Rozdział 25

247 22 2
                                    

Lekko chwiejnym krokiem doszłam do toalet. Załatwiłam swoją sprawę, umyłam ręce, poprawiłam makijaż i wyszłam. Za drzwiami natknęłam się na jakiegoś faceta. Chciałam go wyminąć, ale zatarasował mi drogę.

- Hej, maleńka - odezwał się. Po głosie słyszałam, że był pijany. Zrobiłam krok w bok, chcąc odejść, ale ponownie mi na to nie pozwolił. - No chodź się zabawimy.

Strach mnie obleciał. Zaczęłam się cofać. Weszłam do łazienki z zamiarem zamknięcia się w kabinie i poczekania aż odejdzie, ale niestety mój plan nie wypalił. Facet chwycił za drzwi, nie pozwalając mi ich zamknąć. Wszedł ze mną do środka, mocno złapał  za boki i zaczął składać pocałunki na mojej szyi.

- Zostaw mnie! - zapiszczałam. Czułam, że zaraz się rozpłaczę. To nie mogło się dziać. Wierciłam się, kopałam, ale to nic nie dawało. Za mocno mnie trzymał, a moje rzucanie się, tylko umacniało jego uścisk na moich nadgarstkach. Drugą rękę pchał pod moją spódniczkę. - Zostaw mnie! - ponownie krzyknęłam, jakby miało mi to w jakiś sposób pomóc i zmienić jego zamiary.

- Abigail? - Usłyszałam głos Justina. To był ten moment, kiedy łzy wypłynęły z ogromną siłą z moich oczu.

- Justin! - zawołałam go zrozpaczona. 

Po chwili drzwi od kabiny się otworzyły. Na szczęście tamten zapomniał ich zamknąć. Justin łapiąc faceta za koszulę, szybko go ode mnie odciągnął. Uciekłam i stanęłam za szatynem. Poprawiałam spódnicę, cała się trzęsąc.

- Co jest, stary? Jeden numerek i potem ta mała dziwka jest twoja - oznajmił, odpychając się od ściany i podszedł w naszym kierunku. Justin zatarasował mu drogę, nie pozwalając się do mnie zbliżyć.

- Wypierdalaj - warknął do niego.

- Bo co?

Nie uzyskał odpowiedzi. Justin zamachnął się i wymierzył mu cios prosto w nos. Tamten się przewrócił i od razu złapał za bolące miejsce, z którego poleciało mnóstwo krwi.

- Co jest, kurwa? - oburzył się i już miał wstać, ale szatyn kopnął go kilka razy w brzuch.

- Przeproś ją - zażądał. Był wściekły. Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie. Kiedy mężczyzna nic nie odpowiedział, dostał kolejnego kopniaka.

- Przepraszam - ledwo wycedził.

Szatyn złapał mnie za rękę i wyprowadził z łazienki, zostawiając faceta leżącego na podłodze. Byłam bardzo wdzięczna Justinowi, że mnie uratował, ale nie mogłam uwierzyć, co się właśnie stało. 

Wyszliśmy z klubu, bo oczywistym było, że już żaden z nas nie ma ochoty na zabawę. Ciągle się trzęsłam, próbując dojść do siebie. Chłopak chyba pomyślał, że to z zimna, bo okrył mnie swoją kurtką. 

- Wszystko w porządku? - zapytał z troską w głosie. 

- Tak, dziękuję. - Posłałam mu niepewny uśmiech. 

- Trzęsiesz się gorzej od galaretki - stwierdził, po czym mnie przytulił. Wtuliłam się w jego ciało niczym mała dziewczynka i cicho szlochałam, a on głaskał mnie po plecach, starając uspokoić. - Wracamy? Rodzice wyjechali z Jaxonem na weekend, więc mam puste mieszkanie.

Nie odezwałam się, jedynie pokiwałam głową na ,,tak". Ostatnią rzeczą, na jaką miałam ochotę, to powrót do siebie. 

Dlaczego faceci muszą być tacy beznadziejni? Dlaczego każdy myśli tylko o seksie? Dlaczego muszą tak krzywdzić? Dlaczego Justin jest inny? Jest tak cudownym człowiekiem, że to niemalże nierealne, jakbym go sobie tylko wyśniła. Co anioł robiłby w tak złym świecie? Właśnie, jest moim aniołem, który trzyma mnie przy życiu, którego tak bardzo boję się pokochać. A może boję się przyznać, że już to zrobiłam.


***


Nie przemyśleliśmy sprawy. Pijany szatyn za kierownicą to nie był dobry pomysł. Na szczęście było już późno, a ulice świeciły pustkami. Tylko co jakiś czas przejeżdżały jakieś pojedyncze samochody. Dzięki temu nie spowodowaliśmy żadnego wypadku. No, jedynie wjechaliśmy w kontener na śmieci, ale tak poza tym, to nic. Być może i nieodpowiedzialne, być może nic nas wcale nie usprawiedliwia, ale po tym wszystkim myśleliśmy już tylko o powrocie do domu. Ważne, że nic takiego złego się nie stało, prawda? I więcej to się nie powtórzy - to raczej była nasza pierwsza i ostatnia wizyta w klubie.

Wzięłam prysznic i przebrałam się w luźne ubrania, które dał mi Justin. On również odświeżony siedział już na swoim łóżku i czekał, aż wrócę. 

- Jesteś pewna? Mogę spać u Jaxona, to żaden problem.

- Jestem pewna - odpowiedziałam, posyłając mu delikatny uśmiech, który odwzajemnił. 

Położyliśmy się i szatyn przykrył nas kołdrą. Niepewnie położyłam głowę na jego klatce piersiowej, a on objął mnie ramieniem, wtulając w siebie. Słuchałam jego spokojnego bicia serca i w normalnym przypadku już dawno bym zasnęła, ale tej nocy coś mi nie dawało.

Jak to możliwe, że Justin jest jedynym facetem na świecie, do którego nie czuję wstrętu? On jest taki kochany, wrażliwy i empatyczny. Jest kochanym misiem, przy którym mogę czuć się całkowicie bezpieczna. Obiecał, że nie pozwoli mnie więcej skrzywdzić i dzisiaj dotrzymał słowa. Dlaczego świat musi być taki okropny? On nie powinien być chory. Zasługuje na wszelkie dobro, zdrowie, szczęście. Poczułam, jak łzy zbierają mi się w oczach, więc szybko odgoniłam złe myśli.

- Justin? - szepnęłam. - Śpisz już?

- Nie, stało się coś? - zapytał. Przeniósł dłoń z moich pleców na głowę i zaczął mnie delikatnie głaskać po włosach. Cicho westchnęłam.

- Mogę zadać ci pytanie?

- Pewnie.

- Nie brzydzisz się mną? - zapytałam trochę niepewnie. Potrzebowałam szczerej odpowiedzi, której szczerze się bałam. Nie wiedziałam, co mogę usłyszeć i czy to nie złamie mojego serca.

- Dlaczego miałbym się tobą brzydzić? - Podniósł się, opierając na łokciu, przez co musiałam zrobić to samo, i zerknął na mnie zdziwionym wzrokiem.

- B- bo... - zająknęłam się. - To, co zrobił ten facet w klubie, to, co robi ojczym... Ja...

- Robi? Dalej cię krzywdzi? Mówiłaś, że mama jest w domu i on nie ma kiedy.  - Zacisnął szczękę. Zdenerwował się, ale nie na mnie. Na Jordana. Nienawidził tego człowieka. 

-  Bo tak jest, ale on zawsze znajdzie chwilę - wyszeptałam, czując, że zaraz się rozpłaczę.

- Dlaczego nic mi nie mówiłaś?

- Wsty-wstydziłam się... - I to był ten moment, kiedy wybuchnęłam płaczem.

- Shhh. - Pocałował mnie w czoło, nos, brodę, policzki. Wycałował całą moją buzię, kończąc czułym muśnięciem warg. - Nigdy w życiu bym się ciebie nie brzydził. I ty też nie możesz czuć do siebie wstrętu. To nie twoja wina.

Uśmiechnął się do mnie, co odwzajemniłam blado. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Chwilę leżeliśmy tak w ciszy, a ja powoli się uspakajałam.

- Pożałuje tego - oznajmił. - Ten skurwysyn pożałuje wszystkiego, co ci zrobił.

- Nie rób nic głupiego, proszę.

- Z miłości robi się wiele głupich rzeczy. - Zaśmiał się, ale dopiero po chwili zrozumiał sens swoich słów. - Dobranoc, Abigail - powiedział szybko, nie chcąc kontynuować rozmowy.

- Dobranoc, Justin - odpowiedziałam. Nie myśląc już zbyt dużo, zamknęłam oczy i szybko zasnęłam.




Grupa Wsparcia [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz