~ Trzy tygodnie później ~
Minęły trzy tygodnie odkąd zmuszono mnie do leczenia. Przez ten czas miałam mnóstwo terapii. Rzecz jasna, w pierwszych dniach, trudno mi było cokolwiek wziąć do ust. Nawet zaczęłam się zastanawiać, dlaczego pakują we mnie tyle jedzenia i czemu ja się zgodziłam. Jednak po tym, przyszła moja lekarka i dzięki niej, z powrotem zaczęłam się leczyć.
Dr Borrow jest naprawdę miłą kobietą. Dowiedziałam się, że kiedyś sama była chora na anoreksję i to dość poważnie. Lecz dzięki swoim rodzicom i przyjaciołom, wyleczyła się.
Szkoda, że ja nie mam takiego wsparcia. Muszę działać sama i dla siebie, a to cholernie trudne.. Co prawda mogę to zrobić dla siostry, ale co mi z tego, jak jej nie ma... Nie da mi otuchy i nie przytuli, jak będę tego pragnąć.
Brakuję mi jej...
Wtem do sali wszedł lekarz.
- Witaj droga damo. Jak się dziś czujesz? - zapytał pogodnie.
- Nie najlepiej, ale staram się.
- To dobrze. Wstań i się ubierz. Po posiłku masz przepustkę aby wyjść do ludzi. Czyli możesz pójść do salonu i tam spędzić trochę swojego wolnego czasu.
Byłam zaskoczona.
- Serio? Dziękuję! - wykrzyknęłam.
- Nie ma za co. Przez trzy tygodnie jesteś tylko tutaj. Także poprawiłaś się trochę na wadze, a to duży plus.
- Jeszcze raz dziękuję! - cieszyłam się na tą propozycje, bo serio od dawna nie widziałam nikogo innego oprócz tych lekarzy. I szczerze mówiąc, zaczęło mi brakować tych obłąkanych ludzi, bo dzięki nich ten szpital ma jakiś swój klimat.* * *
- Juliet! - krzyknęłam widząc swoją dawną pielęgniarkę. Tak, jej też nie widziałam.
- Lucy, jak miło Cię widzieć. Jak się czujesz? - grr, to już drugi raz, kiedy ktoś się mnie o to pyta. Nie lubię tego pytania...
- Nie najgorzej. Tęskniłam za tobą. - uśmiechnęłam się.
- Oh dziecino, ja również.
- Dlaczego mnie nie odwiedzasz? - zapytałam z pretensją.
- Nie wiem czy wiesz, ale pielęgniarki opiekuńcze nie mają wstępu, tam gdzie Ty się znajdujesz. Dlatego cieszę się, że tu jesteś. - odpowiedziała, zmieniając temat. - Co sobie życzysz do jedzenia?
- Ehm..
Pielęgniarka widząc moje zdenerwowanie, sama coś zaproponowała.
- Dobrze, w takim razie przyniosę Ci coś dobrego. Zaraz wracam.Oparłam się o niewygodne krzesełko i wyczekiwałam przyjścia Juliet.
- Proszę. Kurczak z ryżem, w sosie pomidorowym. - postawiła talerz z jedzeniem na stole. - Spokojnie, to jest zgodne z Twoim leczeniem. Smacznego. - uśmiechnęła się i usiadła naprzeciwko mnie.
Trudno mi to zjeść. W dodatku nie ma w pobliżu nikogo z moich lekarzy, a to źle, bo nie umiem bez nich cokolwiek zjeść.
Wtem, jak na zawołanie, pojawił się obok mnie dr Manson.
- Spokojnie, jestem tutaj. Proszę powoli wziąć widelec i to zjeść. - powiedział.
Nie wiem czemu, ale cała zaczęłam się trząść.
- Lucy, jedz. - namawiała mnie pielęgniarka.
W końcu przełamałam się i wzięłam jedzenie do ust.Jakie pyszne!
*
Po skończonym posiłku, zostałam zaprowadzona do tak zwanego salonu.
Siedzę na swojej dawnej, ulubionej kanapie i patrzę się na znajdujących się tu ludzi. Każdy ciągnący jakiś swój ciężar. Jedyny i niepowtarzalny.
Moją uwagę przykuła kobieta z długimi kręconymi włosami, która kiwa się na wszystkie możliwe strony, gadając do siebie. Albo siedząca niedaleko mnie młoda dziewczyna z ciemną czupryną, która patrzy się zawzięcie w ścianę, bez jakiego kolwiek ruchu.
Zaraz. Skądś ją znam. Przypatrzyłam się bardziej sylwetce i już wiem. Przecież to Cassie. Wstałam z kanapy i wolnym krokiem podeszłam do niej. Od ostatniego razu, kiedy ją widziałam, trochę minęło. Chyba nawet powinnam ją przeprosić za mój wybuch.
- Cassie? - zapytałam żeby się upewnić.
Dziewczyna nagle ocknęła się i popatrzyła na mnie w zupełnym zaskoczeniu.
- Lucy? Co Ty tutaj robisz?
Kompletnie jej nie rozumiem.
- To znaczy?
- Ostatnio wręcz wyrzuciłaś mnie z pokoju, a potem już Cię nie widziałam. Myślałam, że coś Ci się stało. - wstała i rzuciła się na mnie, mocno mnie przytulając. Widząc moją reakcję kompletnego otępienia, odsunęła się ode mnie.
- Wybacz, po prostu tęskniłam.
- To ja Cię przepraszam. Nie powinnam była tak na Ciebie krzyczeć. Ale...
- Cii.. - ucieszyła mnie. - Nie gniewam się. Widocznie miałaś do tego powód. Ale teraz mów, gdzieś Ty była przez tyle czasu! - krzyknęła nagle.
- Zostałam zmuszona do leczenia. Przez trzy tygodnie próbuje pozbyć się anoreksji.
- Serio? To świetnie! Ale jak to się stało, że nie stawiasz oporu? A może stawiasz, tylko oni o tym nie wiedzą...
- Niee.. Staram się leczyć. Co prawda trudno jest, ale chcę w końcu wyleczyć się z tego. Zdecydowanie za długo się już to ciągnie. - zatrzymałam się na chwilę aby nabrać powietrza. - Ale największym powodem było to, iż byłam na skraju śmierci.
- Oh Lucy! Do czego Ty się doprowadziłaś..? Ale nieważne. Teraz zapewne już będzie tylko lepiej. Pomogę Ci.
- Ale nie możesz. - nie chcę...
- Ogłupiałaś? Przecież potrzebujesz tam wsparcia.
- Ale..
- Nie ma żadnego ale! Nie powstrzymasz mnie, a ja wiem, że pomoc drugiej osoby jest tu najważniejsza. Musisz z tego wyjść, a ja Ci w tym pomogę!Tego się nie spodziewałam. Chociaż sama chciałam aby ktoś mnie wsparł w tych ciężkich chwilach. Może to nie będzie takie złe?
Nigdy się nie dowiem, jak nie spróbuję.
- Dobrze. Powiem moim lekarzom, że znalazł się ktoś do pomocy.Dziewczyna znacząco się uśmiechnęła.
- Zobaczysz, będzie fajnie. Dzięki mnie, wyjdziesz z tego.Mam nadzieję.
Ale czy nie za późno na nią?###
Wybaczcie za brak rozdziału..
W końcu znalazłam wolny czas, zatem w weekend może pojawić się następny 😏.
CZYTASZ
Zniszczona; Hemmings
Fanfiction~ W TRAKCIE KOREKTY ~ Życie siedemnastoletniej Lucy Wooden nie jest kolorowe. Zmaga się z problemami, które przypominają jej tylko o swojej drastycznej przeszłości. Nie potrafi tego zapomnieć. Została skrzywdzona przez los i nikomu nie pozwala dojś...