34

4.7K 221 4
                                    

1/3

Zaczynamy maraton!!!
____________________________________

Siedziałam na grzbiecie białego konia. George prowadził go za uprząż. Wyszliśmy na boisko do gry w polo. Chłopak zdją już swoją czapkę i okulary więc mogłam patrzeć w jego piękne oczy. W pewnym momencie zaczął biec popędzając konia.

- George przestań! - wykrzyknęłam ledwo tłumiąc śmiech. Chłopak zaczął biec coraz szybciej. W końcu i on wsiadł na konia i trzymając dwie uprzęrze jechał przez boisko. Wiatr wiał mi w twarz i było tak przyjmnie. Galopując czułam, że żyję.

- Podoba ci się? - George próbował przekrzyczeć szum wiatru.

- Bardzo - odparłam odparłam uśmiechając się szeroko.

~ George

Patrzyłem jak ona się uśmiecha. To był najpiękniejszy uśmiech jaki w życiu widziałem, taki szczery. Była szczęśliwa i to jedyne się teraz liczyło. Przez tyle czasu się okłamywałem, Victoria nie jest już tylko moją przyjaciółką, teraz to wiem. Gdy na nią patrzyłem po moim ciele rozchodziły się dreszcze. Czułem wewnętrzne ciepło. Od dzieciństwa przygotowywany byłem by przedkładać szczęście Zjednoczonego Królestwa nad własne ale nigdy nie miałem okazji zastosować tego w przypadku jednej osoby. Ale Victoria była wyjątkowa, mądra i śliczna, a przede wszystkim wcale nie przeszkadzało jej to, że jestem księciem. Dla niej byłem tylko George'em, wiedziałem to w jej spojrzeniu i uśmiechach, słyszałem w jej słowach. Teraz byliśmy zwykłymi ludźmi, dokładnie tak jak to sobie wymarzyłem. Zazdrościłem jej wolności, a teraz przez krótką chwilę mogłem cieszyć się nią razem z Victorią. Tak bardzo brakowało mi bliskości ich dwóch, tak bardzo kocham je dwie.

- Coś taki zamyślony, księciuniu? - zapytała Victoria, w jej głosie słyszałem szczęście.

- Czuję się wolny - mruknąłem zamykając oczy.

- Więc bądź wolny - wykrzyknęła dziewczyna popędzając konia, lejce wyślizgnęły mi się z rąk.  Pogalopowała przed siebie, a moje serce na moment stanęło. Z dwóch powodów. Po pierwsze bałem się, że coś sobie zrobi, a z drugiej strony wyglądała tak pięknie. Jej długie, brązowe włosy powiewały na wietrze. Na jej twarzy widziałem rumieńce i szeroki uśmiech. Z zamyślenia wyrwał mnie deszcz. To była prawdziwa ulewa, tak jakby ktoś wylał mi na głowę wiadro pełne zimnej wody. Pogalopowałem w stronę Victorii. Gdy byłem już niemal przy niej zdarzyło się coś co zaparło mi dech w piersiach. Koń poślizgnął się w kałuży i ostro skręcił. Victoria, która nie wiedziała jak się w takiej sytuacji zachować zachwiała się w zleciała prosto w kałużę. Upadek z rozpędzonego konia jest niebezpieczny, mogła coś sobie zrobić. Natychmiast zeskoczyłem z konia i pognałem w jej stronę. Ukląkłem przed kałużą i zobaczyłem leżącą w niej Victorię i śmiejącą się do rozpuku.

- Co cię boli? - zapytałem chwytając jej ramiona i podnosząc do góry.

Ale ona nadal się śmiała. W pewnym momencie umilkła i zamknęła oczy wystawiając je do deszczu. Spojrzałem na jej usta rozciągnięte w lekkim uśmiechu. Nie mogłem się powstrzymać i przywarłem do nich delikatnie. Po chwili Victoria odwzajemniła pocałunek i splotła nasze ręce. A deszcz wciąż padał...

His MajestyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz