7

7.3K 290 11
                                    

Impreza w Londynie nie skończyła się najlepiej. Caroline przesadziła z alkoholem i wylądowała w szpitalu. W niedzielne popołudnie tuż po wyjściu ze szpitala odjechali z powrotem to Kirkcaldy.  Z początku Liz chciała jeszcze zostać ale Jeremy przekonał ją, że w poniedziałek mają ważne wykłady. Ja wróciłam do Oxfordu autobusem.

Otworzyłam cicho drzwi kawalerki i na palcach weszłam do sypialni. Zauważałam, że May nie było w swoim łóżku. Rozejrzałam się nerwowo. Stała w drzwiach opierając się o framugę. Jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć, jak zawsze gdy była zła i obrażona.

- Jak było na imprezie? - zapytałam.

- Świetnie - burknęła - Nawet bez ciebie

- Co się stało? - ujrzałam jej zbolałą minę.

- Leo prawie wcale się do mnie nie odzywał - westchnęła.

Stwierdziłam, że zdołałam złamać jej lody. May nie była osobą, która obrażała się na amen.

- Może był zajęty zabawą z kolegami - ściągnęłam płaszcz.

May wydawała się bardzo smutna. Moje przypuszczenia potwierdziły się gdy podała mi małą wymiętą kartkę.

- Poprosił żeby ci to przekazać

Wzięłam od niej kawałek papieru i przeczytałam zawartość. Byłam pewna, że Leo nie pisał tego na trzeźwo. Litery były rozwlekłe i krzywe.

***

Rozczesałam moje kasztanowe włosy. Nie miałam zamiaru iść na te cholerne spotkanie ale May mnie zmusiła. Upierała się, że jeżeli nie pojawię się Leonowi będzie smutno. Ale ja wcale nie dbałam o jego uczucia. Nie chciałam zranić May. Gdybym nie poszła ucieszyłaby się w duchu, gdybym poszła cieszyłaby się, że jestem "szczęśliwa". Postanowiłam więc zastosować się do jej prośby, a na miejscu ładnie odmówić i wycofać się.

Założyłam zwykłe dżinsy, błękitną, przewiewną koszulę i płaszcz. Wyszłam z domu szybko żeby nie pogrążyć May w jeszcze większym smutku. Chodziłam po ulicach Oxfordu i czułam się dziwnie obca pomimo, że mieszkałam tu już od dwóch miesięcy. Tęskiniłam za Szkocją i miałam świadomość, że bezpieczna będę jedynie w moim rodzinnym mieście, a tam miałam znaleźć się dopiero na wakacje.

Niebo było czyste, a powietrze rześkie i chłodne. Pomimo, że był już grudzień śnieg nie spadł jeszcze ani razu.

Weszłam do herbaciarni w akompaniamencie małego dzwonka przyczepionego do drzwi. Wszyscy ludzie znajdujący się w lokalu mieli filiżanki pełne parujących ziół. Teraz przepełniona była po brzegi, zajęte były niemal wszystkie miejsca. Prawdopodobnie dlatego, że był Tea Time.

Odszukałam wzrokiem mojego partnera. Siedział przy dwuosobowym stoliku. Zajęłam miejsce naprzeciw niego.

- Jednak przyszłaś - uśmiechnął się wesoło.

- Nie z własnej woli ale owszem - odparłam - Chociaż zapraszanie dziewczyny na randkę za pomocą wymietej karteczki i w dodatku po pijaku nie jest zbyt romantyczne

- Przepraszam cię za to. Nie myślałem wtedy trzeźwo

- Trudno się dziwić - mruknęłam i zasłoniłam się kartą z menu.

Zbierałam myśli i siły na to co miałam za chwilę powiedzieć.

- Przepraszam ale ja nie mogę się z tobą spotykać - powiedziałam w końcu odkładając menu.

- Więc dlaczego przyszłaś? - zapytał.

- Bo zostałam o to poproszona - odparłam - Nie przez ciebie - dodałam po chwili.

- Masz już kogoś?

- To nie powinno cię interesować. Wybacz ale nie jestem tobą zainteresowana więc to uszanuj - powiedziałam stanowczym tonem  po czym wstałam i wyszłam.

His MajestyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz