3

8.7K 288 20
                                    

Wycierałam stoły w kawiarni w której pracuje w weekendy. Nazywa się Coffe Time. Zanim zaczęłam w niej pracować, często spędzałam tu popołudnia ucząc się i przeglądając notatki. Więc prawie od początku roku szkolnego znałam mojego obecnego szefa Bena Bakera. Całe jego ciało pokrywały tatuaże więc na początku dziwiłam się jakim cudem potrafi zrobić szczegółowy wzór z cynamonu swoimi wielkimi rękami. Szybko jednak przekonałam się, że jest niepodważalnym mistrzem kawy. W okolicy miał przezwisko Słowik dlatego, że zawsze wygwizduje przeróżne melodie robiąc kawę.

Drzwi otworzyły się i do środka wszedł Leo. Skrzywiłam się na jego widok.

- Cześć! - wykrzyknął wesoło.

Pod pachą trzymał laptopa i dwie grube encyklopedie.

- Siadaj - burknęłam.

Przekręciłam plakietkę na drzwiach z ,,Otwarte" na ,,Zamknięte", wytarłam ręce i usiadłam naprzeciw Leo.

Wyciągnęłam z torby mój duży notes i zaczęłam szybko przerzucać kartki. Opisywałam w nim każdą nowo poznaną chorobę i opatrywałam dokładnymi szkicami.

- Ładnie rysujesz - zauważył Leo - Kto Cię uczył?

- Jestem samoukiem - burknęłam - Do roboty...

Po dwóch godzinach mozolnej pracy zadzwoniła do mnie May i oświadczyła iż do nas dołączy pomimo, że było już po dwudziestej drugiej. Nie podobał mi się ten pomysł tak jak nie podobało mi się zainteresowanie jakie dziewczyna okazywała Leonowi.

Między mną, a chłopakiem zapadła niezręczna cisza. Podczas gdy on wpatrywał się we mnie intensywnie ,ja starałam się nie myśleć o tym, że jestem sam na sam z nieznajomym chłopakiem w ciemnym pomieszczeniu jedynie przy światle lampy. Tylko raz byłam w takiej sytuacji. Podczas szkolnej dyskoteki w drugiej klasie liceum wymknęliśmy się z Jeremy ‘m do pustej klasy, przez cały wieczór rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym.

Z zamyślenia wyrwało mnie natarczywe pukanie do drzwi kawiarni. Przez szklaną powierzchnię uśmiechała się do mnie May. Wyglądała na bardzo podnieconą. Otworzyłam, a ona wpadła do środka jak huragan, na widok zabitego z tropu Leo, wygładziła nerwowo fałdy ubrania czerwieniąc się jak burak.

Kiedy usiedliśmy przy jednym stole znów zapadła niezręczna cisza. Dopiero po chwili przerwała ją May.

- Pojedźmy do Londynu - wypaliła.

Spojrzałam na nią marszcząc brwi.

- Jest środek semestru, nie możemy...

- Świetny pomysł - uśmiechnął się Leo i spojrzał na mnie zachęcająco.

- Możemy pojechać w następny weekend - zaproponowała May.

- Pracuję - mruknęłam.

- Możesz wziąć urlop, Słowik na pewno nie jest taki straszny jak o nim mówią - powiedział Leo.

- Jak w takim razie zapłacimy rachunki? - zapytałam patrząc na May oskarżającym wzrokiem.

- Mamy jeszcze trochę oszczędności. Vic proszę... Wyluzuj trochę... - jęknęła przyjaciółka.

Po chwili zastanowienia burknęłam cicho.

- Niech wam będzie

- Co? Nie dosłyszałem - rozbawiony Leo zmarszczył fikuśnie brwi.

- Nie każcie mi tego powtarzać bo się rozmyślę - westchnęłam.

His MajestyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz