32

4.8K 190 11
                                    

Siedziałam w autobusie pełnym ludzi. Na zewnątrz strasznie lało więc musiałam pojechać pojazdem, który oprócz mnie wybrało jeszcze pięćdziesiąt osób. Jak na maj było strasznie paskudnie. Zastanawiałam się gdzie w taką pogodę chce mnie zabrać George. Mam nadzieję, że gdzieś gdzie będzie ciepło i sucho... Nagle autobus ostro zachamował, a ja poleciałam do tyłu. Poczułam jak silne ręce łapią mnie w talii, dzięki czemu nie upadłam na podłogę. Odwróciłam się twarzą do mojego wybawcy żeby mu podziękować. Kiedy spojrzałam na jego twarz wyszczerzył do mnie białe jak śnieg zęby kontrastujace z ciemną skórą. Leo zaśmiał się widząc moją reakcję.

- Czyżbyś straciła równowagę? - zapytał z ironią w głosie.

- Odkryłeś Amerykę, przyjacielu - poklepałam go lekko poramieniu. Przesunęłam się do przodu co  jednak nic nie dało z powodu ogromnego tłoku.

- Już ucieszasz? - usłyszałam za sobą głos.

- Ja nie uciekam, ja się tylko oddalam - odparłam. Przesunęłam się jak najbardziej się dało do przodu chociaż było to ciężkie z racji otaczającej mnie kupy ludzi. Gdy nagle poczułam zaciskającą się na moim nadgarsku dłoń. Odwróciłam się do Leo i spojrzałam wymownie na jego rękę.

- Zechcesz puścić? - zapytałam ironicznie.

- Nie dopóki się ze mną nie umówisz - chłopak wyszczerzył zęby.

- Chyba śnisz - wycedziłam z sztucznym uśmiechem na ustach.

Na moje szczęście autobus zatrzymał się na przystanku. Przecisnęłam się między stłoczonymi pasażerami i wyszłam na zewnątrz. Wsłuchałam się w stukot kropelek deszczu spadających na mój kaptur. Gdy zaczęło robić mi się zimno ruszyłam się z miejsca. Wreszcie od jakiegoś czasu czułam się lepiej. Gabe nie pokazał się  od czasu naszego ostatniego spotkania w kwietniu. Przygotowania do sesji egzaminacyjnych szły mi o wiele lepiej niż pod koniec poprzedniego semestru. Leo zagadywał do mnie coraz rzadziej, co było bardzo zadowalające.

W czasie, krótkiego spaceru do Coffe Time deszcz przeszedł w mżawkę, a potem kompletnie przestał padać. Mojemu wejściu do kawiarni towarzyszył dźwięk dzwonka.
Przy ladzie jak zwykle kręcił się Czarny Słowik. Uśmiechnął się do mnie gdy weszłam.

- Dawno cię tu nie było - odezwał się ochrypłym głosem.

- Powinieneś zainwestować w pastylki na gardło - zaśmiałam się, a on ze mną.

- Leć już - Czarny Słowik puścił mi oczko - Ktoś na ciebie czeka

Odwróciłam się i zobaczyłam siedzącego przy tym samym stoliku co zawsze tajemniczego gościa w okularach przeciwsłonecznych i czapce. Po moim ciele rozlało się przyjemne ciepło, a w brzuchu zaczęły harcować motylki. Podeszłam do niego, a on wstał i szarmancko ujął moją rękę, mimowolnie oblałam się rumieńcem gdy pochylił się i poczułam jak dotyka swoimi delikatnymi ustami mojej dłoni. Kiedy wyprostował się na jego twarzy widziałam uśmiech.

- Dżentelmen jak na księcia przystało - szepnęłam.

- Sza - odparł George - Bo jeszcze ktoś usłyszy - posłał mi znaczący uśmieszek.

- Gdzie się w takim razie wybieramy? - zapytałam. Po naszej poprzedniej randki niespodzianki, na którą George zaprosił mnie przez telefon i która była całkiem udana, chłopak stwierdził, że znów mnie gdzieś zabierze w tajemnicy.

- To jest niespodzianka - odparł i ruszył do drzwi, a ja za nim. Dopiero teraz zorientowałam się, że coś mi w nim nie pasuje. Dzisiaj ubrał się inaczej niż zwykle. Założył białe spodnie do jazdy konnej, bluzę z kapturem i sportową kurtkę, jeszcze nigdy go w niej nie widziałam. Już przeczuwałam gdzie się wybierzemy i wcale mnie to nie zachwycało.

____________________________________

Moje opowiadanie przeczytało już tysiąc osób!!! Dziękuję!!! Z okazji tego tysiaka w poniedziałek zrobię maraton!

Jak myślicie, jakie byłoby wspólne imię dla Victorii i George'a?

His MajestyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz