Rozdział 32

238 24 4
                                    

Rano obudził mnie głośny huk. Przestraszony szybko podniosłem się do pozycji siedzącej i złapałem za głowę, która okropnie mnie bolała. Spojrzałem na podłogę, a tam zastałem brunetkę, która powoli i nieudolnie próbowała wstać.

- Abigail? Wszystko w porządku? - zapytałem cicho. Męczył mnie zbyt duży kac, a myślenie szło powoli... Dopiero teraz skojarzyłem fakty, huknięcie i ona na ziemi. - Jezu, nic ci nie jest?

Szybko znalazłem się obok niej, ignorując ból.  Pomogłem dziewczynie wstać i usiąść na łóżku. Była w połowie przytomna.

- Justin, ratuj, głowa mi zaraz wybuchnie - jęknęła, masując sobie skronie. Oboje ładnie się załatwiliśmy.

Wyszedłem z pokoju i udałem się do kuchni. Wyciągnąłem z szafki leki przeciwbólowe, a dwie szklanki wypełniłem wodą. W drodze powrotnej natknąłem się na mamę, która patrzyła się na mnie z nieukrytym obrzydzeniem. 

- Ciesz się, że nie obudziliście Jaxona. Następnym razem ciszej! - warknęła, po czym mnie wyminęła.

Wróciłem do siebie, zastanawiając się, o co jej chodziło. Do głowy udało mi się przywołać jakieś przebłyski wspomnień ze wczoraj i już wiedziałem. Zaśmiałem się sam do siebie. Podałem dziewczynie tabletki i wodę. Oboje połknęliśmy i popiliśmy lek, znowu kładąc się na łóżku. 

- Możemy stąd nie wychodzić do końca dnia? - zapytała, głośno wzdychając. 

- Też mi się ta opcja podoba, ale muszę znaleźć motywację, żeby iść pod prysznic. - Również i z moich ust wydobyło się westchnięcie. Byłem mocno wczorajszy, waliło ode mnie alkoholem, a siły życiowe aktualnie były na minusie.

- Idź, bo śmierdzisz.

- Ty też.

- Ty bardziej.

- No chyba ty.

- Idź już! - powiedziała, śmiejąc się. 

Popchnęła mnie, przez co prawie spadłem z łóżka, ale chwyciłem ją za rękę, dzięki czemu udało mi się utrzymać na górze, lecz nie trwało to długo, bo chwilę potem już oboje leżeliśmy na podłodze. Ja na plecach, ona na mnie. Podniosła głowę, żeby na mnie spojrzeć i w tym momencie oboje zachichotaliśmy. Leżeliśmy tak już jakiś czas, ciągle patrząc sobie w oczy. W końcu Abigail zbliżyła twarz do mojej i musnęła moje wargi. Objąłem ją, kładąc dłonie po obu bokach jej talii, nie chcąc, aby się odsunęła. Kiedy chciałem pogłębić pocałunek, jednak to zrobiła. Podniosła się, opierając dłonie na mojej klatce piersiowej.

- Zęby też lepiej umyj. - Zaśmiała się.

- Ale ty dzisiaj niemiła. - Udałem, że mnie to dotknęło. - To złaź ze mnie, grubasie - odgryzłem się.

- I kto tu jest niemiły! 

Zeszła ze mnie, dzięki czemu mogłem wstać. W drodze do łazienki, dostałem poduszką w głowę. Odwróciłem się w stronę dziewczyny, która pokazała mi język. Wysłałem jej buziaka w powietrzu, po czym zniknąłem za drzwiami.

Zanim ja i Abigail zdążyliśmy przywrócić się do porządku, była już godzina obiadowa. Nie jedliśmy śniadania, bo też za późno wstaliśmy. Byliśmy okropnie głodni. Uznaliśmy, że zjemy na mieście, bo nie mieliśmy ochoty na posiłek z moimi rodzicami. 

- Gdzie idziecie? Obiad zaraz będzie. - Zatrzymała nas moja mama.

- Zjemy pizzę - odpowiedziałem od niechcenia. Ubieraliśmy buty, kiedy do przedpokoju wbiegł Jaxon.

- Mogę iść z wami? - zapytał. Nie zdążyłem odpowiedzieć, kiedy zwrócił się do kobiety. - Mamo, mogę?

- Dzisiaj wyjątkowo się zgadzam, ale nie pij żadnej coli, ani innego badziewia! 

Wspominałem już, że mama miała obsesję na punkcie zdrowego jedzenia? Przygotowywała zawsze jakieś chude mięso gotowane na parze, szpinak i inne zielska, które są okropne. Nie wiem, jak można to jeść... 

