To jest jakiś pieprzony żart.
Nie, ja tylko śnię. Mam koszmar. Zaraz się obudzę i wszystko będzie w porządku. Przecież ona nie mogłaby mnie zostawić.
Uszczypnąłem się, ale wciąż tkwiłem w tym samym miejscu. Kurwa mać.
Wstałem z ławki, nie mogąc już dłużej usiedzieć. Chodziłem nerwowo w kółko, starając się pojąć to wszystko. Nie umiałem. Dlaczego chciała mnie zostawić? Myślałem, że między nami jest wręcz idealnie.
- Dlaczego? - wyszeptałem. Nie mogłem wydać z siebie głośniejszego dźwięku, bo wiedziałem, że głos by mi się załamał.
- Opowiedziałam mu o ojczymie i on mi uwierzył. Chce mnie zabrać do siebie, gdzie będę bezpieczna.
- U mnie też byłaś bezpieczna.
- Już na wystarczająco długo zwaliłam się tobie i twoim rodzicom na głowę.
- Nie wyjeżdżaj, proszę.
Uklęknąłem przed nią, łapiąc ją za ręce. W końcu na mnie spojrzała, ale szybko odwróciła wzrok. Łzy cisnęły mi się do oczu, ale usilnie nie pozwalałem im wypłynąć. Ona nie mogła mnie zostawić. Nie mogę stracić całego mojego szczęścia. Żyję tylko dla niej.
- W Kanadzie zacznę nowe życie, bez Jordana, zawrę nowe znajomości. Zacznę od zera. Mogę być szczęśliwa. Czy to nie tego chciałeś?
- Chciałem, żebyś była szczęśliwa ze mną... - Spuściłem głowę, sam teraz nie mogąc na nią spojrzeć. Wziąłem głęboki oddech. - Chciałem być tą osobą, która daje ci szczęście, poczucie bezpieczeństwa, która każdego dnia sprawia, że się uśmiechasz, doprowadza do śmiechu. Chciałem móc już zawsze patrzeć w twoje piękne, brązowe oczy, przytulać cię i być oparciem. Chciałem całować twoje usta, zapominając o całym świecie. Ja... Abigail, ja cię kocham. Kocham całym sercem.
- Nie mów tak - wyszeptała błagalnie. Uniosłem głowę. Patrzyła mi w oczy, a po jej policzkach spływały łzy. Chciałem je wytrzeć, ale się odsunęła.
- Abigail...
- Nie - przerwała mi. - Nie możesz mi mówić takich rzeczy, Justin. To łamie mi serce. Przecież ty umrzesz! - Nerwy jej puściły i zaczęła krzyczeć. - Masz raka! Nie wiadomo, ile ci jeszcze zostało! Przede mną jest jeszcze całe życie, które chcę sobie ułożyć w Kanadzie!
- Tylko, że ja, kurwa, nie jestem chory! - również krzyczałem. - Nie mam żadnego raka - dodałem już ciszej.
- Co?
- To, co słyszałaś.
- Okłamywałeś mnie przez ten cały czas? Kiedy ja budziłam się każdego dnia ze strachem, że mogę się dowiedzieć, że już ciebie nie ma, ty tak po prostu robiłeś ze mnie idiotkę?
Czułem, jak jej wzrok wywierca we mnie dziury. Nic nie odpowiedziałem. Skłamałem, bo nie wiedziałem, że wszystko tak się potoczy. Miałem już dawno być martwy. Nie przewidziałem, że się zakocham.
- Jesteś dupkiem - syknęła z nienawiścią, po czym odeszła, zostawiając mnie samego.
Siedziałem na ziemi z twarzą schowaną w dłoniach. Płakałem jak ostatni frajer, którym niewątpliwie byłem. Wszystko zjebałem. Chyba nigdy w życiu nienawidziłem siebie bardziej jak w tej chwili.
***
Następnego dnia nie poszedłem do szkoły. Zmyśliłem chorobę, a mama, widząc, w jakim jestem stanie, pozwoliła mi wyjątkowo zostać w domu. Cieszyłem się, bo naprawdę nie miałem siły na nic. Nie spałem całą noc, nie zjadłem śniadania ani obiadu, ignorowałem suchość w gardle. W mojej głowie była tylko ona. Fakt, że już nigdy więcej jej nie zobaczę, miażdżył mi serce. Właściwie to nie, miażdżył mi wnętrzności. Swoje serce oddałem jej, a wyjeżdżając, zabierze je ze sobą do Kanady.
Jak mogę żyć bez serca?
***
- Mamo, naprawdę nie jestem głodny. Wyjdź, proszę - jęknąłem, kiedy usłyszałem, jak drzwi się otwierają.
Był już wieczór i jak postanowiłem, tak nie ruszałem się z łóżka. Mama jedynie co jakiś czas mnie odwiedzała, próbując namówić na jedzenie, ale nie miałem apetytu.
Kiedy nic mi nie odpowiedziała, wychyliłem się spod kołdry i wtedy zobaczyłem ją. Szybko podniosłem się do pozycji siedzącej, momentalnie łapiąc za głowę, w której okropnie mi się zakręciło.
- Abigail... - zacząłem, ale z jej strony nie było żadnej reakcji. Nawet na mnie nie spojrzała. Jedynie kontynuowała pakowanie swoich rzeczy do torby. Powoli zwlekłem się z łóżka i podszedłem do niej, łapiąc za rękę.
- Nie dotykaj mnie - zażądała oschle, wyswobadzając swoją dłoń.
- Nie rób tego, proszę.
Oczy piekły mnie od łez. Pewnie były całe przekrwione i opuchnięte, ale nie wysiliłem się dzisiaj, aby spojrzeć w swoje odbicie. Nawet nie chciałem tego robić. Bo co bym zobaczył w lustrze? Żałosnego frajera. Takich widoków nie chce się oglądać.
- Mogę wszystko wytłumaczyć - dodałem, kiedy brunetka wciąż w ciszy robiła swoje.
- Nie chcę słuchać kolejnych kłamstw.
Spakowała ostatnią koszulkę, po czym zapięła torbę i udała się w kierunku wyjścia z mojego pokoju. Szybko zareagowałem, chwytając za jej nadgarstek. W końcu na mnie spojrzała, choć to był zły wzrok mówiący: ,,Puszczaj w tej chwili.".
- Kocham cię i nigdy nie przestanę - wyznałem, będąc w stu procentach pewien swoich słów.
Nikogo nie kochałem tak jak jej. Nikogo tak nie potrzebowałem. Nikt nie był dla mnie tak ważny. Jest całym moim światem. A bez niej? Nie zostanie mi już nic.
- Żegnaj, Justin - powiedziała, po czym wyszła. Byłem zbyt słaby, żeby spróbować zatrzymać ją siłą. Ale czy to byłoby rozwiązanie?
- Abigail! - krzyknąłem jeszcze za nią, zanim bezwładnie osunąłem się na ziemię.
CZYTASZ
Grupa Wsparcia [ZAKOŃCZONE]
FanfictionOboje nie mają łatwo w życiu. Oboje zmagają się z problemami, które ich przerastają. Oboje mają za sobą próbę samobójczą. Poznają się na grupie wsparcia. Wchodzą w pakt - żaden z nich nie może się zabić do walentynek. Grupa Wsparcia to opowieść o ty...