Luke POV:
Siedziałem przy łóżku Lucy i czekałem aż w końcu się wybudzi. Była w śpiączce już dwa dni. Po tym kiedy krzyknąłem, aby nie odchodziła, ani razu się jeszcze nie wybudziła. Brakuje mi jej. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że nawet mnie nie pamięta. Jakim cudem, skoro Mike'a i Ash'a rozpoznała od razu?
- Luke, Calum odzyskał pamięć. - poinformował mnie Ashton. Wstałem z krzesełka i poszedłem do przyjaciela.
- Pamiętasz nas? - zapytałem.
- Luke. - wychrypiał. Uśmiechnąłem się pod nosem. Potem wskazał palcem na dwóch pozostałych. - A to Michael i Ashton.
Chłopaki podeszli do niego i zaczęli się cieszyć.
- Co się stało?
- Najprawdopodobniej spowodowałeś wypadek. - mruknął Mike.
- Kurwa.
- Wiesz jak do tego doszło? - zapytał Ash.
- Ta mała suka mnie sprowokowała, więc ją uderzyłem.Dotarło do mnie, że on mówi o mojej Lucy.
- Zamknij mordę! Przez Ciebie niewiadomo czy kiedykolwiek będzie normalnie funkcjonować! - krzyknąłem na niego.
- Przeze mnie? To ty kazałeś mi po nią jechać!
- Dobra spokojnie. Co się stało, już tego nie odwrócicie. - odezwał się Ash. Natomiast ja usiadłem pod ścianą i zacząłem wpajać sobie, że to rzeczywiście moje wina.
- Luke. - spojrzałem na Mike'a stojącego nade mną. - To nie była twoja wina. Nie zadręczaj się tym. Widocznie tak musiało być. - nie do końca mu wierzyłem.
- Ja pierdolę, jak mnie wszystko boli.
- Stary, cudem przeżyłeś. - powiedział Ash.
- Jak długo już tu jestem?
- Cztery dni. Dopiero dziś odzyskałeś pamięć.
- A.. - zamyślił się. - A co.. Z.. - jąkał się.
- Od dwóch dni jest w śpiączce, podłączona do respiratora. - rzuciłem oschle. - Do tego, wszystko pamięta, tylko nie mnie.
Calum już się więcej do mnie nie odzywał. Wiedział, że nabroił, ale nie chciał się przyznać.* * *
~ Tydzień później ~Minął cholerny tydzień, a Lucy nadal nie odzyskała przytomności. Za to Calum przypomniał sobie wszystko i jak na razie nie ma żadnych zagrożeń w jego życiu. Pomijając wszystkie jego złamania. I co najważniejsze, uszkodzenie kręgosłupa. A co się wiąże z tym, jest sparaliżowany od pasa w dół. Lekarz mówił nam, że dzięki długiej rehabilitacji można odzyskać czucie, jednak na to potrzeba jeszcze sporo czasu. Mimo to, Calum załamał się. Nie dziwię się chłopakowi.
- Jak się czuje? - zapytałem Ash'a, który wychodził od Calum'a.
- Bez zmian. Zamknął się w sobie. To do niego wcale nie podobne. - usiadł obok mnie. - A co u Lucy?Właśnie, Lucy.. Niedawno się dowiedziałem, że chcą ją odłączyć od respiratora, bo niby "tak będzie dla niej lepiej". Gówno prawda. Przecież ona się wybudzi. Jest w tej śpiączce dopiero ponad tydzień. Niektórzy leżą miesiącami, a tutaj jacyś pojebani lekarze chcą ją już pozbawić życia.
- Chcą ją odłączyć od respiratora. - rzuciłem, po czym wszedłem do sali dziewczyny. Usiadłem na moim stałym miejscu i patrzyłem na bladą twarz Lucy.
- Oj mała.. Żebyś tylko wiedziała, jak za tobą tęsknię. Wróć do mnie. Obiecuję, że teraz będziesz miała o wiele lepsze życie. - mówiłem do niej. Ponoć ludzie w śpiączce słyszą takie rzeczy, więc czemu by nie próbować? Nie mam nic do stracenia.Minuty, a może i godziny mijały, a ona nadal leżała w bezruchu. W końcu postanowiłem, że ją zostawię i pójdę do Calum'a. Może jest jaki jest, ale myślę, że potrzebuję również drugiej osoby. Zupełnie jak dawniej Lucy..
- Cześć stary. - przywitałem się.
Zero reakcji. Z otwartymi oczami patrzył się w sufit.
- Gdzie ta Twoja energia się podziała? - postawiłem sobie krzesło obok jego łóżka i usiadłem. - Przecież wiem, że mnie słyszysz. - zamyśliłem się. - Jak Lucy się w końcu obudzi, to Ci pomoże.Co ja gadam. Przecież ona go nienawidzi.
Zupełnie jak mnie...Lucy POV:
Przemierzam kilometry, a może i mile. Żyje w pustym świecie, bez jakiejkolwiek duszy, pozbawionego wyjścia. Chcę się stąd wydostać, ale nie potrafię. Słyszę różne głosy i szmery. Czuję, że codziennie ktoś trzyma moją dłoń. Próbuję nią poruszyć, jednak bez skutku. Wszystko co robię, jest bez najmniejszego sensu. Czemu nadal tu jestem, skoro mnie nie ma? Utknęłam w jakimś miejscu bez celu. Pomiędzy światem żywych a umarłych.
Nie czuję żadnych uczuć, emocji nic. Chciałabym zobaczyć się z chłopakiem, który zmienił moje życie. Który zniszczył mnie, a jednocześnie uratował. Był zawsze, kiedy go potrzebowałam i kiedy go nie chciałam. Nie zostawił mnie. Mimo że tak bardzo go nienawidzę, coś mnie ciągnie do niego. Czy go kocham? Być może. Ale jak mam się o tym dowiedzieć, skoro nie wiem kim on jest?
Nagle czuję jakby coś mnie rozrywało od środka. Przerywało mnie na milion małych kawałeczków. Czy to śmierć? Czy to czas już na mnie? Czy w końcu znalazłam wyjście z tego okropnego miejsca?
Wychodzę z tego beznadziejnego świata. I mam nadzieję, że już nigdy więcej tam nie wrócę.
~ Nadzieja matką głupich.
Gwałtownie otwieram oczy. Zaczynam się dusić i kaszleć. Wtem do sali przybiega pielęgniarka. Po jej minie mogę dostrzec, że jest szczęśliwa? Ciekawe dlaczego.
- Spokojnie. Zaraz będziesz mogła normalnie oddychać. Wytrzymaj jeszcze.
Mam wytrzymać duszenie się? Co za głupie babsko.
Poczułam, jak coś jest odłączane ode mnie. Kobieta zdjęła ze mnie maske. Znowu zaczęłam kaszleć.
- Proszę oddychać. Już powinno być w porządku.
Jak powiedziała tak było.
- Przepraszam. - zatrzymałam ją, kiedy zmierzała do wyjścia. - Jak długo byłam nieobecna?
- Dziesięć dni. - uśmiechnęła się i wyszła. Znowu zostałam sama. Chociaż nie na długo, bo po upływie kilku sekund do pomieszczenia wszedł szczęśliwy chłopak.
- Lucy! W końcu wróciłaś! - podszedł do mnie i ucałował mnie w czoło.Skądś go znam. Wydaje się taki znajomy.
On widząc moje zmieszanie, usiadł na krzesełku.
- Nadal mnie nie pamiętasz? - pokręciłam głową. - To pozwól, że Ci przypomnę. Nazywam się Luke Hemmings i to ja porwałem Cię tamtego wieczoru. - odtworzyłam sobie sytuację sprzed kilku miesięcy. Rzeczywiście, moim oprawcą był jakiś chłopak. - To mi pierwszemu zaufałaś, jak i również znienawidziłaś. To ja byłem przy Tobie, kiedy potrzebowałaś najwięcej wsparcia. To ja pomogłem Ci się wyleczyć z anoreksji i zaakceptować siebie. I to ja opiekowałem się Tobą, kiedy uważałaś, że życie jest bez sensu. - patrzył się na mnie w skupieniu. A mnie nagle olśniło. Moim chłopakiem ze snu był..
- Luke. - wyszeptałam. - Luke. - poczułam łzy wydostające się na zewnątrz. Po chwili znalazł się obok mnie. Zrobił sobie miejsce na moim łóżku i delikatnie mnie przytulił.
- Tak się cieszę, że wróciłaś. A najbardziej, że sobie przypomniałaś. - ponownie pocałował mnie w czoło. Uśmiechnęłam się na te gesty. - Tak bardzo tęskniłem. - powiedział cicho.Nagle przypomniałam sobie coś jeszcze. Jedną z najważniejszych spraw.
- Słyszałam. - wyszeptałam. - Słyszałam te piękne dwa słowa, które wypowiadałeś kilka dni temu. - popatrzyłam mu w oczy. - Też Cię kocham Luke.
CZYTASZ
Zniszczona; Hemmings
Fanfiction~ W TRAKCIE KOREKTY ~ Życie siedemnastoletniej Lucy Wooden nie jest kolorowe. Zmaga się z problemami, które przypominają jej tylko o swojej drastycznej przeszłości. Nie potrafi tego zapomnieć. Została skrzywdzona przez los i nikomu nie pozwala dojś...