Nie za bardzo chciałem, żeby brat z nami szedł, ale tak naprawdę nie miałem nic do powiedzenia. Czy zabrzmię bardzo egoistycznie, jeśli powiem, że chciałbym mieć Abigail wyłącznie dla siebie? 

Jakby tego jeszcze było za mało, przed wyjściem zatrzymał nas mój ojciec. Jaxon już wyszedł, miał poczekać na nas przed blokiem. Tato podszedł i złapał mnie za ramiona.

- W końcu przestałeś być prawiczkiem, jestem dumny. - Udał, że wyciera łzę spod oka. Zacisnąłem dłonie w pięści. Znowu chciał mnie upokorzyć przed Abigail. Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, brunetka się wtrąciła.

- To nie była ta noc, proszę pana, ale muszę przyznać, że pański syn jest naprawdę dobry w łóżku - oznajmiła, po czym chwyciła mnie za rękę i opuściliśmy mieszkanie.

Na klatce schodowej dziewczyna oparła się plecami o ścianę, a na mnie spojrzała szeroko otwartymi oczami.

- Nie wierzę, że to powiedziałam...

Sama była zdziwiona swoją odwagą, chyba nawet jeszcze bardziej ode mnie. To był kolejny moment, w którym nie wiedziałem, co powiedzieć. Było mi cholernie głupio. Dałbym sobie radę, nie musiała mnie bronić. 

- Matko, przecież ja tam już nie wrócę. Jak spojrzę teraz w oczy twoim rodzicom? 

Odłożyłem moją urażoną dumę na bok i dokładnie przyjrzałem się jej twarzy. Była cała czerwona z zawstydzenia. Cicho zachichotałem. Była naprawdę urocza. 

- Nie poznaję cię ostatnio. - Ponownie się zaśmiałem, mając w głowie jej wczorajszy plan i dzisiejszą akcję. Oberwałem od brunetki w ramię. Złapałem się za to miejsce, sycząc i udając, że mnie boli.

- Mówię poważnie, Justin! Ja nie wiem co mnie napadło... - Spuściła głowę, ale uniosłem ją, łapiąc za jej podbródek. - Po prostu poczułam, że muszę coś powiedzieć. Twój tato jest dupkiem. Przepraszam. Ale jego mina była bezcenna.

Miała rację w obu kwestiach. Może teraz ojciec trochę mi odpuści. Nic nie odpowiedziałem, tylko złożyłem pocałunek na jej ustach, który odwzajemniła, po czym złapałem jej dłoń i poszliśmy do Jaxona.


***

- I wtedy Bryan podał do mnie, a ja strzeliłem gola! - opowiedział kolejną historię rozemocjonowany mój brat, po czym upił łyka coli. Obiecał, że nic nie powie rodzicom, więc pozwoliłem zaszaleć dzieciakowi. Raz się żyje, prawda?

- Wow, jesteś mistrzem! - Klasnęła w dłonie brunetka, patrząc na niego z uznaniem. 

Nasz wieczór wyglądał tak: Jaxon się przechwalał, Abigail go podziwiała, a ja jadłem w ciszy pizzę. Nie miałem za bardzo humoru przez wcześniejsze wydarzenia. Cały czas myślałem o tym, co w tym momencie sobie o mnie pomyślała. Że jestem frajerem, który nigdy nie zamoczył? A może zaczęła mi współczuć? Nie chciałem żadnej z tych opcji.

- Justin, no weź się uśmiechnij - zwróciła się do mnie dziewczyna, wyrywając mnie z zamyślenia. Uniosłem kąciki ust, ale jej nie mogłem oszukać. Wyłapała, że nie było to zbyt szczere. Pod stołem chwyciła moją dłoń i splotła nasze palce. W jakiś sposób poczułem się lepiej. - Wiesz, twój brat też jest bohaterem - odezwała się tym razem do młodego, ale kątem oka patrzyła na mnie.

- Tak? - zapytał blondyn, przenosząc wzrok na mnie, a brunetka kiwnęła głową przytakująco.

- Raz zaczepił mnie bardzo niemiły pan i nie chciał puścić. Doszłoby do bardzo złych rzeczy, gdyby nie Justin. W dosłownie ostatniej chwili zjawił się i go pokonał, a potem zabrał mnie w bezpieczne miejsce - opowiadała, a Jaxon słuchał z przejęciem. 

Mnie na same wspomnienie tamtej nocy w klubie podniosło się ciśnienie. Jeśli jeszcze kiedykolwiek zobaczę tamtego skurwiela, przysięgam, że poprawię to, co zacząłem.

- Jak będę duży, będę taki sam jak Justin! Będę chronił wszystkich, których kocham - oznajmił dumnie.

- Z pewnością - przytaknęła mu, czochrając jego włosy.

Uśmiechnąłem się, tak prawdziwie. 


Grupa Wsparcia [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz