Rozdział 40

226 21 9
                                    

Deja vu?

Czuję się tak samo źle. Leżę w niewygodnym, szpitalnym łóżku, podpięty do kroplówki. Światło zza okna razi moje oczy. Nic nie ma sensu, jak wcześniej. 

- Justin, obudziłeś się. - Usłyszałem przepełniony ulgą głos mamy. Dopiero teraz ją zauważyłem. Byłbym wzruszony, że tu była, gdyby nie fakt, że teraz nic mnie nie obchodziło. Równie dobrze mógłbym wcale się nie budzić.

- Spuścisz rolety? - poprosiłem. Pokiwała głową na ,,tak" i spełniła moją prośbę, po czym wróciła na krzesło przy moim łóżku. 

Kiedy było ciemniej, mogłem więcej dojrzeć. Nie było tutaj taty ani Jaxona, tylko ona. Chyba było mi to na rękę. Szczerze, nie chciało mi się go wysłuchiwać, jaki to beznadziejny jestem.

- Prosiłam, żebyś coś zjadł, wypił... Mogło ci się coś stać, Justin - szeptała, nie chcąc obudzić chłopaka, który zajmował łóżko obok.

- Mielibyście problem z głowy - odpowiedziałem, wzruszając ramionami. Mama chciała się odezwać, ale przerwał jej tamten pacjent, który jak się okazało, wcale nie spał.

- Rzygać mi się chce, jak słucham takiego pierdolenia. 

- To nie słuchaj - odpyskowałem.

- To nie pierdol - również się odszczekał, a ja zacisnąłem szczękę. Miałem nadzieję, że wyjdę stąd jak najszybciej. Już nie lubiłem tamtego gościa i wiedziałem, że nie będę miał z nim łatwo.

- Pójdę do lekarza po informacje - oznajmiła mama, po czym opuściła pomieszczenie. Chciałem w tej chwili odpocząć. Myśleć o Abigail i o tym, jak już strasznie za nią tęsknię. Ale ten chłopak postanowił jeszcze mnie poirytować.

- Jesteś takim dupkiem.

- Przynajmniej nie wpieprzam się w cudze sprawy - warknąłem. Odwróciłem się na drugi bok, układając się plecami do niego, ale wciąż nie dawał mi spokoju.

- Ona siedziała tutaj całą noc. Nie mogłem spać przez jej płacz. Nie bądź takim gnojem i przestań ją ranić.

Dotknęły mnie jego słowa. Odrobinę. Wyglądało to tak, jakby mamie na mnie zależało, a przecież nigdy tak nie było. 

- To może zajmij się odsypianiem, a nie mówieniem mi, co mam robić.

- Mama to największy skarb. Docenisz dopiero, gdy stracisz.

Nic nie odpowiedziałem. Nawet nie wiedziałem, co miałbym powiedzieć. W życiu nikt mnie jeszcze tak nie wkurzał. Nic o mnie nie wie, a uważa, że ma prawo do oceniania. Śmieszne. Po chwili do sali wróciła mama.

- Jeśli zaczniesz normalnie jeść, wypuszczą cię już jutro - oznajmiła. Zerknęła na tackę, która stała na stoliku po mojej prawej. Na talerzu widniało całe śniadanie, którego nie tknąłem. Nie miałem ochoty. Właściwie to niczego mi się nie chciało. - Justin, proszę cię, jedz.

- Dzidziusia może trzeba nakarmić? - odezwał się tamten, a ja poczułem, jak się we mnie gotuje. Zacisnąłem dłonie w pięści, nie pozwalając sobie na wybuch. Nie dam mu tej satysfakcji. 

- To przez Abigail? - zapytała mama, ignorując chłopaka. - Wiem, że ci smutno, ale to nie była pierwsza, ani ostatnia dziewczyna w twoim życiu.

- Co? Ty tak przez jakąś laskę? Stary, jesteś większym idiotą, niż myślałem. - Zaśmiał się, doprowadzając mnie do granicy wytrzymałości.

- Twoje życie musi być cholernie nudne - syknąłem. - Gówno mnie obchodzi twoje zdanie, więc z łaski swojej, zamknij ryj.

- Justin! - upomniała mnie kobieta, ale kompletnie ją zignorowałem. Moja klatka piersiowa unosiła się i opadała w szybkim tempie.

Grupa Wsparcia [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz