19. Obawiam się, że już nigdy się nie zobaczymy, Lucas

127 11 5
                                    

×Proszę, włączcie piosenkę z załącznika do czytania tego rozdziału×

Po usłyszeniu tej wiadomości, najszybciej, jak tylko mogłem, pobiegłem na autobus. Miałem szczęście, gdyż dotarłem na przystanek parę sekund przed odjazdem właściwego pojazdu.

Niesamowite, że w ciągu tak krótkiego momentu, cały mój nastrój uległ diametralnej zmianie. Miejsce poprzedniej radości zastąpiła rozpacz, zżerająca mnie w tej chwili od środka.

Strasznie bałem się o Loreine. Myśl, że mógłbym ją stracić sprawiała, że czułem, jakby moje serce rozpadało się na kawałki. Nie chciałem nawet zastanawiać się, co by się stało, gdyby umarła...

Kiedy autobus dojechał na miejsce, jako pierwszy z niego wysiadłem i biegiem skierowałem się do recepcji. Spytałem recepcjonistki, w której sali leżała czerwonowłosa, a ona oprócz tego, że podała mi numer, to jeszcze poinstruowała, jak tam dojść. Szybko pobiegłem w stronę odpowiedniego pomieszczenia.

Przed drzwiami do pokoju, stał jakiś lekarz. Podejrzewałem, iż to doktor, który do mnie zadzwonił. Ruszyłem do niego, by zaczerpnąć jakiś informacji.

– Pan Jordan Thompson?

– Tak. A pan to kto? – spytał podejrzliwie.

– Lucas Grier. Rozmawiał pan ze mną przez telefon...

– Pamiętam – odparł, sprawdzając coś w papierach, które trzymał w rękach.

– Jak się czuje Loreine? Co właściwie się stało? – zadałem pytanie, drżącym od emocji głosem. Nie wiedziałem, jak to opanować.

– Potrącił ją samochód. Była nieprzytomna, ale już się obudziła.

– Mogę ją odwiedzić? – spytałem z nadzieją.

– Dobrze, ale na chwilę. Panna Smith jest pod stałą obserwacją.

– Bardzo panu dziękuję – odpowiedziałem, po czym ostrożnie otworzyłem drzwi do sali.

To, co tam zobaczyłem, sprawiło, że miałem ochotę odwrócić się i wybiec z pomieszczenia.

Dziewczynę podłączono do maszyny, której nie potrafiłem nazwać, za pomocą różnych rurek. Na fragmentach białej skóry, która nie zostały zakryta gipsem, widniały liczne siniaki. Powoli, z grymasem cierpienia na twarzy, odwróciła głowę w moją stronę. Kiedy mnie zobaczyła, posłała mi delikatny uśmiech, który kontrastował z czarnymi smugami tuszu, rozmazanego po policzkach czerwonowłosej.

– Lucas... – wyszeptała, a ja przemogłem się i ostrożnie podszedłem w jej stronę. Przykucnąłem przy łóżku, na którym leżała.

– Loreine... – powiedziałem tym samym tonem, delikatnie chwytając ją za rękę. Smith spróbowała unieść kąciki do ust, ale dostrzegłem łzy zbierające się w niebieskich oczach, często zakrywanych przez czarne okulary. – Nie musisz zmuszać się do uśmiechu, widzę, że cierpisz – powiedziałem, a po twarzy Angielki spłynął potok łez. Chciałem ją przytulić, lecz bałem się uszkodzić zmizerniałe ciało dziewczyny. 

– To tak strasznie boli, Luke – wyszeptała, patrząc na mnie przepełnionym smutkiem wzrokiem.

– Wiem – powiedziałem, ocierając kilka łez, które również uroniłem. Nie umiałem poradzić sobie z widokiem jej cierpienia. – Nie martw się, wyjdziesz z tego.

– Nic nie rozumiesz – załkała. – Pracownicy psychiatryka już zostali powiadomieni o tym, że tu przebywam. Zakładając, iż z tego wyjdę, trafię do tego domu wariatów. Dodatkowo, prawdopodobnie już nigdy nie będę chodzić, ale to jeszcze nie jest najgorsze... Obawiam się, że już nigdy się nie zobaczymy, Lucas...

– To niemożliwe... To nie może się tak skończyć... – wyszeptałem łamiącym się głosem.

– Poznałeś część mojego życia, Luke. Wiesz, że może...

Pomiędzy nami zapanowała cisza, przerywana przez pochlipywanie dziewczyny. Po chwili, czerwonowłosa ostrożnie spojrzała w moje oczy.

– Możesz mi coś obiecać? – spytała, próbując opanować szloch. Pokiwałem głową nie obawiając się, o co poprosi.

– Dla ciebie wszystko – stwierdziłem, mocniej chwytając ją za rękę. Dziewczyna posłała mi delikatny uśmiech.

– Nie zapomnij o mnie... Kiedy odejdę, nikt nie będzie pamiętać, że kiedyś istniała taka osoba, jak ja...

– Nawet tak nie mów. Wyjdziesz z tego, a nam uda się jakoś kontaktować...

– Kogo próbujesz oszukać, Luke? Nie uda się – powiedziała, po czym jej wzrok całkowicie się zeszklił. – Zresztą, to już nie ważne. Nie ma dla mnie ratunku...

– Przestań tak mówić, proszę... Nawet nie wiesz, co czuję, słuchając cię w tym momencie...

– Znowu nic nie rozumiesz, Lucas – stwierdziła, uśmiechając się delikatnie. – Oni już mnie wołają...

– Kto? – spytałem zdezorientowany.

Nagle maszyna, do której była podłączona czerwonowłosa, zaczęła wariować i do sali wpadli lekarze.

– Musimy ją natychmiast przewieźć na salę operacyjną! – krzyknął doktor Thompson, a reszta służby medycznej wyprowadziła ją z pomieszczenia. Przerażony pobiegłem za nimi.

– Żegnaj, Lucas – wyszeptała. – Tak będzie dla nas lepiej, zobaczysz... – stwierdziła, a następnie zamknęła oczy.

– Loreine, proszę... Nie zostawiaj mnie... Ja cię kocham... – powiedziałem czując, jakby cały mój świat zaczął się walić. Smith zniknęła za ścianą sali operacyjnej, zostawiając mnie kompletnie załamanego przed drzwiami pomieszczenia.

Już nigdy więcej nie zobaczyłem jej uśmiechu... Nie porozmawiałem z nią o niczym... Nie przytuliłem, gdy tego potrzebowała...

Loreine odeszła do wieczności, zostawiając po sobie jedynie zmizernowanie ciało i wspomnienia... 

××××××××××××××××××××××××××××××××
Hej :D

Po pierwsze, przepraszam, jeśli rozdział był za mało wzruszający, nie mam doświadczenia w pisaniu scen, gdzie ktoś umiera xD

Po drugie, dziękuję za 63. miejsce w kategorii dla nastolatków ♥

Po trzecie, jak już pewnie część z was zauważyła, ta część zmierza ku końcowi (właściwie został tylko epilog i te różne rzeczy jak ciekawostki itd.) ;)

Matlenea

Against The Past I-III √Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz