Najpierw jedno oko. No dalej... Dobra, otwarte. Teraz drugie. Jeszcze trochę... Jest. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. To zdecydowanie nie jest niebo. Powinno to trochę przyjaźniej wyglądać, tak myślę. Jak na piekło jest tutaj też zbyt ładnie. Więc została ostatnia opcja. Ja wciąż żyję.
Spojrzałem na swoją rękę, do której była podpięta kroplówka. No i wszystko jasne, byłem w szpitalu. Próbowałem wstać, ale moja głowa była okropnie ciężka i wszystko mi utrudniała. Poza tym, miałem prawą nogę uwięzioną w gipsie. Wtedy do pokoju weszła pielęgniarka. Szybko do mnie podeszła, kładąc dłonie na mojej klatce, jeszcze bardziej uniemożliwiając moją próbę zejścia z łóżka.
- Proszę, nie wstawaj. Musisz odpoczywać - powiedziała, a ja grzecznie jej posłuchałem. Zwyczajnie nie miałem siły na więcej. Kobieta poprawiła mi poduszki pod głową i usiadła na krześle obok. - Jak się czujesz?
- Średnio.
- Miałeś dużo szczęścia. Kiedy spadałeś, przejeżdżała akurat ciężarówka z materacami, na której wylądowałeś. Skończyło się to wstrząśnieniem mózgu i złamaną nogą.
- Szczęście jak szczęście, wolałbym nie żyć - oznajmiłem, przenosząc wzrok gdzieś na sufit. Pielęgniarka tylko głośno westchnęła.
- Życie to dar, a ty dostałeś drugą szansę od Boga. Nie zmarnuj jej. - Poklepała mnie delikatnie po ramieniu i ruszyła w kierunku wyjścia. - Twoi rodzice czekają na korytarzu - rzuciła, zanim zniknęła.
Zostałem sam na dosłownie pięć sekund. Po tym czasie od razu wparowała do mnie moja rodzina. Mama rzuciła się na mnie, mocno przytulając. Kiedy zasyczałem z bólu, puściła mnie, cicho przepraszając.
- Nawet nie wiesz, jak się martwiliśmy! - zaszlochała. - Justin, dlaczego to zrobiłeś?
Nie odpowiedziałem. Gapiłem się pusto przed siebie. Nie miałem ochoty na tego typu rozmowy. Chciałem tylko odrobinę spokoju.
Ich wizyta u mnie ograniczyła się do opowiadania o moim młodszym bracie. Żadnego ,,Jak się czujesz, Justin?" ani nawet ,,Zdrowiej szybko!". Żadnego przepraszam za wczorajsze słowa.
Cały czas ojciec patrzył się na mnie z wyrzutem. Po raz kolejny pokazałem, jak jestem słaby. Mamie świeciły się oczy, kiedy opowiadała o kolejnych osiągnięciach Jaxona. Wysilałem się na uśmiech i powtarzałem, jaki jestem z niego dumny. Tak jak wszyscy. Cud dzieciak. Z pewnością wyrośnie na silnego, mądrego mężczyznę, dokładnie tak, jak to sobie rodzice wymarzyli.
***
Po kilku dniach wyszedłem ze szpitala. Nogę wciąż miałem w gipsie i tak miało pozostać jeszcze przez trzy tygodnie. Jedyne, czego się bałem, to powrotu do szkoły. Codziennie odwiedzał mnie Travis i opowiadał, jak sprawy w budynku rozpaczy wyglądają. Powiedział mi, że wszyscy już wiedzą o moim pobycie w szpitalu i jego powodzie. Gorzej być nie mogło. Teraz będę tylko jeszcze bardziej wytykany palcami. Jestem frajerem. Kompletnym frajerem, który nawet zabić się nie potrafi.
No właśnie, jako że mam za sobą próbę samobójczą, muszę chodzić do psychologa. Mam rozpoczętą terapię, która niby ma mi pomóc. Szkoda tylko, że nie ma lekarstwa anty-lamusowego. Przydałby mi się. Tak to jestem nieuleczalną sierotą i nawet żadne spotkania w grupie wsparcia, na jakie każą mi zacząć chodzić, nie pomogą.
CZYTASZ
Grupa Wsparcia [ZAKOŃCZONE]
FanfictionOboje nie mają łatwo w życiu. Oboje zmagają się z problemami, które ich przerastają. Oboje mają za sobą próbę samobójczą. Poznają się na grupie wsparcia. Wchodzą w pakt - żaden z nich nie może się zabić do walentynek. Grupa Wsparcia to opowieść o ty...