Od mojego porwania minął tydzień. Przez ten czas moje życie ponownie zamieniło się w totalny koszmar. Boże dlaczego na to pozwalasz? Dlaczego zamieniasz moje życie w piekło? Czym zawiniłam? Co zrobiłam? Kogoś skrzywdziłam? Czy moje grzechy były aż tak złe żebym teraz musiała pokutować? Boże, czemuś mnie opuścił?
Przez ten czas wszystko było robione wbrew mojej woli, do wszystkiego mnie zmuszali i nie miałam chwili na odetchnięcie. Nie dość, że wcześniej byłam zniszczona, to teraz byłam do cna zrujnowana, zburzona i pozbawiona jakiejkolwiek godności. Znęcano się nade mną, torturowano, gwałcono... Byłam totalnie poturbowana. Nie miałam już siły na nic. Nie takiego życia oczekiwałam. Nie takiego życia pragnęłam, odkąd postawiłam pierwszy krok. Miało być pięknie, kolorowo, świat miał być wymalowany kolorami tęczy. Gdzie są jednorożece? I krasnoludki? Elfy czy wróżki? Wszelkie postacie z bajek o barwnym istnieniu? Szczęście? Radość? Gdzie podziały się wartości? Wolność?
Wszystko zaginęło gdzieś w trakcie stawiania kolejnych kroków. Umarło jak stare drzewo, wyobrażenie o kolorowym świecie legło w gruzach, kiedy tylko przekonałam się jak życie potrafi być okrutne. Jak ludzie mogą pozbawić cię ostatniego oddechu. Jak rzeczywistość zamyka Cię w bańce pełną złych wyborów, postaci o czarnym charakterze, osób, które zrobią wszystko aby zniszczyć Cię. A przy tym stać się kimś lepszym, pozbywając się nic nie znaczącego pionka. Bo właśnie ludzie słabi to pionki ustawiane przez innych, tych lepszych, odważnych, a przede wszystkim mających nad Tobą kontrolę. Ruszają Tobą jak chcą, gardzą, wyśmiewają i wyzywają od najgorszych. A potem mają jeszcze czelność pozbawić Cię ostatnich, tych najbardziej istotnych wdechów. Zabijają Cię od środka. Bez kszty litości, żalu czy jakiegoś współczucia. Stajesz się wrakiem człowieka. Życie przestaje mieć jaki kolwiek sens. Przestajesz wierzyć, że może być lepiej, że uda Ci się podnieść, naprawić. Odbudować na nowo, to, co zostało zniszczone. Tracisz nadzieję na lepsze jutro.
Chcesz się zabić.Wiele razy próbowałam popełnić samobójstwo. Zawsze udawało mi się przeżyć, zawsze ktoś mnie ratował, doprowadzał jakoś do porządku. Tym zawsze była moja siostra Amelia. Jedynie ona podtrzymywała mnie przy życiu. Okaleczałam się, ale dzięki niej przestałam. Była moją podporą, kotwicą, która ratowała przed złem. Odpędzała moje demony, przyjmując je na siebie. Pocieszała i wspierała jak mogła. Kochałam ją ponad wszystko. Była prawdziwym darem, z którym mogłam przebywać. Była cudem od Boga. Szansą na lepsze jutro. Była wszystkim czym miałam. Aż do czasu, kiedy na moich oczach została zamordowana. Widziałam jak ostatnimi resztkami sił wypowiada niesłyszalne przepraszam. Widziałam jak umiera, traci swój blask. Widziałam jej śmierć. Wtedy życie się dla mnie skończyło. Jednak mimo wszystko, w tamtym momencie nie chciałam odejść jak moja siostra. Nie takiej śmierci pragnęłam, bolesnej, z rąk prawdziwego mordercy. Kiedy wywlókł mnie z samochodu, krzyczałam na ile gardło mi pozwalało, błagałam o litość, jednak on jakby mnie nie słyszał. Bił mnie i kopał. Czułam jak moje wnętrzności krzyczą aby przestał. W momencie kiedy dźgnął mnie nożem, miałam wrażenie jakby nagle czas się zatrzymał. Jego śmiech z jakiejś odległości i krew, którą czułam w ustach, stawiała mnie w sytuacji bez wyjścia. Wiedziałam, że to mój koniec. Świat zaczął krążyć, nie potrafiłam patrzyć w jeden punkt. Lecz nagle usłyszałam dźwięki syreny. Mężczyzna przestał się śmiać, wykrzykując pod moim adresem niezrozumiałe dla mnie słowa. Próbowałam ze wszystkich sił nie zamykać oczu, które pragnęły snu. Wiedziałam, że jak na to pozwolę, mogę się już nie obudzić. Jednak byłam słaba. Zbyt słaba aby walczyć z życiem. W momencie, kiedy odlatywałam, poczułam jak ktoś mnie podnosi. Słyszałam niezrozumiałe krzyki. Miałam wrażenie jakbym poruszała się ponad nimi. Myślałam, że to śmierć.
Jednak udało się mnie uratować. Okazało się, że siostra przed śmiercią zadzwoniła pod numer alarmowy, podając szczegółowe informacje, gdzie się znajdujemy. Ale byłyśmy w lesie, więc trudno było im tak szybko nas znaleźć. Szkoda tylko, że nie przyjechali w czas. Mogłam obwiniać służby ratunkowe, że to przez nich moja siostra nie żyje. Ale i tak nic nie przywróci już jej życia.Od tamtego wydarzenia minęło zaledwie pół roku, a ja nadal nie potrafię do końca się pozbierać. Chodziłam do psychologa, a nawet psychiatry, kiedy rodzice zauważyli sine kreski na moich nadgarstkach. Nie pomagało mi to, bo nie dopuszczałam do siebie pomocy. Żadni specjaliści nie nadają się do mojego przypadku. Potrzebuję siostry, tylko ona potrafiła wyprowadzić mnie na prostą.
Dwa miesiące wcześniej przeniosłam się z moimi rodzicami z Perth do Sydney, gdyż dostali tu jakąś lepszą posadę w pracy. Nie zagłębiałam się w szczegóły, bo mnie to nie obchodziło. Rodzice nigdy nie traktowali mnie tak jak należy. Matka Isabella patrzyła tylko na czubek własnego nosa. Gardziła mną. Nie mogła się pogodzić z faktem, że jej córka jest porażką życiową, zaś ojciec Christopher liczył tylko pieniądze. Niekiedy jeszcze wychwalał Amelie i nie mógł przeboleć faktu, że ona w wieku dwudziestu dwóch lat osiągnęła sukces w postaci dostania się na najlepszy uniwersytet artystyczny, a ja byłam tylko małą, głupią istotką, która nie potrafiła nawet poradzić sobie w tak młodym jeszcze wieku. Czyli jednym słowem byłam nikim w swojej rodzinie. Oczywiście po śmierci mojej siostry, rodzice w ogóle przestali zwracać na mnie swoją uwagę. Obwinili mnie o wszystko, a ja mogłam jedynie znosić zarzuty.
W nowym mieście chciałam zmienić swoje życie. Stać się kompletnie inną osobą. Zerwać za sobą wszystkie mosty i zacząć od zera. Jednak było mi trudno. Nie wiedziałam jak mam się zaklimatyzować, nie potrafiłam znaleźć swojego miejsca. W szkole mało kto zwracał na mnie uwagę, bo niby po co? Byłam tylko jedną z wielu uczniów. W dodatku bałam się ludzi. Trudno było mi zaufać komu kolwiek po tym wszystkim. Jednak nie da się być niewidzialnym przez cały czas. Magiczny eliksir przestał działać i pewnego razu na stołówce szkolnej zostałam zaproszona na imprezę. Z początku byłam sceptycznie nastawiona, ale chłopak sprawiał wrażenie bardzo miłego i w dodatku nie był natarczywy. Stwierdziłam, że koniec z ukrywaniem się i zgodziłam się pójść. Nigdy wcześniej nie pomyślałabym, że nawet głupie wyjście sprowadzi mnie na złą drogę.
Z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos otwieranych drzwi. Szybko zamknęłam oczy i udawałam, że śpię. Lecz ktoś mną szarpnął i postawił przed ścianą. Z impetem otworzyłam oczy i to był błąd. Nigdy w życiu nie spodziewałam się, że jeszcze kiedykolwiek go zobaczę. Przede mną stał, wyszczerzony mężczyzna o kilkudniowym zaroście. Z obrzydzeniem i okropnym przerażeniem spojrzałam w jego niebieskie tęczówki, które pokrywały jedynie mrok.
Moje życie było nieśmiesznym żartem. I ponownie to do mnie dotarło, kiedy przede mną stał morderca mojej siostry.
CZYTASZ
Zniszczona; Hemmings
Fanfiction~ W TRAKCIE KOREKTY ~ Życie siedemnastoletniej Lucy Wooden nie jest kolorowe. Zmaga się z problemami, które przypominają jej tylko o swojej drastycznej przeszłości. Nie potrafi tego zapomnieć. Została skrzywdzona przez los i nikomu nie pozwala dojś...