twenty-one.

2.9K 166 3
                                    

Luke POV:

Czekamy pod tymi gównianymi drzwiami już z dwie godziny. Oszaleję tu zaraz, jak nie dowiem się, co z nią jest.
Pukam po raz nie wiem już który.
- Ile jeszcze?
- Właściwie już skończyłem. Ale nie może jeszcze nikt wejść. Musi odpoczywać.
- Czemu tak długo?
- Dziewczyna straciła naprawdę dużo krwi. I gdybyście przynieśli ją do mnie o jakieś kilka minut później, nie byłoby kogo ratować. - zamykając drzwi, rzekł jeszcze. - Nie musicie tutaj czekać. Pójdziecie się przespać. Jak się wybudzi, to was poinformuje.

Podszedłem do chłopaków i wyjaśniłem sytuację. Oni tylko kiwnęli głowami i ruszyli w swoją stronę.
- Idziesz z nami? - zapytał Calum.
- Zostaję.
- To jak sobie chcesz.
Oparłem się o ścianę i zacząłem zastanawiać się, co teraz będzie. Niby miałem do niej przyjść i tylko załatwić swoją sprawę, a okazało się zupełnie co innego. Powinienem teraz pieprzyć jakąś laske, a nie siedzieć tu i czekać aż ta dziwka się wybudzi.

Kurwa. Lucy nie jest dziwką! Już drugi raz widziałem ją chcącą popełnić samobójstwo. Tyle że w końcu jej się udało.. prawie. I znowu udało mi się ją uratować. Gdybym wtedy nadal siedział w jej pokoju, za pewne byłoby już za późno. Jasna cholera. Co ta dziewczyna ze mną robi.
Nie dość, że się o nią zaczynam co raz bardziej martwić, to jeszcze zaprząta mi głowę. Nie mogę o niej myśleć.

Nie chcę o niej myśleć.

* * *

Czuję, jak ktoś szturcha mnie o ramię.
Niechętnie otwieram oczy i widzę jakąś białą postać.
Kurwa. Czy to ja już umarłem?
- Luke. - słyszę.
Przecieram oczy, żeby zobaczyć lepszy obraz i jak się okazuje, przede mną stoi Wilson.
- Co jest? Co z Lucy? - pytam, wstając.
- Panienka obudziła się kilka minut temu, ale..
- Ale co kurwa? - krzyknąłem.
- Ale ciągle płacze. Nie mogę jej podać środków uspokajających, bo jeszcze całkiem nie dawno podawałem jej jakieś leki. Czy mógłby..- zatrzymał się. - Czy mógłbyś Ty ją jakoś uspokoić?
- Zobaczę co da się zrobić.
- Dobra, to wejdź. Będę u siebie.
Lekko uchyliłem drzwi i ujrzałem zapłakaną dziewczynę. Powoli podszedłem do niej i zapytałem.
- Wszystko w porządku?

Lucy POV:

Zobaczyłam Luke'a idącego w moją stronę. Co on tu robi? Dlaczego nie mogą dać mi spokoju? I dlaczego ja nadal żyje? Pewnie jakimś cudem udało im się mnie uratować.

Brawo Lucy. Nawet zabić się nie umiesz.

- Nie podchodź do mnie! - krzyknęłam.
- Lucy... - nie dałam mu dokończyć.
- Nie! Dlaczego znowu żyję? I nie dałam Ci jasno do zrozumienia, że nie chcę mieć z tobą nic do czynienia?!
- Kurwa. Miałem Ci tylko przekazać, że jutro jedziesz ze mną i Ashem do szpitala. Zadowolona?! - krzyknął.
Czyli to oznacza, że jutro w końcu bym stąd wyszła. Chociaż co to za wolność, skoro ponownie zamkną mnie w jakimś szpitalu. Przecież nic mi nie jest. Na siłę chcą zrobić ze mnie wariatkę.
Chciałam coś odpowiedzieć, ale nie umiałam dobrać odpowiednich słów. Ale zaraz. Jeśli on ze mną jedzie, to znaczy, że będzie się mną opiekował?!
Nie wytrzymam.
Nie wytrzymam dłużej.

Czemu całe życie mam pod górkę? Cały czas leże i nie mogę wstać, bo głupia karma nade mną krąży.
Myślałam, że w końcu uda mi się zakończyć rozdział porwania mnie na dobre, jednak myliłam się. Jak zawsze z resztą.

Jestem żałosna.

* * *

~ następnego dnia ~

Dziś jest ten dzień. Dzień, kiedy stąd wyjdę. Dzień, w którym skończą się tortury i gwałty. Oraz dzień, kiedy znowu mnie zamkną.

*
Stoję w salonie chłopaków i czekam na jakieś wiadomości dotyczące wyjścia. Wcześniej pozwolili mi się umyć oraz przebrać. Jak pomyślę, że te ubrania miały na sobie inne stąd dziewczyny, chce mi się rzygać. Ale muszę wytrzymać. Zaczynam kolejny rozdział w swoim życiu, w którym chcę pokazać, że jestem silna. Znając mnie, wydarzy się jeszcze mnóstwo przygód, ale obiecuję sobie:

Nigdy się nie poddam.

Chcę żyć i udawać, że nic mi nie jest. Pomijając wszystkie inne fakty.

Wyjdę z tego. I nawet jak będzie już naprawdę źle, poradzę sobie.

Z rozmyślań wyrwał mnie głos Asha, który wręczył mi jakieś papiery.
- To jest twoje skierowanie do szpitala. Masz się tam stawić dzisiaj o 15:00. - podszedł do jakiejś szafki, informując mnie jeszcze. - Ja i Luke podwieziemy Cię pod sam szpital. A ty pójdziesz prosto do niego. I przypominam. Żadnej policji.
- A gdzie Luke będzie mieszkał? - zapytałam zmieszana.
- On po prostu będzie cię codziennie odwiedzał. A jak już wyzdrowiejesz, zobaczymy co będzie dalej.
- Okej.

I tak oto stoję teraz przed tym gównianym szpitalem i zastanawiam się tylko nad jednym.

Na co ja się zgadzałam?!

Zniszczona; HemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz