6

7.4K 295 14
                                    

- Dobra... - Caroline zamysliła się na chwilę - Byliśmy w Chinatown, Muzeum Figur Woskowych Madame jakiejś tam... Nie ważne, Big Ben załatwiony, Parlament też... Gdzie jeszcze nie byliśmy?

- Pałac Buckingham - mruknął znudzony Malachai, wychował się w Londynie więc znał go jak mało kto.

Ten chłopak to dziwaczny odludek, ale od czasu kiedy Jeremy uratował go przed potrąceniem przez samochód kiedy wyszedł na środek drogi po pijaku, nie chce się od nas odczepić więc tak czy inaczej musimy go znosić.

- Może trochę optymizmu, misiu - Liz cmokneła go w policzek. Nadal nie mogę się przyzwyczaić, że są razem.

Jeszcze rok temu tak się nienawidzili, że pourywaliby sobie głowy. Zaczęli ze sobą chodzić niedługo po tym jak wyjechałam na studia.

Skierowaliśmy się w stronę pałacu i przypomniał mi się chłopak, którego spotkałam tam gdy ostatni raz byłam w Londynie. Wydawał mi się dziwnie znajomy ale właściwie nie wiem gdzie go wcześniej widziałam.

- Widziałem ten pałac z tysiąc razy, chodźmy stąd - jęknął Malachai.

- To był twój pomysł, głuptasie - Liz szturchnęła go w ramię.

- Zabawmy się - zaproponował Jeremy.

***

Wreszcie odetchnęłam. Od dłuższego czasu, sama nie wiem ile minęło bawiliśmy się w klubie. Impreza była całkiem przyzwoita chociaż można było się przyczepić to taniego, bezsmakowego alkoholu i brudnych łazienek. Po długim, szaleńczym tańcu z Caroline i Liz usiadłam przy barze.

Wyglądał jak każdy w tanich klubach długi, wysoki z przystojnym barmanem podającym drinki. Zamówiłam mojito. Kiedy wreszcie dostałam mój napój dosiadł się do mnie blady chłopak w czapce i okularach przeciwsłonecznych, co mnie nieco zdziwiło bo ciemności panujące w klubie rozjaśniały tylko światła różnokolorowych reflektorów laserowych. Kiedy zobaczył, że się mu przyglądał rozciągnął usta w uśmiechu ukazując swoje białe zęby. Nie odwzajemniłam go.

- Problemy? - zapytał wskazując głową moje mojito.

- Ehe - mruknęłam, byłam już nieco wstawiona więc moje myśli krążyły wolniej. Na jego słowa przypomniał mi się natrętny Leo i prawdopodobnie obrażona na mnie May.

- Witaj w klubie - dodał po chwili i podniósł szklankę z czystą wódką na znak toastu po czym wypił całość za jednym razem.

- Zatańczysz? - zapytał ocierając usta wierzchem dłoni.

- Znamy się? - odparłam.

Chłopak znów się uśmiechnął po czym ściągnął okulary na nos, a ja poznałam te piękne, brązowe oczy.

- George, chłopak z parasolem - uśmiechnęłam się.

- I złą kreską - dodał.

- Ukrywasz się przed kimś? - wskazałam na czapkę i okulary.

- Była... Prześladuje mnie

- A, rozumiem - powiedziałam po czym wstałam od baru i spojrzałam pytająco na Charliego.

- Idziesz?

- Pewnie - odparł.

His MajestyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz