Rozdział 31

269 21 9
                                    

Obudziłam się wtulona w ciało Justina, który ciągle jeszcze spał, cicho pochrapując. Delikatnie się podniosłam, nie chcąc go obudzić, oparłam się na łokciu, a wzrok utkwiłam na nim. Nawet nie wiem, jak długo mu się przyglądałam. Wyglądał tak spokojnie i słodko. Niepewnie zbliżyłam twarz i złożyłam pocałunek na jego ustach. I następny, który tym razem został odwzajemniony. Obudził się.

- Taką pobudkę mógłbym mieć codziennie - odezwał się zachrypniętym głosem, po czym przetarł oczy i dopiero wtedy na mnie spojrzał, posyłając mi swój najpiękniejszy uśmiech, którego nie umiałam nie odwzajemnić.

Uświadomiłam sobie jedno. Nie mogłam już dłużej walczyć z moimi uczuciami do Justina, były zbyt silne. On był tą jedyną osobą na świecie, której ufałam, przy której czułam się bezpiecznie i która dawała mi namiastkę szczęścia.

Były dni, kiedy wątpiłam w jego istnienie, jakby to wszystko było snem, z którego tak bardzo nie chciałam się budzić. Świat jest okrutny, a ludzie, w nim żyjący, to potwory. Nie wiem, co tak dobry człowiek tu robił i czym sobie zasłużyłam, że wkroczył do mojego życia, rozświetlając ciemność.

Każdego dnia udowadniał mi, że jestem dla niego ważna. W klubie, w domu pokazał, że zawsze mnie obroni, a w jego ramionach mogę poczuć się jak mała dziewczynka. Wszystkie łzy, które wypłakałam w jego ramię, wszystkie słowa pocieszenia, wszystkie wspólne żarty, wszystkie pocałunki... Zakochałam się w nim. Oddałam całe swoje serce chłopakowi, którego poznałam na grupie wsparcia, który tak samo, jak ja, był po nieudanej próbie samobójczej.

To uczucie było tak piękne, ale jednocześnie tak bardzo mnie przerażało. Justin był chory. W każdej chwili mógł odejść z tego świata... Tak bardzo bałam się tego dnia, dlatego starałam się zwalczyć tą miłość.

Ale już dłużej tak nie mogłam. Nie wiedziałam, jak będzie wyglądała najbliższa przyszłość, ale byłam pewna jednego. Razem na zawsze. Na ziemi czy w niebie.

Ponownie złączyłam nasze usta. Justin był zdziwiony moimi nagłymi czułościami, ale odwzajemnił pocałunek, jeszcze go pogłębiając.

Miałam powiedzieć te dwa słowa. Naprawdę tego chciałam, ale stchórzyłam. Co jeśli on nie czuje tego samego?

Ile bym dała, żeby wejść do jego głowy i wyczytać odpowiedzi na wszystkie moje pytania...

Justin jest taki ciepły, kochany, troskliwy, ale jednocześnie tak bardzo skryty i tajemniczy. Raczej nie lubi mówić o sobie. Całą swoją uwagę skupia na mnie, a kiedy wchodzimy na temat o nim, peszy się, jakby bał się lub wstydził opowiadać mi o swoim życiu. Nigdy nie naciskałam. Z czasem, powolutku otwierał się coraz bardziej.

Kolejny pocałunek przerwało nam głośne burknięcie z mojego brzucha. Szatyn lekko się ode mnie odsunął, cicho chichocząc.

- Chodź, zrobimy sobie śniadanie - powiedział, uśmiechając się. Chwycił moją dłoń i wstaliśmy z łóżka.

Wyszliśmy z pokoju już ubrani. W mieszkaniu było idealnie cicho. Wszystkich gdzieś wywiało i nie powiem, odpowiadało mi to. Czułam skrępowanie przy jego rodzicach. Byli dość...specyficzni.

- Na co masz ochotę? - zapytał szatyn, kiedy przekroczyliśmy próg kuchni.

- Wiem, jaki jest twój talent kucharski. Jak mogłeś zepsuć jajecznicę? - Zaśmiałam się, przywołując wspomnienie jajek, które szybko znalazły się w koszu na śmieci. - Może lepiej ja coś zrobię.

- Ej! Płatki z mlekiem wychodzą mi pyszne, dobra? - oburzył się, na co ponownie zachichotałam.

- A moje są słabe, bo najpierw daję mleko, tak?

Grupa Wsparcia [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz