33

4.7K 203 13
                                    

George zaprowadził mnie na zewnątrz kawiarni. Przez ulicę przewijały się ogromne grupy ludzi. Patrzyłam na to wszystko ze zdziwieniem.

- Co tu się dzieje? - zapytałam chłopaka.

- Ci ludzie idą na mecz krykieta - oznajmił i zaczął przedzierać się przez tłumy. Szłam za nim dopóki nie straciłam George'a z oczu. Przez moment myślałam, że go zgubiłam ale wtedy poczułam ciepło ciała wciskające się miełdzy moje palce. Obok mnie stał George i uśmiechał się do mnie.

- Nie pozwolę ci się zgubić - szepnął - Nigdy - dodał po czym pociągnął mnie za sobą w stronę przystanku autobusowego.

Staliśmy obok siebie czekając na autobus. Kontem oka widziałam, że na mnie patrzy. Lekko się zaczerwieniłam gdy zrozumiałam, że nadal trzymamy się za ręce. Chciałam ją wyciągnąć ale George wplótł swoje palce między moje. Czułam się nieco niezręcznie ale nie puściłam. Czekaliśmy w ciszy. Wreszcie usłyszałam warkot silnika. W środku było mnóstwo ludzi, którzy zaczęli wylewać się na chodnik. Kiedy wysiadł ostatni pasażer z tej ogromnej grupy ludzi, autobus był niemal pusty. Weszliśmy do środka i usiedliśmy obok siebie. Czułam ciepło jego ciała. Był tak blisko mnie, książę Anglii.... Nie... Czułam bliskość George'a, nie księcia.

Nasza podróż trwała krótko. Autobus zatrzymał się przed boiskiem. Obok niego znajdowały się dwa budynki. Weszliśmy do tego pierwszego. W środku znajdowała się lada, za ktorą siedział pulchny mężczyzna. Spojrzał na nas podejrzliwie.

- Zamknięte - warknął i wrócił do czytania gazety.

- Chyba się na coś umawialiśmy, nieprawdaż? - odezwał się George. Mężczyzna chyba rozpoznał jego głos bo wstał i wyprostował fałdy pogniecionej i poplamionej koszuli.

- Oczywiście, Wasza Wysokość - pisnął.

- Rozumiem, że oczywiście nikomu nie powiesz o mojej wizycie? - dopytywał się George.

- Tak - mężczyzna szybko potrząsnął głową po czym zniknął na chwilę na zapleczu i wrócił z dwoma kaskami do jazdy konnej.

- Umiesz jeździć konno? - George zwrócił się do mnie. Spojrzałam na niego jak na wariata.

- Oczywiście, że nie

- Nie umiesz pływać, nie umiesz jeździć - rozbawiony chłopak pokręcił głową - Co ty w ogóle umiesz?

- Umiem błagać o przebaczenie - mruknęłam. Ujęłam dłońmi końce mojego nadal mokrego płaszcza i uniosłam je jak suknie w tym samym czasie lekko dygając. George wybuchnął śmiechem.

- W tym zdecydowanie jesteś najlepsza - znów złapał mnie za rękę i zaprowadził do drugiego budynku. Była to stajnia. Podszedł do jednego z boksów zza którego patrzył na mnie kary ogier.

- Nazywa się Adonis - oznajmił George głaskając go po pysku. Po czym otworzył drzwi i wyprowadził go na zewnątrz. Osiodłał i to samo uczynił z białym koniem z innego boksu.

- Wsiadaj - powiedział klepiąc siedzenie na grzbiecie białego konia.

- Chyba żartujesz! - wykrzyknęłam i cofnęłam się o krok. Od dzieciństwa lękałam się koni, sama nie wiem dlaczego.

- Nauczę cię jeździć - zaproponował George i bez ostrzeżenia złapał w pasie podnosząc w górę.

- Puszczaj! - krzyknęłam wierzgając nogami.

- Nigdy - szepnął George.

____________________________________

Jak wam się podobał rozdział?

His MajestyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz