Rozdział 28

224 20 1
                                    

- Island of Adventure? - zapytała Abigail, kiedy w końcu dojechaliśmy do Orlando, naszego celu. Pokiwałem głową na ,,tak". Uznałem, że park rozrywki będzie dobrym pomysłem na spędzenie dnia. Wyszalejemy się w trochę lepszy sposób niż ostatnio.

Wyszliśmy z auta, kupiłem bilety i po przekroczeniu barierek zabawa się zaczęła. Czułem się dosłownie jak dziecko. Beztroskie, niczym się nie przejmujące. Potrzebowałem takiej odskoczni, a fakt, że była ze mną Abigail, wszystko polepszał.

- Chodź na rollercoaster! - Pociągnąłem brunetkę za rękę w kierunku kolejki, ale ta stawiała opór. Spojrzałem na nią pytającym wzrokiem.

- To jest ogromne, Justin - cicho jęknęła.

- O to chodzi, będzie super. No chodź. - Posłałem jej uśmiech, chcąc ruszyć, ale ona wciąż stała.

- Idź sam, ja się boję. - Zaśmiała się trochę nerwowo. Wciąż trzymałem jej dłoń, ale teraz dopiero splotłem nasze palce. 

- Nie puszczę cię przez cały ten czas. Na początku będzie trochę strasznie, ale potem ci się spodoba, zobaczysz - zapewniłem ją, a ona niepewnie pokiwała głową.

Stanęliśmy za sznurkiem ludzi, a po chwili siedzieliśmy obok siebie na rollercoasterze, czekając, aż ruszy. Widziałem, jak była spięta. Tak, jak obiecałem, nasze dłonie wciąż były splecione. Ucałowałem wierzch drobnej rączki Abigail, a ona delikatnie się uśmiechnęła.

Wystartowaliśmy. Najpierw powoli, ale z każdą chwilą kolejka przyśpieszała, a wraz z tym brunetka mocniej mnie ściskała. Wjechaliśmy na pierwszą pętlę, a ona tak piszczała, że myślałem, że ogłuchnę. Kolejny raz byliśmy do góry nogami, a jej usta wciąż się nie zamykały. Miałem tylko nadzieję, że żadna mucha nie wleci jej do środka. W końcu rollercoaster się zatrzymał. Odpięliśmy pasy, po czym wysiedliśmy. Abigail nie odzywała się, jedynie patrzyła pusto przed siebie.

- Wszystko w porządku? - zapytałem. Trochę się zmartwiłem, bo wyglądała, jakby zaraz miała zejść na zawał. Ona jedynie skierowała wzrok na mnie. Patrzyła się tak chwilę, żeby potem złapać mnie za ramiona i radośnie podskoczyć.

- O mój Boże, Justin, to było świetne, chodź jeszcze raz! - prawie krzyczała, a ja nie mogłem pohamować śmiechu.

- A nie mówiłem?


***


Właśnie zajadaliśmy wielką, kolorową watę cukrową, kiedy po raz kolejny zadzwonił mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz, cicho wzdychając i ponownie odrzuciłem połączenie.

- Ktoś się ładnie do ciebie dobija. Odbierz, przecież się nie obrażę - odezwała się Abigail, po czym wsadziła sobie kolejny kawałek cukrowej chmurki do ust.

- To nic ważnego. - Wzruszyłem ramionami. Znowu rozbrzmiał mój dzwonek, a ja powtórzyłem poprzednią czynność.

- Mama? - zapytała, zaglądając mi w wyświetlacz. - Tylko się jej narażasz, chłopie.

- Bardziej się już nie da. - Zaśmiałem się, chociaż nie było w tym nic zabawnego. Kolejna próba dodzwonienia się. Uznałem, że wyłączę telefon, ale dziewczyna zatrzymała mnie, kładąc swoją dłoń na mojej.

- Justin, odbierz. Pewnie się zamartwia.

Westchnąłem. Szczerze w to wątpiłem, ale uznałem, że lepiej jej wysłuchać i mieć już spokój. Kliknąłem zieloną słuchawkę i przystawiłem komórkę do ucha.

Grupa Wsparcia [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz