Zdrajcy Giną Jako Pierwsi

2.7K 157 30
                                    

           W powietrzu było słychać świst wystrzeliwanych zaklęć. Do okoła migały barw różnych magicznych promieni. Mury szkolnego zamku, sypały się od uderzeń,  i zaczęły runąć u stóp magicznych wojowników. Krzyki i wrzaski,  tonęły w odgłosach płaczu. Szedł niewzruszony a pogarda biła od niego na kilometr. Po drodze ignorując nędzne pomioty magicznej szkoły, i unikając strzałów wycelowanych w jego pierś. Nim zdążył odejść w wcześniej zamierzonym kierunku,  jego władca zatrzymał go.

- Twoja siostra nas zdradziła.- Wężowy syk sączył się z ust Voldemort'a,  katując jego uszy. - Zdradziła mnie, twego Pana! - Jego ochydny głos,  wpływał na niego tortuiąc niczego nie świadomą podświadomość, Cornella. - Mam nadzieję, że wiesz co robimy ze zdrajcami Cornell'iuszu? - Kiwnął niezauważalnie głową w odpowiedzi, i ruszył dalej. Wiedział co powinien teraz zrobić. Nie miał zamiaru się nad tym zbyt długo zastanawiać. Przecież była jego siostrą. Jego krwią.

***

             Krzyki rozdzierały przestrzeń,  katując uszy walczących. Każdy miał przed sobą własnego przeciwnika,  a nawet kilku.  Zakrwawione ciała plakątały się pod stopami walczących nadal czarodzieji. Olivia widziała już to wcześniej. Widziała w wizjach i snach, które teraz wydały się prześcignąć rzeczywistość. Jej dłonie drżały w nagłym napływie paniki. Czuła, że zbliża się do niej kolejna z wizji, która miała ukazać jej przyszłość,  jednak teraz nie miała najmniejszej ochoty na to, gdyż tuż przy niej stało dwóch Śmierciożerców pragnących jej śmierci. Czarne jak smoła włosy Krukonki, rozwiewał chłodny wiatr. Jej kolana uginały się pod napływem strachu. Twarze zlewały jej się w jedno. Ostatnie co udało jej się zrobić to krzyknąć krótkie "Pomocy!", nim odpłyneła pochłonięta wizją przyszłości. Czuła jak ktoś dotyka jej twarzy, próbując coś do niej mówić jednak ona była już daleko. Zamiast jej oczu można było dostrzec jedynie białka, które całkowicie pochłoneły tenczówki.

Widziała swojego brata, który walczył z kobietą o burzy lokowanych czarnych włosów. Bellatrix. Imię kobiety odbijało się od jej umysłu. Wiedziała jak może się to skończyć,  już wcześniej widziała tą wizję. Co oznaczało tylko jedno. Śmierć jej brata. Obraz po raz kolejny minął jej przed oczami, tak jak poprzednim razem, pokazując każdy szczegół śmierci, najbliższego jej człowieka. Nie miała nikogo poza nim, opiekował się nią, i dbał... Ni mogła go stracić.

               Zerwała się z kolan Pansy,  która najwyraźniej ją uratowała. Spojrzała na dziedziniec przed szkolnymi wrotami. Rene stał tam wymieniając zaklęcia że Śmierciożerczynią. Serce jego siostry zabiło szybciej gdy doszła do wniosku,  że jej bliźniak przegrywa, a kobieta jedynie się nim bawi. Rzuciła się do biegu,  starając się omijać leżące pod nią ciała. Biegła ile sił w nogach,  czując jak palą ją mięśnie. Łzy zakrywały jej dokładny obraz, rozmazując go. Widziała wszystko tak jak w wizji. Rene powoli upada na kolana, a jego przeciwniczka, ze zwierzęcym uśmiechem, wymierza w jego ciało, różdżkę. Do jej uszu doszły podły ryk niczym, zmieszany śmiech hieny z wyciem kojota.

- Avada Kadavra. - Jeden skok. Skok, który kosztował ją wiecęj niż sama, była tego świadoma. Jeden impuls, który pozbawił ją życia. A potem  ciemność. Ostatnie co dostrzegła to niedowierzanie w oczach jej brata, mieszane ze wściekłością...I ... Miłością... Było warto...

***

          Widziała właśnie walczyła z jakim młodym Śmierciożercą walka była dość wyrównana,  musiała przyznać,  że nie sądziła jednak, że szeregi Czarnego Pana są aż tak duże,  mimo iż w pewnym sensie sama do nich należała. Całe setki wrogów rzucających śmiercionośne zaklęcia. Kolejny ruch. Czuła jak jej ciało wzmaga się z walką, błagając ją o litość, jednak ona wydawała się głucha na jego wołania. Jej dłoń drgnęła poruszając różdżką, a następnie dało się usłyszeć głuchy łoskot upadania męskiego ciała. Zakręciło jej się w głowie, która z nieznanej jej rzyczyny nagle wydawała się jej ciążyć. Nie mogła unieść własnego ciała,  na nogach niczym z waty. Rozejrzała się do około dopiero teraz opierając się, że nigdzie obok niej nie ma Diabła, choć miejsce w którym się znajdowali,  spokojnie można byli nazwać piekłem... Musiała się gdzieś schować, nie była w stanie walczyć. Johanna, rozejrzała się po raz kolejny, starając się nie zwracać niczyjej uwagii, niepostrzeżenie ruszyła w strone dziury w murze, dzięki której mogła wejść do wnętrza szkoły. Doczłapując resztkami sił, oparła się o jedną ze straych ławek. Okazało się, że nie wiedząc jakim cudem, znalazła się w starej klasie, nie interesowało ją to zbytnio, musiała odpocząć. Jak można walczyć, skoro dzień wcześniej poroniło się? Ona mimo wszystko podjeła ryzyko, i oto były tego skutki. Sama zszykowała sobie taki los. Ślizgonka usłyszała za sobą, cichy szelest, i mimo wszystko, spieła się. Ścisnęła rękę na swoim magicznym atrybucie, jednak gdy się odwróciła, poczuła ulgę.

Dramione - Tylko Ciebie Chce, Granger!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz