. - A Ty czemu nie jesz?
- Lucy się uparła, że nie dotknie w ogóle jedzenia, gdyż nie jest głodna. - odpowiedziała Juliet.
- Ogłupiałaś? Jesteś tak chuda, że aż trudno na Ciebie patrzeć! - krzyknęła Cass. - Wybacz, ale to prawda. Powinnaś w końcu uwierzyć w to, iż tak jak siebie postrzegasz, to zupełnie nie to, co my widzimy.Teraz już nie wytrzymałam. Wstałam od stołu i wybiegłam ze stołówki prędko do swojego pokoju. Nie mogę patrzeć na nich wszystkich. Ludzi, przez których tu jestem i ludzi, którzy teraz mówią, że wyglądam okropnie. Wtedy to mówili i teraz o tym pieprzą. W kółko to samo.
Szybko wpadłam przez drzwi, zamykając je i rzuciłam się na łóżko.Nie daję już rady..
Amel, jeśli gdzieś tu jesteś, proszę pomóż mi.W tym momencie słyszę pukanie do drzwi.
Oh, szybka jesteś.
Ktoś wszedł bez mojej interwencji i poczułam, że usiadł na łóżku obok mnie.
- Dlaczego wybiegłaś ze stołówki? - czyli to jednak Cassie.
Nie odpowiedziałam. Liczyłam, że wyjdzie stąd i zostawi mnie samą.
- Jeśli myślisz, że jak nie będziesz mi odpowiadać na pytania, to wyjdę, to się grubo mylisz. - oh ironio losu.Wstałam i oparłam się o ścianę. Wytarłam łzy i popatrzyłam się na dziewczynę.
- Czego Ty ode mnie chcesz? - warknęłam.
- Chcę Ci pomóc, Lucy.
- Nie potrzebuje litości.
- Ale to nie jest litość! Mówię poważnie.
- Weź nie pierdol. Masz tu masę ludzi takich jak ja. Czemu to akurat mnie wybrałaś?
Dziewczyna zamyśliła się.
- Kiedy Cię wtedy zauważyłam na tej kanapie - samą, smutną i przygnębioną, stwierdziłam, że muszę Cię poznać. Oczywiście widziałam poza tobą inne dziewczyny, ale to Ty wzbudziłaś we mnie największe zainteresowanie. Wydajesz się taka zagubiona we własnym świecie...
Nie mogę już tego słuchać. Przerwałam jej wypowiedź.
- W tej chwili stąd wyjdź! - krzyknęłam.
Cass wyraźnie zaskoczona moją reakcją, patrzyła na mnie zdezorientowana.
- O co Ci chodzi?
- Wypad! - czułam, że zaraz wybuchnę mocnym płaczem.
- Jesteś nienormalna! Ja tu chcę Cię tylko poznać i Ci pomóc, a Ty się na mnie rzucasz! Dobra, droga wolna. Jeb się! - rzuciła, po czym wyszła z pokoju, trzaskając drzwiami.Po tym wydarzeniu, rozpłakałam się na dobre.
Nie chcę zawierać żadnych przyjaźni.
Nigdy.* * *
Pół godziny temu zostałam siłą zaprowadzona do jakiejś małej sali. Wyrywałam się i krzyczałam, ale nic to nie dawało. Nie mam pojęcia, o co w tym chodzi. Leżę na niewygodnym łóżku, przywiązana pasami. Głowa boli mnie niemiłosiernie, w dodatku jest mi nie dobrze.
Wtem wchodzi do środka jakiś mężczyzna w średnim wieku. Ma ciemne włosy i dość niemiły wyraz twarzy. Ubrany jest w biały kitel. Czyżby lekarz?
- Witaj, nazywam się dr Manson.
I tyle? Postanowiłam sama działać.
- Co ja tutaj robię? Dlaczego jestem przywiązana pasami? I czemu tak cholernie źle się czuję?
- Spokojnie. Musieliśmy tutaj Ciebie przenieść, bo nie spełniasz wymagań szpitala.
- Co to znaczy?
- Nie dostosowujesz się do leczenia. Nie jesz swoich posiłków, a Twoja waga zupełnie się nie zmienia. Dlatego zostałaś przeniesiona do mnie.
- Nie rozumiem.
- Będziesz leczona mimo woli, na siłę.O kurwa. Brzmi strasznie.
- Jesteś przywiązana, abyś przypadkiem stąd nie uciekła. A czujesz się tak dlatego, ponieważ dostałaś silne środki uspokajające. Trochę się nam tu wyrywałaś..
- Jak długo tu zostanę?
- Aż Cię wyleczymy. Wszystko zależy od tego, jak Ty będziesz z nami współpracować. Powiem Ci także, że jesteś jedną z nie wielu osób, które tu trafiają. To już są przypadki ostatniej szansy. Takie jak Ty, którym nawet katowanie w niczym nie przeszkodzi.Podszedł do mnie i popatrzył coś w urządzeniach obok mnie.
- Oj dziewczyno, dziewczyno. Coś Ty z sobą zrobiła... Masz 165 cm wzrostu i ważysz zaledwie 29kg. To jest już na skraju śmierci. Ale postaram się Ci pomóc mimo wszystko.
- Ale..
- Nie ma żadnego ale. Jak Ci wspominałem, to jest leczenie przymusowe i nie masz nic do gadania. Jednak ważna jest twoja współpraca. Bo jak nie, to pożegnamy się szybciej niż myślisz. I to Ty się pożegnasz.Co ja mam robić? To już nie są żarty, nie mam żadnej przepustki, żeby uciec od jedzenia. Może w końcu warto stanąć na nogi? Pokazać wszystkim, że umiem zawalczyć za siebie i mimo tego, że nie mam nikogo, wyjść z tego? Amel na pewno nie chciałaby abym się poddała. Zawsze uczyła mnie, że trzeba walczyć do samego końca. Nawet jak już nic nie pozostało, to i tak próbować się podnieść i iść z podniesioną głową.
To ona mnie stawiała na nogi.
To dzięki niej przestałam się samookaleczać. I dzięki niej próbowałam pozbyć się anoreksji.A teraz? Teraz nie mam nikogo, kto by mi w tym pomógł. Wsparł mnie i dodał otuchy. Muszę zrobić to sama.
A przynajmniej wezmę się w garść i zawalczę o siebie.
Czas wyleczyć się z tego ustrojstwa.
CZYTASZ
Zniszczona; Hemmings
Fanfiction~ W TRAKCIE KOREKTY ~ Życie siedemnastoletniej Lucy Wooden nie jest kolorowe. Zmaga się z problemami, które przypominają jej tylko o swojej drastycznej przeszłości. Nie potrafi tego zapomnieć. Została skrzywdzona przez los i nikomu nie pozwala dojś...