Rozdział 26

244 19 5
                                    

Cały weekend była u mnie Abigail. Czuliśmy się świetnie, niczym nie martwiąc. Słabo, że niedzielny wieczór przyniósł ze sobą tyle złego.

W nagrodę za bycie idealnym dzieckiem rodzice zabrali Jaxona na wycieczkę do Nowego Jorku, gdzie młody zawsze chciał pojechać. Inny klimat, śnieg, nie to co u nas. Mógł ulepić bałwana, zrobić aniołka w śniegu, zjechać na sankach, a ja? Ja nie zasłużyłem i zostałem w domu. Nie, żebym żałował, bo i tak wolałem spędzić ten czas z Abigail niż z nimi. Szkoda tylko, że byli tak krótko. 

- Justin - zawołała mnie mama, kiedy przekroczyli próg domu. Niechętnie, ale odłożyłem telefon, przerywając smsowanie z Abigail i poszedłem do rodziców.

- Cześć i jak było? - zapytałem, chcąc być miłym, chociaż tak naprawdę ani trochę mnie to nie interesowało.

- Super! - odezwał się mój brat cały podekscytowany. - Szkoda, że cię nie było.

Poczochrałem go po głowie, posyłając duży uśmiech. Mimo wszystko mieliśmy dobry kontakt. Jaxon chyba jako jedyny mnie kochał. Chciałem z nim spędzać czas, ale rodzice zawsze nam to utrudniali. 

,,On nie może, bo musi się uczyć"

,,Zaraz ma korepetycje."

,,Ma dużo pracy domowej."

,,Przygotowuje się na konkurs z angielskiego." Zawsze odpowiadali za niego, nie dając mu dojść do słowa. Chyba zwyczajnie nie chcieli, żebym go popsuł swoim towarzystwem, zdemoralizował czy cokolwiek.

- Jaxon, idź do pokoju. Musimy porozmawiać z twoim bratem - poprosiła go mama, a ja przełknąłem głośno ślinę. Już było wiadome, że mam przechlapane, tylko jeszcze nie wiedziałem, co takiego zrobiłem. Kiedy mały blondynek zniknął za drzwiami, zaczęło się...

- Dzwoniła do nas twoja wychowawczyni - oznajmiła. Tata siedział cicho, co mnie zdziwiło. - Ciągle opuszczasz zajęcia. Twoje oceny to istna tragedia i wiesz co? Mogą cię nie dopuścić do egzaminu końcowego.

Cicho westchnąłem. No tak, mogłem się tego spodziewać. Rzadko pojawiałem się w szkole, a jeśli już, to zazwyczaj kończyłem w szkolnym kiblu. 

- Nie da się czegoś zrobić? - zapytałem. Myśl o powtarzaniu ostatniej klasy nie bardzo mi się podobała. 

- Trzeba było nie wagarować, do kurwy nędzy! - krzyknął ojciec, w końcu zabierając głos. Mama upomniała go o słownictwo, przez co jeszcze bardziej się wściekł. - Co ty sobie myślisz? Za mało wstydu nam przynosisz? Jaki wzorzec dajesz Jaxonowi? To jest żałosne.

- Ze względu na sytuację, w jakiej się znajdujesz, nauczyciele poniekąd rozumieją i chcą dać ci szansę. Musisz się wziąć za naukę i napisać test. Jeśli zdasz na więcej niż 50%, nie powtórzysz roku.

Sytuacja, w jakiej się znajduję?... A, no tak, próba samobójcza. Są jakieś tego plusy, prawda? Ale ciekawe jakim cudem osiągnę taki wynik.

- Spróbuję. - Głośno westchnąłem.

- Nie. Masz to zdać. Inaczej możesz się pożegnać domem. Więcej z tobą problemów niż tego warto - oznajmił. 

Po słowach ojca po prostu wyszedłem. Siedzenie z tymi ludźmi pod jednym dachem było ostatnią rzeczą, na jaką miałem ochotę. Wyciągnąłem telefon, wybrałem numer i przystawiłem urządzenie do ucha.

- Halo? - Usłyszałem po kilku sygnałach.

- Hej, Travis. Masz teraz czas? - zapytałem przyjaciela z nadzieją w głosie. Potrzebowałem męskiego wieczoru przy meczu i piwie, żeby chociaż na chwilę zapomnieć o całym tym gównie. 50%? Od drugiej liceum nie osiągnąłem takiego wyniku. Jadę na samych dwójach. Znaczy, jechałem. Aktualnie moje oceny to jeszcze większa porażka. Sam jestem sobie winny, to prawda.

- Sorry, stary - zaczął, a ja westchnąłem, znając już odpowiedź. - Uczę się z Jessicą na sprawdzian z matmy. Też powinieneś.

- Innym razem? - zapytałem, ignorując jego ostatnie zdanie.

- Innym razem - odpowiedział, po czym się rozłączyłem. Jeśli nie on, to może pół męski wieczór?

Do: Abigail
Ja wiem, że spędziłaś ze mną cały weekend i pewnie masz już mnie dość, ale poratujesz człowieka w potrzebie? Nie daj mi samemu siedzieć w barze, oglądać mecz i pić w samotności.

Od: Abigail
Jaki mecz?

Do: Abigail
Hokeja.

Od: Abigail
Czekam.

Uśmiechnąłem się sam do siebie. Wyciągnąłem z tylej kieszeni spodni kluczyki, którymi otworzyłem moje auto i pojechałem pod dom Abigail. Na miejscu napisałem jej smsa, żeby zeszła, a ta po chwili siedziała już obok mnie.

- Przez ciebie musiałam nakłamać mamie, że idę się uczyć do przyjaciółki. - Pokręciła rozbawiona głową. 

- Zależy jak na to spojrzysz. Będziesz się uczyła gry w hokeja poprzez oglądanie profesjonalistów, a ja przecież jestem twoją najlepszą przyjaciółką, więc nie skłamałaś - oznajmiłem, na co się zaśmiała.

- To co, psiapsi, po meczu idziemy malować paznokcie? Mam lakier, który idealnie pasuje do twojej duszy!

- Ale z brokatem? Chcę, żeby paznokcie świeciły jak moje oczy! - Wygłupiałem się, a Abigail ani na moment nie przestawała się śmiać. Uwielbiałem ją rozśmieszać, widzieć uśmiechniętą i poniekąd szczęśliwą. Sama jej obecność sprawia, że czuję się lepiej. To będzie dobry wieczór.


Grupa Wsparcia [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz