4

8.2K 324 8
                                    

Stałam przed otwartymi drzwiami do samochodu Leo. May uparła się żeby mu zaufać i pojechać do Londynu jego autem, ja nadal nie byłam do tego przekonana. W głowie tworzyłam najgorsze możliwe scenariusze.

- Wsiadaj - zachęcił chłopak.

May potrząsnęła głową zachęcająco. Westchnęłam i wsiadłam. Zaklinałam się, że robię to tylko dla przyjaciółki ale tak naprawdę czułam podekscytowanie na myśl, że zobaczę stolicę UK.

Przez następne kilka godzin jechaliśmy po autostradzie mijając inne samochody z zawrotną prędkością. Zaczęłam się zastanawiać kto dał Leonowi prawo jazdy.

Zostawiliśmy samochód na jakimś bezpłatnym podmiejskim parkingu ponieważ dalej postanowiliśmy iść sami.

Londyn okazał się naprawdę pięknym miastem. Zachwyciła mnie architektura oraz ilość mniejszości narodowych jaka tam mieszka. Najpierw zobaczyliśmy Big Bena i stację Paddington. Na peronie stała ogromna maskotka miśka od którego nosi nazwę to miejsce. May uparła się żebyśmy zrobiły sobie z nim pamiątkowe zdjęcie.

Kiedy wyszliśmy ze stacji zaczęło padać. Postanowiliśmy się rozdzielić ponieważ moja przyjaciółka za wszelką cenę chciała obejrzeć nową wystawę w Muzeum Figur Woskowych Madame Tussaud i postanowiła zaciągnąć ze sobą Leo, co wcale mi nie przeszkadzało. Mieliśmy spotkać się za dwie godziny pod Pałacem Buckingham.

Kiedy Leo i May oddalili się ja pomaszerowałam w stronę Chinatown, zawsze chciałam je zobaczyć. Okazało się, że to miejsce jest jeszcze bardziej niesamowite niż myślałam. Pomiędzy budynkami stały czerwono-żółte bramy z pięknymi zdobieniami i chińskimi napisami. Przy tysiącach kolorowych straganów kręcili się skośnoocy sprzedawcy. Nad głowami przechodniów wisiały przemoknięte czerwone lampiony z wizerunkami złotych smoków.

***

Przemierzałam londyńskie ulice, w jednej ręce trzymałam nieskończoną, tradycyjną, chińską herbatkę, a w drugiej gazetkę z orientalnymi przepisami na dania z ryżem. Byłam przemoczona do suchej nitki bo zapomniałam wziąć ze sobą kurtki przeciwdeszczowej. Odetchnęłam z ulgą gdy zobaczyłam przed sobą mój cel - Pałac Buckingham. Piękną białą budowlę do, której wejścia strzegła brama ozdobiona złotymi zdobieniami, stało przy niej dwóch żołnierzy w czerwonych strojach i wysokich czarnych czapkach.

Zauważyłam, że stał pod nią ktoś jeszcze wysoki chłopak z parasolką, ludzie oglądali się za nim zaciekawieni. Był na oko w moim wieku. Miał zwichrzone, ciemno-blond włosy i bladą skórę. Pod pachą ściskał kilka luźnych kartek. W zębach trzymał ołówek i był zajęty przeglądaniem szkicownika. Stanęłam obok niego i instynktownie spojrzałam na zegarek, May i Leo powinni zaraz dotrzeć. Zauważyłam, że chłopak raz po raz zerka na mnie swoimi brązowymi oczami. Po krótkiej chwili przechylił parasol nad moją głowę.

- Um... Dzięki - mruknęłam zmieszana - Zamokną ci rysunki - zauważyłam po chwili.

Chłopak miał talent. Jego szkicownik pełny był różnych szkiców, zauważyłam to gdy szybko przerzucał kartki.

- Powinieneś popracować trochę nad kreską - wypaliłam nie mogąc się powstrzymać.

- Naprawdę? - mruknął wyciągając ołówek z ust - Nie przedstawiłem się, jestem George

- Vicoria - uśmiechnęłam się podając mu rękę.

W tej chwili zobaczyłam w oddali Leona i May. Pożegnałam się z George'em i odeszłam.

His MajestyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz