Rozdział 27

251 23 2
                                    

Przetrwałam kolejny tydzień w szkole, przez co byłam z siebie naprawdę dumna. Co jakiś czas mijałam ,,moich przyjaciół" na korytarzu. Ashton patrzył się na mnie ze smutkiem w oczach, a Adele ze wściekłością. Nikt do nikogo się nie odezwał. To już był raczej definitywny koniec naszej znajomości. Widziałam, że Ash chciał się pogodzić, ale nie mógł przez mój konflikt z dziewczyną. Musiał pozostać jej wierny, bo to przecież z nią chce spędzić życie, a ja? Ja jestem nikim. 

Czy to nie jest smutne? Ludzie mają wspólną historię, wspaniałe wspomnienia, lata przyjaźni, a jedna rzecz, tak po prostu, potrafi wszystko zniszczyć. Nieodwracalnie. Zerkasz czasami na niegdyś tak bliską ci osobę i zastanawiasz się czy w jakiś magiczny sposób dałoby się to naprawić, czy gdyby wydarzenia potoczyły się inaczej, właśnie siedziałabyś przy jej boku, śmiejąc się z głupich żartów. 

Nigdy nie przestanę być im wdzięczna. To dzięki nim przetrwałam gimnazjum, schudłam i już nie darzę sama siebie taką nienawiścią. No, przynajmniej nie pod tym względem. Patrząc na wszystko, co Adele dla mnie zrobiła, na wszystkie wspólne chwile, mam ochotę rzucić się jej na szyję i krzyknąć, że jej wybaczam, żeby wszystko wróciło do normalności. Ale nie mogłam. Ona próbowała mnie zniszczyć. Tak zachowuje się prawdziwa przyjaciółka? Wyciąga stare śmieci z kosza, żeby potem cię nimi obrzucić, ośmieszając przed całą szkołą? Nie umiałam jej tego wybaczyć, po prostu nie dałabym rady ponownie jej zaufać.

Leżałam w swoim pokoju na łóżku, kiedy rozbrzmiał mój telefon. Wierzchem dłoni wytarłam łzę, która spłynęła mi po policzku, po czym odebrałam połączenie.

- Halo? - odezwałam się, starając brzmieć w miarę normalnie. Zapomniałam spojrzeć, kto dzwonił.

- Hej, Abigail. 

- Cześć, Justin - odpowiedziałam, delikatnie się uśmiechając, kiedy usłyszałam jego głos. Nigdy nie przestanę dziękować Bogu, że postawił na mojej drodze tak cudownego człowieka. Czułam, że przy nim mogę przetrwać wszystko. 

- Jutro zabieram cię na małą wycieczkę - oznajmił, a ja tylko sobie wyobraziłam jego piękny uśmiech, który z pewnością gościł na jego twarzy. Zawsze przy mnie to robił. Jak to możliwe, że dwie kupy nieszczęścia stworzyły razem taką swoją namiastkę szczęścia? 

- Gdzie?

- Niespodzianka.

- Mam się bać? - zapytałam, na co szatyn się zaśmiał.

- Spodoba ci się. Do zobaczenia jutro.

- Do zobaczenia - powiedziałam i się rozłączyłam. 

Byłam ciekawa, co ten głupek wymyślił. Szybko zasnęłam z niezdrapywalnym uśmiechem na ustach, nie martwiąc się już niczym. 


***


- Teraz możesz mi powiedzieć, gdzie jedziemy? - zapytałam, kiedy już siedziałam obok chłopaka w samochodzie, który prowadził w nieznanym mi kierunku. Moja ciekawość chyba wzrosła do maksymalnego poziomu. Ekscytacja łączyła się z niecierpliwością.

- Dowiesz się na miejscu - odpowiedział, posyłając mi krótki uśmiech, po czym wrócił wzrokiem na jezdnię. 

- Ugh - westchnęłam, na co się zaśmiał.


***


Jechaliśmy już dłuższy czas, a mi zaczynało się okropnie nudzić. Słuchaliśmy radia, śpiewaliśmy, ale ile można, prawda?

- Daleko jeszcze? Ile my już jedziemy? Pięć godzin? Gdzie ty mnie wywozisz? - Zbombardowałam go pytaniami, wzdychając głośno. Justin tylko zachichotał.

- Minęła dopiero godzina. Jeszcze jedna przed nami, dasz radę.

- Nie dam. - Pokręciłam głową niczym obrażone dziecko, czym znowu doprowadziłam szatyna do śmiechu.

- No to będę sam się świetnie bawił.

Zerknął na mnie, a ja odwróciłam głowę w stronę okna i patrzyłam na mijający obraz. W pewnej chwili zobaczyłam, jak tuż przed moją twarzą włochate gówno spuszczało się na pajęczynie. Serce od razu podskoczyło mi do gardła i piszcząc, odsunęłam się jak najdalej.

- O mój boże, Justin! - krzyknęłam. W moich oczach zebrały się łzy. Szybko oddychałam i cała się trzęsłam. Mam arachnofobię. Panicznie boję się pająków.

- Kurwa, Abigail - zaklął chłopak, szybko zjeżdżając na pobocze. Przestraszyłam go nagłym wybuchem i nie chciał spowodować wypadku. Kiedy już zatrzymał samochód, spojrzał na mnie przestraszony. - Co jest?

Nie odpowiedziałam. Odpięłam pasy i w szybkim tempie dosłownie wryłam mu się na kolana. Objęłam dłońmi jego szyję i dopiero teraz wybuchnęłam płaczem.

- Abigail, co się stało? - zapytał ponownie, głaszcząc mnie po plecach i starając się uspokoić. Nie wydukałam ani słowa, tylko wskazałam palcem na szybkę, na której pająk postanowił upleść pajęczynę. - Pająk? Narobiłaś tyle hałasu przez pająka?

Pokiwałam głową na ,,tak". Szatyn cicho zachichotał. Sprawdził czy żaden samochód nie jedzie i wydostawszy się spode mnie, wyszedł z samochodu. Przeszedł na jego drugą stronę, otworzył drzwi i tak po prostu złapał pająka za jedną nogę i wyrzucił z auta. 

- Po sprawie - oznajmił, posyłając mi uśmiech. Niepewnie, ale wróciłam na swoje miejsce, a Justin zajął siedzenie kierowcy. Nie ruszył, tylko wciąż mi się przyglądał. - Spokojnie. Mówiłem ci, że przy mnie jesteś bezpieczna. Poskromię każdego pająka dla ciebie.

Zaśmiał się, ale mi nie było do śmiechu. Niby to nic takiego, ale jego słowa wiele dla mnie znaczyły. Nie tylko pod względem włochatych potworów. Z nim czułam się naprawdę bezpiecznie i nieraz mi pokazał, że tak właśnie jest. 

Wciąż bez słowa zbliżyłam się do niego. Zerkaliśmy sobie w oczy. Justin wytarł z łez moje policzki i po raz kolejny się do mnie uśmiechnął. Miał taki piękny uśmiech. Złożyłam krótki i delikatny pocałunek na jego ustach, po czym chciałam się odsunąć, ale on złapał mnie za policzki, uniemożliwiając to. Muskał moje wargi z każdą chwilą coraz pewniej. W końcu wsunął język do moich ust, a ja poczułam, jak dziwne uczucie mnie oblało. Gdzieś w brzuchu. Zawsze tak się przy nim czułam, ale teraz uderzyło to we mnie ze zdwojoną siłą, jakby ściskało mi wnętrzności.

Nie wiem, ile czasu tak spędziliśmy. W sumie, nawet nie chciałam tego kończyć. To Justin się pierwszy odsunął, oblizał usta i się uśmiechnął, co odwzajemniłam. Odpalił samochód i wyjechał na ulicę, kontynuując jazdę.

Już nie patrzyłam znudzona za okno, teraz szczerzyłam się jak głupia i jakbym się nie starała spuścić w dół kąciki ust, za każdym razem ponownie uciekały mi do góry. Czy tak się dzieje z człowiekiem, który poczuł smak szczęścia?



Grupa Wsparcia [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz