twenty-five.

2.6K 145 14
                                    

~ Tydzień później ~

Znajduję się aktualnie w salonie, przyglądając się twarzom tych ludzi. Siedzę i myślę..
Co ja tu właściwie robię?

Przez ten czas, jaki tu się znajduje, nic się nie zmieniło. Nie zaczęłam jeść, jak i nie przytyłam. Oczywiście liczyłam się z konsekwencjami, ale dawałam radę wytrzymać. Przynajmniej tak mi się wydawało do czasu, aż nie zaczęli dość boleśnie mnie bić.

Nadal nie mogę pojąć, kto wymyślił taki szpital?
Zapewne ludzie, którzy myśleli, że formą znęcania się, przywołają nas do porządku.

Co za brednie.

Tak więc siedzę teraz na tej pieprzonej kanapie, w pieprzonym szpitalu z pieprzonymi ludźmi i ciałem w pieprzonych siniakach, bliznach i Bóg wie co jeszcze.

Jak stąd wyjdę, to obiecuję, że ich pozwę.

Tylko teraz pytanie. Jak mam stąd wyjść, jak jestem potencjalnie chora? W życiu mnie stąd nie wypuszczą, dopóki nie zauważą znacznej poprawy.

Sama już nie wiem, czy chcę tu zostać czy nie. Wrócić nie mam do kogo, a dziwką nie chcę znowu być. W sumie nadal nią jestem, ale już nie tak bardzo, jak tam.

Pewnie ciekawi Cię co u Luke'a. Mianowicie Luke przestał mnie odwiedzać, nachodzić i tym podobnie, od czasu, kiedy mnie zaliczył. Tak. Luke Hemmings pieprzył Lucy Wooden. Zapewne myślisz, jak Luke, to coś przyjemnego. Wbrew pozorom.. Był taki, jak jego koledzy. Czy się wyrywałam? Nie, gdyż wiedziałam, że wcześniej czy później w końcu to się stanie. No i się stało. Po tym czasie ani razu go nie widziałam. A ponoć miałam być pod ich opieką.

Chociaż.. Powinnam się cieszyć, że mam w końcu spokój, tyle że ja już nie potrafię się uśmiechać. Nie mam do tego najmniejszych powodów.

*

Do końca czasu wolnego zostało jakieś pięć minut, a do mnie nagle dosiada się jakaś dziewczyna.
- Cześć, jestem Cassie. - wyciągnęła do mnie dłoń. Z wahaniem jej podałam. - Hej, nie gryzę. - zaśmiała się. Przyznam, że mnie zaintrygowała. Wydaje się taka bardzo entuzjastyczna i pogodna. Z tego myślenia, sama zapomniałam się przedstawić.
- Wybacz, nazywam się Lucy.
- Ah, jakie ładne imię. Moja przyjaciółka się tak nazywała.. - nagle wyraźnie posmutniała, ale po chwili znowu wróciła do poprzedniego stanu. - Nieważne. - pokazała swoje śnieżnobiałe zęby. Ogólnie była bardzo ładna. Nie to co ja.. Długie, ciemne, proste włosy, niebieskie oczy i zgrabna sylwetka. - Halo, żyjesz? - wyrwała mnie z tłoku myśli.
- Przepraszam, zamyśliłam się. Jesteś bardzo ładna. - wypaliłam.
- Oh, dziękuję. Dużo osób mi to mówi. - jaka skromna. - A Ty...
- Oszczędź to zdanie dla siebie. - wstałam i kierowałam się do wyjścia, gdyż i tak zaraz bym musiała wracać.
- Ej, nie miałam tego na myśli! - krzyknęła, ale ja już wyszłam z pomieszczenia. Nie chciałam słuchać tekstów jak kto ja źle wyglądam.

*

Leżę na łóżku i myślę o swoim życiu. Nic innego mi nie przychodzi do głowy, gdyż za 10 minut jest kolacja, a ja nie chcę znowu trafić do tych katów. Nadal odczuwam w niektórych miejscach ból, więc nie chcę tego pogłębiać.

W tym czasie ktoś puka do mych drzwi. Juliet weszłaby sama, zatem musi być to ktoś inny. Może Luke? Nie, na pewno nie.
Ostrożnie otwieram i przed sobą widzę tą samą dziewczynę, którą poznałam w salonie.
- Przepraszam, nie chciałam żeby tak wyszło. Mogę wejść?
- Po co tu przyszłaś?
- Pogadać.
- Ale czas wolny i odwiedki już minęły.
- Ale do ciszy nocnej jest jeszcze sporo czasu. - popatrzyła na mnie. - Dobra, jeśli nie chcesz, to spadam.

Przemyślałam wszystkie za i przeciw wpuszczenia jej do środka, po czym stwierdziłam, że nie mam nic do stracenia.
- Wchodź. - wysiliłam się na sztuczny uśmiech.
- Dzięki. - weszła do środka i usiadła na krześle przy biurku.
Zamknęłam drzwi i skierowałam się na łóżko.
- Więc... - przerwała mi.
- O Boże! Co Ci się stało?! - krzyknęła.
- Nie rozumiem.
- Masz posiniaczoną twarz i różne zadrapania! Kurwa, nie mów tylko, że sama sobie to robisz. - zauważyłam przerażenie na jej twarzy.
- Spokojnie, to tylko skutki tego, że nic nie jem.
- O nie. Słyszałam o tych karach. Wolisz być bita?
- Nie, ale nie mam innego wyboru.
- Przecież możesz zjeść.
- Nie mogę.
- Oh, anorektyczki.. Nigdy was nie zrozumiem. - zaczęła obkręcać się na krześle.
- Co to ma znaczyć? - zapytałam wkurzona.
- To całe odchudzanie żeby być idealnym... Halo, idealizm nie istnieje, pogódź się z tym! - podniosła ręce do góry.
- A ja nie zrozumiem takich ludzi jak Ty.
- Eee? To znaczy? - zauważyłam zakłopotanie.
- Przez was zaczęłam się odchudzać. To wszystko wasza wina! - zaczęłam krzyczeć. Słowa same płynęły mi na usta. - Gdyby nie wy, może nie doszłoby do tego. Tego jednego wielkiego gówna, w którym się znajduję! - krzyczałam i płakałam. Rzuciłam się w poduszkę i szlochałam. Nie chciałam żeby kto kolwiek mnie teraz widział.

Niech ona już sobie stąd pójdzie.

- Hej, hej! Nie wiem co brałaś, ale bierz tego mniej.

*Prosimy wszystkich o opuszczenie swoich pokoi i wstawienie się razem ze swoimi pielęgniarkami na kolację. Smacznego*

Uslyszałyśmy w głośnikach.

- Dobra, to ja idę do siebie. Widzimy się na stołówce? - zapytała.
- A n-nie będziemy w o-oddzielnych sektorach? - wyjąkałam.
- To się przeniosę najwyżej.
- Jestem w drugim.
- Ja w pierwszym, ale trudno. Przyjdę do ciebie. Buźka. - pomachała mi i wyszła z pokoju.

Nie wiem co, jak i kiedy, ale zaczynam ją lubić. Ale nie żałuję mojego wybuchu na nią. Jest tak samo winna, jak cała reszta.

Wyszłam z pokoju i razem z Juliet udałyśmy się na kolację.

No to jedziemy.

Zniszczona; HemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz