Rozdział 9

310 24 1
                                    

Po spotkaniu wróciłam do domu. Tak jak myślałam, nie czułam się ani trochę lepiej. Było tam naprawdę dużo nastolatków z przeróżnymi problemami i jeśli im to pomagało, to się cieszę, ale na mnie takie coś nie działało. Te wszystkie motywujące słowa Bena i wzajemnie wsparcie członków grupy - to nic nie dało. To nie zabierze ode mnie ojczyma. Byłam w sytuacji bez wyjścia. Znaczy, było jedno, ale ktoś zamknął mi drzwi przed nosem i sprowadził z powrotem na Ziemię. Nienawidzę tego człowieka całą sobą.

Wróciłam do domu. Nie widziałam mamy, jedynie ojczyma siedzącego przed telewizorem. Serce od razu podskoczyło mi do gardła, a strach rósł.

- G-gdzie mama? - zapytałam cicho, starając się panować nad głosem. Nie chciałam, żeby zobaczył, że się boję, chociaż to nic nie dawało, bo on doskonale o tym wiedział, co tylko go napędzało. Lubił mój strach, a to sprawiało, że wszystko było jeszcze bardziej przerażające.

- Została dzisiaj dłużej w pracy - odpowiedział, wyłączając telewizor i odwracając głowę w moją stronę. - Chodź tu.

Nie ruszyłam się z miejsca.

- Powiedziałem, chodź tu! - krzyknął, a ja podskoczyłam. Powoli spełniłam jego rozkaz i usiadłam na kanapie obok niego. Jordan złapał mnie za biodra i posadził sobie na kolanach. Zaczesał kosmyk moich włosów za ucho. - Mamy trochę czasu dla siebie.

***

Po wszystkim wybiegłam z domu. Byłam cała obolała i zapłakana. Nie mogłam tak dłużej. Naprawdę nie mogłam. Nie miałam siły. Wiedziałam dokładnie, dokąd się udam i co zrobię. Spróbuję ponownie otworzyć drzwi, tym razem starając się, żeby nikt mi ich nie zamknął.

Weszłam do monopolowego i kupiłam wódkę. Sprzedawca nawet nie prosił mnie o dowód, co było mi na rękę. Osiemnastkę skończę za kilka miesięcy. Tak właściwie to nie skończę, bo już mnie tutaj nie będzie.

Przy kasie spotkałam tego chłopaka z grupy wsparcia. Tego, co ciągle mi się przyglądał. Pod pachą również trzymał dwie butelki alkoholu. Starał się, aby nie wypadły, bo dłonie miał zajęte przez kule. Przez chwilę patrzyliśmy się na siebie w ciszy. Szatyn miał tak samo przekrwione i opuchnięte oczy jak ja. W jego bolesnym spojrzeniu dostrzegłam, że życie i jego nie oszczędza. 

Wyszliśmy razem ze sklepu i udaliśmy się do parku. Niosłam nasze zakupy i powolnym tempem chłopaka dotarliśmy na miejsce. Tam siedliśmy na ławce, on odłożył kule na bok, i bez słowa otworzyliśmy nasze trunki, żeby upić dużego łyka, tak na początek. Oboje syczeliśmy i mocno się krzywiliśmy. Czułam, jak okropnie wypala mi gardło, ale nie obchodziło mnie to. 

Znowu się na siebie patrzyliśmy z całkowicie pustym wyrazem twarzy. Światło latarni słabo nas oświetlało. Ledwo mogłam dostrzec te smutne, brązowe tęczówki.

- Abigail - w końcu się odezwałam, po wypiciu kolejnego łyka.

- Justin.

Stuknęliśmy się naszymi butelkami i ponownie wypełniliśmy gardła palącą cieczą. Już żaden z nas się nie krzywił. Upijaliśmy się w swoim towarzystwie. 

- Słyszałem, że samobójstwo powinno się popełniać w samotności - oznajmił po kolejnej dłuższej ciszy.

- Co? 

- Samobójstwo powinno się popełniać w samotności - powtórzył.

- Słyszałam, ale skąd wiesz, że chcę to zrobić? - zapytałam w zdezorientowaniu, marszcząc brwi.

- Słyszałem grzechot tabletek. Też je mam. - Wyciągnął pudełeczko z tylnej kieszeni od spodni. Zrobiłam to samo. Zerkaliśmy raz na siebie, a raz na nasze ,,lekarstwo na lepsze samopoczucie".

- Lek na nasze wszystkie problemy. - Zaśmiałam się ironicznie, a Justin do mnie dołączył. Przyjęliśmy kolejną porcję alkoholu.

- Dlaczego chcesz to zrobić? - zapytał tak nagle. Zacisnęłam usta w wąską linię. Nie chciałam mu mówić, ale co za różnica? Niedługo i tak obydwoje będziemy martwi.

- Ojczym mnie wykorzystuje. - Wzruszyłam ramionami, jakby to nie było nic wielkiego. Podwinęłam koszulkę, pokazując mu liczne siniaki. Szatyn przejechał opuszkami palców po jednym z nich, wielkim, fioletowym na moim boku. Jego dłoń była ciepła, ale i tak cała się wzdrygnęłam. Chłopak szybko zabrał rękę. Patrzył się na mnie wzrokiem pełnym współczucia, ale nie potrzebowałam tego. Nie chciałam, żeby było mu mnie żal. - A ty? Co ciebie skłania do samobójstwa? - zapytałam, ale Justin długo nic nie odpowiadał, tylko upił kolejnego łyka wódki.

Grupa Wsparcia [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz