17

5.9K 227 7
                                    

Siedziałam w autobusie i patrzyłam w okno. Za szybą widziałam pedzące po autostradzie samochody.

- Masz ochotę na coś do picia? - zapytał Leo siedzący obok mnie.

- Mam ochotę na to by ten cholerny wyjazd się skończył - burknęłam. Od rana musiałam znosić towarzystwo tego lewego casanovy. Popełniłam ogromny błąd zgadzając się na towarzyszenie mu podczas koncertu rockowego w Yorku. Niestety okazja na uczestniczenie w tak prestiżowej imprezie nie zdarzała się często (szczególnie jeśli chodzi o studentów i ich cienkie portfele). Zgodziłam się tylko dlatego, że sama chciałam tam pojechać, Leo był tylko małym ziarnkiem goryczy, które przykleiło się do mnie w zamian za zafundowanie biletu.

- Jest aż tak źle? - udawał urażonego.

- Z tobą? - zapytałam retorycznie - Owszem

- Daj spokój do Yorku została jeszcze tylko godzina jazdy

- I kolejne cztery godziny urzerania się z tobą podczas koncertu - westchnęłam i zamknęłam oczy.

Zatopiłam się we własnych myślach. Ile bym dała żeby teraz zamiast z nim siedzieć z May albo George'em, który nie odezwał się od czasu wypadku nad jeziorem. Nie przyszedł na lekcje rysunku od dwóch tygodnii. Prawdopodobnie miał jakieś książęce obowiązki. Nie pisał, nie dzwonił... Bez naszych lekcji ostatnie tygodnie wydawały mi się takie... nie kompletne. Tęskniłam za nim, był moim przyjacielem.

Nie zoriętowałam się kiedy zasnęłam. Obudził mnie dotyk czegoś mokrego na moich ustach. Otworzyłam gwałtownie oczy, które spotkały się z ciemnymi oczami Leo. Szybko odciągnęłam głowę w tył ale tylko wbiłam ją mocniej w oparcie siedzenia. Dynamicznie przekręciłam głowę w bok i wyrwałam się chłopakowi.
Wytarłam usta rękawem po czym spojrzałam na Leo z wyrzutem i obrzydzeniem.

- Dlaczego to zrobiłeś?! - wykrzyknęłam jednocześnie policzkując go.

- Próbowałem wielu sposobów żeby cię obudzić i tylko ten podziałał - mruknął Leo z obrzydliwym uśmiechem na ustach, rozmasowując sobie czerwony policzek.

- Akurat - prychnęłam. Od dziecka miałam lekki sen, wystarczyło mną lekko potrząsnąć albo głośno coś powiedzieć, a zaraz się budziłam.

- Dojechaliśmy - oznajmił Leo - Zbieraj manatki

Wyszliśmy z autobusu na przystanku po środku miasta. Zaczynało się ściemniać więc postanowiliśmy dotrzeć na miejsce koncertu taksówką. Przez pół godziny czekaliśmy na zimnie, a kiedy żółty pojazd nadjechał Leo otworzył nonszalancko drzwi.

- Panie przodem - oznajmił.

Kiedy wychodziłam do auta mruknął.

- Powinnaś zainwestować w siłownię - i znacząco spojrzał na moją małą pupę.

- Zboczeniec - skwitowałam.

His MajestyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz