W Pogoni Za Śmiercią

2.6K 152 16
                                    

Kiedyś nigdy by nie pomyślał, że przydarzy mu się tyle dobrego, że przeżyję tyle szczęśliwych momentów, tylko po to by teraz zginąć. Czuł niesprawiedliwość, która niczym twarda dłoń zaciskała się na jego sercu. Nie było mu dane żyć po swojemu. Nie było mu dane szczęśliwe zakończenie. Ktoś inny zadecydował o jego losie. I w żaden sposób nie mógł mieć żalu do swoich rodziców, ani do nikogo innego, nikogo nie miał zamiaru obwiniać, ale mimo wszystko czuł dziwny rodzaj goryczy, na samą myśl o niesprawiedliwości, jaka go spotkała. Jednak gdyby było inaczej... To byłoby bez sensu. Zdążył się pogodzić z tym co już niedługo nadejdzie. Jednak ze wszystkiego na świecie najbardziej żałował utraty jego ukochanej. Wstyd było mu się przyznać, że tak jest. Nigdy nie spodziewał się, że miłość która wybuchła pomiędzy nim a Ginny, będzie tak silna by wystarczyło jedno słowo, jeden gest z jej strony, by oddał się jej cały. Westchnął przeciągle. Nie pożegnał się z nią. Nie byłby w stanie pozwolić jej patrzeć jak umiera. Był takim cholernym egoistą. Chciał ją mieć dla siebie, choć wiedział, że jego koniec jest tak cholernie blisko. Pozwoli walczyć wszystkim innym lecz nie może narazić Ginny. Nie jego Ginny. Rozejrzał się do okoła, i uświadomił sobie jak wiele znajomych twarzy nagle znikło z zasięgu jego wzroku. Gdzie Jey i Zabini? Spojrzał w prawo w miejsce, gdzie walczyli Fred i George. Mieli przewagę, jednak Harry miał dziwne wrażenie, że coś jest nie tak. Dwaj Śmierciożercy, którzy z nimi walczyli, uśmiechali się ironicznie. A ich spojrzenia krzyżowały się nieustannie. Coś było nie tak. I wtedy zdał sobie sprawę co. To było kwestią minut. Nie! Sekund! I wtedy rozbrzmiał okropny trzask, a w uszach stopił się w jedno z krzykiem Freda, po tym gdy zdążył się zorientować co się stało. George jak w trasie przyglądał się przygniecionemu ciału ich matki, która z desperackim krzykiem, rzuciła się by odrzucić syna z dala od walących się guzów. W jej oczach dało się ujrzeć powoli gasnący blask. Harry nie był w stanie zrobić chociażby kroku. Jego nogi nagle stały się ciężkie, a krew w żyłach przypominała lód. Nic nie zrobił. Widział, że coś się dzieje, ale nie był w stanie nic zrobić. Jak Ginny przeżyję stratę i jego i matki? Utkwił zamglone spojrzenie w bliźniakach. Oboje w tym samym czasie w napadzie złości, zaczęli rzucać zakleciami mszcząc się na dwóch wysłannikach Czarnego Pana. Dwa słowa. Dwa słowa wystarczą by zakończyć czyjeś życie. Dwa ciała odziane w czarne szaty runeły na ziemię, wydając ostatnie tchnienie.

***

Wrzawa się uspokoiła a na jego białej twarzy rozbłysło nie zrozumiałe rozbawienie. Przed nim znajdowała się zagraja niedobitków z magicznej szkoły. Potter na jej czele wydawał się tak roztrzęsiony... Urocze. Wiedział, że jego sytuacja nie należy do najlepszych. Ale szczerze go to nie obchodziło. Miał nieograniczoną władze nad swoimi wysłannikami. Tyle osób, które gotowe są za niego zginąć. Westchnął przeciągle, a na jego twarzy pojawił się błogi uśmiech, który w jego wykonaniu przypominał dziwnego rodzaju grymas.

- Drodzy uczniowie! - W jego głosie dało się usłyszeć pogardę jak i rozbawienie, ową sytuacją. Uczniowie spojrzeli na niego z postrachem jednak, w wielu z nich w spojrzeniu kryło niechęć i nie złomność. - Nie ma co się spierać! Przecież nie muszę skazywać was wszystkich na śmierć. - Voldemort machnął nieznacznie dłonią. - Czy nie byłoby to wielką stratą? Nie lubie marnotrawstwa. A więc może oto w historii magii powinny zabrzmieć pokojowe pieśni!- Zaczął powoli przechadzać się w tą i spowrotem. Jego beztroski głos, równał się z sykiem węża. - Jestem w stanie zaproponować wam wszystkim ugodę. Co wy na to? Może by tak... - Udał zamyślonego po czym rozpromienił się, a jego oczy zabłysły ostrą czerwienią. - Poddacie się? Możecie dołączyć do moich szeregów. Możecie w końcu przestać walczyć dla kogoś spisanego na porażkę. Oferuje wam miejsce w moich szeregach, wzamian za przysłowiową wierność! Wystarczy, że się poddacie. - Harry spojrzał hardo przed siebie, nie okazując strachu, który nagle oblał go całego. Nawet najdzielniejszy Gryfon potrafi odczuwać lęk. Lecz mimo wszystko nie mógł sobie na to pozwolić. Był tutaj dla każdego czarodzieja i mugola z osobna, by móc okiełznać strach i dać odwagę tym którym jest ona potrzebna w tych mrocznych czasach.

Dramione - Tylko Ciebie Chce, Granger!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz