10

6.9K 271 16
                                    

- Jedziesz do domu na święta? - zapytała May pakując torbę.

- Nie - mruknęłam notując kolejną łacińską nazwę choroby w zeszycie.

- Dlaczego?

- Daleko, mało czasu i dużo roboty - odparłam.

May zasunęła walizkę i pociągnęła ją do wyjścia. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się smutno.

- Szkoda, że nie możemy spędzić świąt razem - mruknęła - Do ojca przyjeżdża ważny gość

- Nic nie szkodzi. Podzielę się opłatkiem z książkami - uśmiechnęłam się, a May wybuchła śmiechem po czym założyła kurtkę.

- Wesołych Świąt Vic! - krzyknęła.

- I nawzajem - odparłam ale ona zdążyła już wyjść.

Ja powróciłam do pracy. Przeglądałam to co ja i Leo już zrobiliśmy. Było tego całkiem sporo. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Podeszłam i otworzyłam. ,,O wilku mowa" pomyślałam. Na progu stał Hiszpan i szczerzył do mnie zęby. Kiedy zrozumiałam, że nie zamierza odejść wpuściłam go do środka.

W rękach trzymał duży, zapakowany w czerwoną folię z wizerunkami reniferów prezent. Wręczył mi go mówiąc:

- Najpiękniejszy prezent dla najpiękniejszej dziewczyny

Westchnęłam zrezygnowana i otworzyłam go. W środku było pusto oprócz biletu na koncert rockowy w Yorku. Nie miałam pojęcia skąd zna moje preferencje muzyczne ale znając życie miał dobre źródło informacji - May. Dziewczyna bardzo dopingowała go w kwestii zdobycia mojego serca pomimo, że sama była w niego zapatrzona.

Spojrzałam pytająco na Leo.

- Ja mam drugi - uśmiechnął się - Wesołych Świąt!

Wyszedł.

Spojrzałam na bilet i wyczytałam, że koncert odbędzie się w kwietniu. Mam jeszcze dużo czasu żeby mu odmówić.

***

~ May


Samochód zaparkował przed dużym domem. Ściany zrobione były z ciemno-czerwonej cegły. Za budynkiem rozciągał się duży ogród.

Wysiadłam z auta i omiotłam wzrokiem posiadłość w której się urodziłam i wychowałam.  Zza drzwi wyszedł wysoki mężczyzna z czarnymi włosami i kozią brudką.

- May kochanie, witaj w domu - powiedział ironicznie - Ubierz się pożądnie. Za dwie godziny przyjeżdżają nasi goście

- Cześć tato - mruknęłam i powłuczyłam nogami do domu.

Weszłam do ogromnego, urządzonego staroświecko holu po czym weszłam schodami na pierwsze piętro. I skierowałam się w stronę drzwi na samym końcu korytarza.

Mój pokój był jedynym miejscem w domu nie urządzonym według zachcianki taty. Był ciepły i przytulny. Na niebieskich ścianach namalowane były obłoki białymi farbami. To było dzieło mojej mamy. Zmarła gdy miałam siedem lat. Minęło tak dużo czasu, że gdybym nie miała jej zdjęcia w pokoju pewnie zapomniałabym jak wyglądała. Marzeniem mojej mamy było zorganizować moją osiemnastkę, zobaczyć jak wychodzę za mąż i patrzeć jak dorastają moje dzieci.

Otworzyłam drzwi szafy. Było w niej pełno wyjściowych ubrań. Ojciec zawsze chciał żebym tak się ubierała. Wybrałam czarną przylegającą do ciała sukienkę. Spiełam moje złociste włosy w wysokiego koka. Umalowałam się przy toaletce stojącej w pokoju.

Kiedy skończyłam spojrzałam na zegarek i stwierdziłam, że goście powinni już przybyć. Wyjrzałam za okno i zobaczyłam czarną furgonetkę. Natychmiast wyszłam z pokoju i zeszłam na parter.

~ Philip Mayers

Otworzyłem drzwi mojego domu. Do środka wkroczył mężczyzna w średnim wieku z włosami obsypanymi siwizną, a za nim jego żona z czarnowłosymi bliźniakami: córką i synem.

- Witam hrabio Cleveland - powiedziałem uścuskając dłoń mojego gościa.

Przeszliśmy przez hol i dotarliśmy do miejsca gdzie z podłogą stykały się schody. Schodziła po nich moja córka. W takiej chwili była bardzo podobna do Elissy, swojej matki. Bardzo ją kochałem.

- Moja córka May - powiedziałem zerkajac na Toma, syna harbaii. Miałem nadzieję, że spodoba mu się moja córka. Połączenie rodziny Cleveland i Mayers byłoby świetne. Również pod wzgledem tego, że May wychodząc za przyszłego harabię w przyszłości została by harabiną, co bardzo mi odpowiadało.

Zamiast tego uchwyciłem pogardliwe spojrzenie jego córki Seleny.

His MajestyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz