Rozdział 10

333 46 5
                                    

Uwierz mi, jak mi o tym opowiesz to poczujesz się lepiej.

– Nie, wcale nie. Uznasz mnie za nienormalną.

– Nieprawda.

– Prawda.

– Tracy, ja byłem członkiem szajki przestępczej, rozumiesz?! Nic co powiesz, nie sprawi, że będę uważał Cię za wariatkę! – wybuchnął, po czym usiadł obok mnie.

Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Żadne z nas nie wiedziało, co powiedzieć. Ten dość niezręczny moment postanowił przerwać Josh.

– To jak: opowiesz mi co Ci zrobił? Dlaczego się uniosłaś? Teraz już wiesz, że cię zrozumiem, cokolwiek by się stało.

– Okay – pokiwałam głową i rozpoczęłam krótką retrospekcję.

Leżałam skulona na łóżku w swoim pokoju. W całej szkole wisiały ksera kartek z pamiętnika, który był moją własnością. Cała szkoła poznała moje sekrety i słabości. Postanowiłam zadzwonić do przyjaciół, dlatego, że to w nich zawsze miałam największe oparcie. Wysłałam im sms'a, żebyśmy się spotkali - chciałam wyjść gdzieś z domu, bo pewnie zupełnie bym się rozkleiła. Ustaliliśmy, że to będzie park. Zabrałam komórkę i ruszyłam na wybrane miejsce. Usiadłam na ławce czekając na resztę. Po chwili dostrzegłam biegnącego w moją stronę Brandona. Wracał z treningu, który odbywał się w szkole - w końcu był kapitanem drużyny. Jak zwykle, miał niedopięty plecak. Kiedy pojawił się przy mnie, wypadła z niego kartka. Schyliłam się, by ją podnieść, jednak zamarłam, gdy rozpoznałam na niej własne pismo. Chwilę później zaskoczenie wyparła ogromna wściekłość.
Dlaczego?! Brandon, ty bydlaku! Ufałam Ci, rozumiesz?! Nienawidzę cię! Myślałam, że się przyjaźnimy! Arleta i Connor, też są w to zamieszani, tak?! Dlatego prawie nigdy nie macie czasu?! – zamachnęłam się i uderzyłam zdezorientowanego chłopaka w twarz.
Tracy, daj mi to wyjaśnić...

Nie chcę twoich tłumaczeń. Masz się do mnie nie odzywać, rozumiesz?! – powiedziałam, po czym z całej siły go popchnęłam. Wylądował na kamieniach, przygniatając lewą rękę. Syknął z bólu, a ja uciekłam z miejsca zdarzenia. Biegłam, a po moich policzkach spływały łzy. Kiedy dotarłam do domu rzuciłam się na łóżko rzewnie płacząc, jednak to nie dało mi żadnej ulgi. Wyjęłam z szafki żyletkę, którą zabrałam Cassie, gdy ta chciała się pociąć, kiedy zerwał z nią Brandon. Narysowałam nią kreskę na nadgarstku, która ułamek sekundy później wypełniła się czerwoną mazią. Dopiero wtedy poczułam się wolna, a raczej tak wtedy myślałam. Wpadłam w wielkie bagno, z którego nie mogłam się wygrzebać.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie pielęgniarka, informując o tym, że chłopak ma złamaną rękę. Zdziwiłam się, dlaczego mnie o tym poinformowała. Pomyślałam, że chcę odszkodowanie, jednak o nic takiego nie prosił. Jego rodzice także. Mimo ,że mnie tym zaskoczył, dalej nie miałam poczucia winy, z powody tego, co się stało.

Josh przypatrywał mi się uważnie, gdy mówiłam. W jego oczach widziałam zrozumienie. Inni uważali mnie za wariatkę i niezrównoważoną psychicznie. Po chwili się odezwał:

– Fajni przyjaciele. Na twoim miejscu pewnie zrobiłbym tak samo, albo gorzej... Dobra, zostawmy już ten temat. To impreza Kelly, która pewnie już się zastanawia, gdzie jesteśmy – powiedział, po czym spojrzał mi w oczy. – Będzie dobrze. Ignoruj tego idiotę, nie jest wart twojego spojrzenia, a co dopiero uwagi. A tak na marginesie to w piątek zabieram cię na randkę. To skandal, że jeszcze na żadnej nie byliśmy.

Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową. Poczułam ogromny przypływ pewności siebie. Weszliśmy przez drzwi trzymając się za ręce. Przez resztę imprezy bawiłam się świetnie. Brandon mnie unikał, co było mi bardzo na rękę. Kelly dostała tyle prezentów, że zdecydowała, że otworzy je po domówce.

Kiedy wróciłam do domu (do którego, oczywiście, podwiózł mnie Josh) rzuciłam się na łóżko. To był zdecydowanie wyczerpujący wieczór.

Against The Past I-III √Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz