Pozbierałem moje książki z podłogi i spakowałem je z powrotem do plecaka. Zadzwonił dzwonek. Udałem się do klasy na lekcję angielskiego.
- Wasze wypracowania połóżcie na biurku - powiedziała nauczycielka, kiedy rozbrzmiał dźwięk oznaczający przerwę i wszyscy zaczęli się zbierać.
Każdy, tak jak prosiła, po drodze do wyjścia zostawiał swoje wypociny, przez co tworzył się coraz większy stos kartek. Sięgnąłem do plecaka, ale nie znalazłem tego, czego szukałem. Cholera. Kiedy ten idiota Malcolm mnie potrącił i wysypał zawartość mojego plecaka na ziemię, musiał zabrać moją pracę. Mogłem się domyśleć... Byłem zbyt głupi i nawet zbyt ślepy, żeby to zauważyć.
Co się oszukuję? I tak nic nie byłbym w stanie zrobić. Jest silniejszy ode mnie. Poza tym, ma za sobą grupkę wyszczekanych piesków, która również służy dla niego siłą. Prawda jest jedynie taka, że bez nich byłby nikim.
Może gdybym był bardziej pewny siebie, też bym zaistniał? Może nie byłbym popychadłem, który boi się każdego spojrzenia i za każdym razem kuli ogon, gdy ktoś go zaczepia, zamiast walczyć o swoje. Jestem słaby i po prostu nie umiem tego zmienić...
- Znowu nie masz wypracowania, Justin? - zapytała zupełnie retorycznie anglistka, kiedy przeszedłem obojętnie obok jej biurka. Na jej słowa zatrzymałem się i spojrzałem na nią, cicho wzdychając.
- Ukradli mi. Napiszę nowe na następną lekcję, obiecuję.
- Znowu? Lepiej byś się postarał i wymyślił inne wymówki niż w kółko to samo. - Pokręciła głową, po czym sięgnęła do dziennika i coś w nim napisała. - Dostajesz jedynkę niemożliwą do poprawy. Może to cię zmotywuje do pisania.
- Ale pani profesor, ja...
- Nie, już więcej ci nie odpuszczę. Skończyliśmy, możesz wyjść na przerwę.
- Do widzenia - rzuciłem zrezygnowany, wychodząc z klasy.
Była długa przerwa, więc udałem się na stołówkę. Wziąłem tackę z jedzeniem i ruszyłem w kierunku stolika, gdzie siedział już mój przyjaciel i wciskał w siebie frytki.
- Hej, Jay. Co tam? - zapytał blondyn, kiedy już zająłem miejsce obok.
- Świetnie jak zawsze - odpowiedziałem, nawet na niego nie patrząc. Upiłem łyka napoju i zacząłem wolno jeść mój posiłek. Burczało mi w brzuchu, ale jakoś nie miałem ochoty.
To nie tak, że ta pała tak bardzo mnie przejęła. Zdarza się, prawda? Zwyczajnie nie mam humoru, co jest dosyć częste, a akcja z Malcolmem wkurzyła mnie. Nawet nie wiem czy jestem bardziej wściekły na niego, czy na siebie.
- Pamiętasz Jessicę?
- Trudno, żebym nie pamiętał, skoro ciągle o niej nawijasz - odpowiedziałem, na co się zaśmiał. Jego twarz promieniała, a uśmiech z niej nie chciał zejść. Przynajmniej on ma dobry dzień.
- Umówiłem się z nią.
- Wow, Travis, to świetnie! - oznajmiłem, próbując wykrzesać z siebie cały entuzjazm. Uniosłem puszkę z colą i spojrzałem na przyjaciela. - Za was!
- Za nas! - zaśmiał się i stuknął swoim napojem o mój, po czym oboje się napiliśmy.
Odwróciłem wzrok i wtedy zobaczyłem ją. Śmiała się ze znajomymi przy stoliku obok. Jej uśmiech to zjawisko, na który mógłbym patrzeć się latami. Jest taka piękna. Travis załapał, na kogo się patrzę i kolejny raz dzisiaj wydobył się chichot z jego ust.
- Znowu gapisz się na Crystal? Dlaczego do niej nie zagadasz?
- Wątpię, żeby chciała ze mną rozmawiać. - Westchnąłem, wracając do mojego jedzenia. Zjadłem ostatnią frytkę, po czym odsunąłem od siebie talerz. Nie miałem ochoty na więcej.
- Weź przestań. Spoko z ciebie gość, na pewno ją oczarujesz. No idź.
- To nie jest dobry pomysł, Travis. Chcę tylko przeżyć do końca dnia bez żadnych zbędnych upokorzeń.
- Dlaczego musisz być takim pieprzonym pesymistą?
- Sorry - odpowiedziałem krótko i wstałem od stolika. Niestety, ale w tym czasie wpadłem na Malcolma. Popatrzył się na mnie z góry, bo był ode mnie wyższy, a na jego twarzy zawitał uśmiech. Ten uśmiech, po którym było wiadomo, że coś się stanie.
- Podoba ci się Crystal? - zapytał, starając się powstrzymać śmiech. - Ja ci pomogę.
- Dzięki, nie trzeba - odpowiedziałem beznamiętnie i chciałem go wyminąć, ale złapał mnie za kołnierz i zaciągnął do miejsca, gdzie siedziała dziewczyna.
- Hej, mała - zwrócił się do niej, a blondynka przeniosła wzrok najpierw na niego, a dopiero potem na mnie i uniosła pytająco brew. - Mój mały przyjaciel bardzo się wstydzi, ale szaleje na twoim punkcie i chciałby się umówić, co ty na to?
Pięciosekundowa cisza, a po tym nastąpił wielki wybuch śmiechu. Nie tylko jej, ale i wszystkich ludzi, którzy jej towarzyszyli. Burak oblał moją twarz, co tylko doprowadziło ich do większego rozbawienia.
- Nie umawiam się z frajerami. - Tylko tyle miała do powiedzenia, ale mi nie było potrzeba więcej. Wyrwałem się z uchwytu Malcolma i wybiegłem jak najszybciej ze stołówki, tylko jeszcze bardziej robiąc z siebie pośmiewisko.
Zamknąłem się w toalecie. Siedziałem na zamkniętym kiblu, a łzy spływały mi po policzkach. Miała rację. Jestem frajerem. Jestem słabym, pierdolonym frajerem.
Wytarłem oczy i mocno kopnąłem drzwi. Nie jestem jak mój ojciec. Nie jestem silnym mężczyzną. Jestem zwykłą cipą, która, nie wiadomo dlaczego, była pierwszym plemnikiem.
Nie zbuduję domu dla rodziny, ani nie posadzę drzewa w naszym ogródku. Kto, w ogóle, chciałby spędzić ze mną życie? Nie jestem wystarczający. Ani dla innych, ani dla siebie.
Nienawidzę mojego życia. Nienawidzę siebie.
CZYTASZ
Grupa Wsparcia [ZAKOŃCZONE]
FanfictionOboje nie mają łatwo w życiu. Oboje zmagają się z problemami, które ich przerastają. Oboje mają za sobą próbę samobójczą. Poznają się na grupie wsparcia. Wchodzą w pakt - żaden z nich nie może się zabić do walentynek. Grupa Wsparcia to opowieść o ty...