forty two

8.2K 688 374
                                    

Dylan

zobacz czy przeczytałeś/ łaś ostatni.

Po wejściu do pokoju Alex, nie zobaczyłem mojej żony. Zobaczyłem wrak człowieka, który wcale nie przypominał kobiety, którą znałem. Miałem ochotę się obudzić, lecz to nie był sen. Podszedłem do niej wolno, następnie zajmując miejsce na szpitalnym łóżku. Dziewczyna leżała na brzuchu, z twarzą wtuloną w poduszkę, z pod której dało się słyszeć odgłosy płaczu.

Położyłem rękę na jej plecach, delikatnie je gładząc. Rozumiałem, że było jej ciężko, ale musieliśmy się z tym pogodzić. Tak miało być.

- Kochanie... - szepnąłem.

- Zostaw mnie! - krzyknęła, odrywając się od poduszki.

- Będzie dobrze kochanie, damy sobie radę - powiedziałem, choć w głowie wiedziałem, że będzie nam okropnie ciężko.

- Nic nie będzie dobrze! - krzyknęła znacznie głośniej. - Nie wiesz jak to jest czuć w sobie życie, a później tak po prostu je stracić! - wróciła do płaczu.

Moje serce coraz bardziej się rozpadało. Nie dość, że straciłem dzieci to jeszcze samopoczucie Alex powodowało, że nie miałem sił. Mój świat runął, w przeciągu zaledwie dziesięciu minut. Nic nie miało sensu. Nie rozumiałem dlaczego. Czemu akurat my? Chciałem je zobaczyć, ale wiedziałem, że to złamałoby moje serce jeszcze bardziej.

Po chwili zdałem sobie sprawę z tego, że nie było na łóżku mojej żony. Kiedy już miałem iść jej szukać, do sali wbiegł ordynator.

-  Żyje, dziewczynka żyje! - krzyknął, a ja nie mogłem w to uwierzyć. Wtedy jak najszybciej chciałem powiadomić moją żonę. Wiedziałem, że los się do nas uśmiechnął!

Po pół godzinnym szukaniu, poszedłem do damskiej toalety. Pomyślałem, że może chciała się wyciszyć. Nigdzie jej nie było. Ostatnia kabina była zamknięta.

- Alex otwórz! - powiedziałem, szarpiąc za klamkę. - Charlotte żyje, mamy córeczkę, kochanie!

Bez słów.

Po dziesięciu minutach postanowiłem wejść do niej górą, a to co tam zobaczyłem, męczy mnie do dnia dzisiejszego.

Krew. Wszędzie krew. Pełno krwi, a Alex wśród niej. Panicznie zeskoczyłem do kobiety, delikatnie nią wstrząsając.

- Alex, kochanie - szeptałem. - Nie, nie, nie, nie... - powtarzałem do siebie.

Odgarnąłem włosy z jej twarzy i wtedy zobaczyłem ranę. Ranę ciętą na szyi. Ściągnąłem koszulę, szybko jej ją zawiązując. Przyłożyłem palce, lecz nie czułem pulsu. Wziąłem ją na ręce i skierowałem się w stronę wyjścia.

- Lekarza! Lekarza!

Po chwili została mi odebrana. Położyli ją na łóżku, zaczęli reanimować. Stałem przed szklaną szybą, obserwując jak jej kruche ciałko unosi się pod wpływem wstrząsów. Modliłem się, żeby z tego wyszła. Nie potrafiłem sobie wyobrazić sobie życia bez niej, nie wtedy kiedy była z nami Charlotte. 

Lekarz spojrzał na mnie, kręcąc głową. 

Nie udało się.



















Rozumiem, że nie jesteście zadowoleni.

Ale to nie jest powód, żeby na mnie naskakiwać. Tak miałam zaplanowaną tą opowieść i nie miałam zamiaru jej zmieniać. Nie chciałam żeby było idealnie. W życiu nie ma happy ednów. 

Przykro mi.

Pisze jej dokładnie od 21 lutego 2015r. Długo prawda? Pół roku. Starczy. Lepiej dla mnie i dla was. Na pewno napiszę coś jeszcze o Dylanie, bo on to życie ale ok. Teraz chce skończyć Fat Beth i In my dreams i wystartować z nowością.

Mam ff z Hoodem, jakby kogoś to interesowało, ale to po skończeniu tamtych dwóch.

Kocham was glony i jeżeli mnie znienawidziliście, to rozumiem.

Epilog dodam albo dzisiaj wieczorem albo juro.

✉ hi, dylan o'brien ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz