5

7.9K 306 27
                                    

Oparłam się o ścianę i wyciągnęłam laptop. Ostatnio dużo pracowałam nad projektem medycznym więc musiałam chwilowo zrezygnować z pracy w Coffe Time. Drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem i weszła przez nie May. Miała zdetermionowaną minę, która mogła oznaczać tylko jedno: Jedna z moich kiczowatych, studenckich akcji charytatywnych wypaliła. Moja przyjaciółka miała fioła na punkcie organizowania przeróżnych przedsięwzięć od zwyczajnych parapetówek przez studenckie imprezki, aż po szalone melanże na których mogło się wydarzyć dosłownie wszystko.

- Co się stało? - zapytałam pomimo, że znałam odpowiedź.

- Joshowi i Maxowi udało się zebrać kasę na schronisko - pisnęła podekscytowana May.

- Chciałaś chyba powiedzieć połowa na pieski, reszta na imprezę - westchnęłam.

- A jakże by inaczej, w następny weekend będzie niezła zabawa

- Szkoda, że nie mogę przyjść

- Czekaj... Czekaj, jak to nie możesz? - May uniosła pytająco prawą brew.

- Muszę pracować nad projektem

- Oh, daj spokój Vic Vic

Skrzywiłam się. May zawsze przezywała mnie tak gdy chciała mnie podrażnić. W dzieciństwie nazywał mnie tak młodszy brat, a ja głupia się wygadałam.

***

Siedziałam na swoim miejscu w sali wykładowej gdy przyłączył się do mnie Leo. Do przybycia profesora Coldwatera zostało jeszcze trochę czasu. Chłopak był zasapany, a pod pachą trzymał naręcze książek i notatek.

- Masz coś? - rzuciłam od niechcenia.

- To i owo - w jego głosie słychać było nutę rozbawienia.

- Co cię tak bawi?

- Nie udawaj, że cię nie obchodzę

- Co? - byłam zszokowana jego bezpośrednością.

- Idziesz na imprezę? - zapytał jakby wogóle nie wypowiedział poprzedniego zdania.

- Chwila, chwila - potrząsnęłam głową - Nie zmieniaj tematu...

- Idziesz? - przerwał mi.

- Nie, ale...

- Widzimy się w sobotę o dwudziestej

- Czekaj, nigdzie się nie widzimy. Musimy dokończyć projekt

- Przystojny chłopak właśnie zaprosił cię na imprezę, chyba nie odmówisz?

***

May wybauszyła na mnie oczy. Otworzyła usta z wrażenia i wydała z siebie westchnienie.

- Mega seksowny chłopak chce iść z tobą na imprezę, a ciebie to nie rusza! - wykrzyknęła.

- Oh, daj spokój May, to tylko parapetówka - pokręciłam głową z niedowierzaniem - Ty powinnaś z nim iść

- To tak jakby randka Vic Vic! Co by powiedział Jeremy? - May uśmiechnęła się złośliwie.

- Apropo mojego byłego, on tu przyjeżdża

- Co?!

- Oczywiście nie sam. Chcieliśmy się spotkać, wszyscy razem, przyjaciele z liceum, rozumiesz

- Aha... - May nie była przekonana co do dobra wynikającego z tego spotkania - Kiedy tu przyjadą?

- O, nie tu. Spotykamy się w Londynie. W... - zawachałam się - weekend

- Żartujesz! - wykrzynęła moja przyjaciółka - Ja urządzam imprezę życia, a ty zapraszasz starych znajomych? Więc projekt to była tylko wymówka?

- Właściwie to... Tak

- Ale obiecałaś Leo, że przyjdziesz!

- Cóż jestem pewna, że mnie zastąpisz, on na pewno nie pogardzi taką partnerką

***

Stałam na parkingu busów w Londynie. Mijali mnie pasażerowie poprzedniego autobusu ale w żadnym z nich nie rozpoznałam licealnego przyjaciela. Nagle usłyszałam głośny pisk. Spojrzałam w stronę źródła dźwięku i wstrzymałam oddech gdy przyjaciółka zamknęła mnie w silnym uścisku.

- Liz... - wydusiłam - Też miło cię widzieć

- Chyba mi jej nie ukradniesz, co? - zza moich pleców dobiegł mnie dziewczęcy głos.

Kiedy Liz puściła mnie wreszcie, zobaczyłam ich... Ich wszystkich... Caroline, Malachaia i Jeremy'ego uśmiechających się do mnie.

His MajestyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz