Kompletnie nie potrafiłam zrozumieć Justina. Mógłby być zdrowy, cieszyć się życiem, w przyszłości założyć rodzinę i długo żyć w szczęściu, a on co? A on poddaje się już na starcie. Wiem, że leczenie nie zawsze działa tak, jakbyśmy chcieli, ale warto spróbować, mieć nadzieję.
- Dlaczego jesteś taki uparty? - zapytałam z niedowierzaniem. Zaoferowałam mu pomoc, której nie chciał przyjąć. Jakaś męska duma czy czysta głupota?
- A dlaczego ty jesteś? - odpowiedział pytaniem na pytanie, a ja poczułam, jak powoli się we mnie gotuje.
- Bo jesteś dupkiem, który myśli tylko o sobie! - Uniosłam głos, przenosząc wzrok na niego. - Pomyślałeś, jak poczują się twoi bliscy? Jak ich zaboli twoja śmierć?
- Szkopuł w tym, że nikogo nie obchodzę - oznajmił nadzwyczaj spokojnie. Momentalnie się uspokoiłam i pożałowałam swojego wybuchu.
Zaczynałam rozumieć. Justin czuł się samotny, dokładnie tak jak ja. To uczucie pustki zabija od środka, rozrywa nasze wnętrzności, a oczy napełnia łzami. To był powód, dla którego nie chciał leczenia. Nie miał dla kogo żyć...
Zachciało mi się płakać. Tak po prostu miałam ochotę wybuchnąć ogromnym płaczem przez smutek wymieszany ze współczuciem, który się we mnie skumulował. Zacisnęłam mocno powieki, starając się nie rozkleić.
- Rozumiem - wyszeptałam, nie mogąc wysilić się na nic więcej.
Justin nic nie odpowiedział. Cisza, która między panowała, pierwszy raz nie była dla mnie przyjemna. Mój umysł opanowały wszystkie złe chwile, o których chciałam zapomnieć.
Przyjaciele mnie zostawili.
Tata odszedł.
Mama mi nie wierzyła.
Ojczym mnie krzywdził.
Brzydziłam się sobą.
Byłam sama. Beznadziejna i nieważna.
Nie dałam rady. Najpierw po moim policzku spłynęła jedna łza, potem druga, aż całym moim ciałem ogarnął szloch. Justin popatrzył się na mnie zdziwiony.
- Abigail?
Nie mogłam wykrztusić z siebie ani słowa. Chłopak wyciągnął do mnie ręce i chwilę potem tkwiłam wtulona w jego ciało. Ciepło od niego bijące i jego dłoń, która głaskała mnie po plecach, sprawiało, że powoli się uspokajałam.
- Shhh, wszystko dobrze - wyszeptał przy moim uchu, a ja miałam ochotę ponownie zalać się łzami. Właśnie nie było dobrze i nie zapowiadało się, że kiedykolwiek będzie.
- Czy to ma sens? - zapytałam. - Czy nasz pakt ma sens?
- Ej. - Szatyn odsunął mnie od siebie, żeby wytrzeć mi policzki, a następnie spojrzeć w oczy. - Ma sens. Damy radę. Nie pozwolę, żeby ojczym cię więcej skrzywdził.
Powiedział to z taką powagą, że prawie byłam w stanie mu uwierzyć. Jednakże wiedziałam, że nie ma siły, która uwolniłaby mnie od Jordana. Facet miał wszystko i dobrze wiedział, jak to wykorzystać. Wtedy przypomniało mi się, że mama wyjechała na weekend, wraca w poniedziałek. Miałabym spędzić z nim sama dwie noce...
- Justin? Mogę u ciebie dzisiaj spać? - Zadałam pytanie, nie bardzo się nad nim zastanawiając.
- Ja... - zająknął się. Chciał coś dodać, ale mu przerwałam.
- Zapomnij, że pytałam.
- Nie, coś wymyślę, poczekaj chwilkę - powiedział i odszedł kilka kroków, żeby zadzwonić. Po chwili wrócił i posłał mi delikatny uśmiech.
- Zadzwoniłem do Travisa, pamiętasz go? U mnie nie ma miejsca, ale jego dom jest wolny. Rodzice wyjechali w sprawach służbowych. Może nas przenocować.
- Nie chcę mu się narzucać... I tak głupio zrobiłam, że cię o to zapytałam.
- Abigail, nie jesteś już sama, pamiętaj. - Po tych słowach pociągnął mnie w stronę zejścia z molo. Szłam obok niego, uśmiechając się sama do siebie.
,,Nie jesteś już sama." - jego słowa wciąż brzmiały w mojej głowie. Nie jestem już sama. Mam Justina. Kogoś, na kogo mogę liczyć.
***
- Dzięki, stary - podziękował przyjacielowi Justin, kiedy już dotarliśmy do jego domu. Czułam się skrępowana w tym miejscu i wciąż nie byłam pewna czy to dobry pomysł. Dobra, to na pewno było lepszą opcją niż noc z Jordanem. Na samą jego myśl robiło mi się niedobrze.
- Spoko, i tak wychodzę z Jessicą. Czujcie się jak u siebie - powiedział, po czym poklepał Justina po ramieniu, a mi posłał krótki uśmiech.
Kiedy wyszedł, poczułam się trochę pewniej. Spojrzałam na Justina, czekając, aż powie cokolwiek.
- Film i popcorn? - zaproponował, a ja pokiwałam głową na ,,tak".
***
Oglądaliśmy jakąś komedię, dopóki nie zasnęłam. Obudziło mnie, jak ktoś przeniósł mnie z pozycji siedzącej na leżącą i nakrył kocem. Otworzyłam wystraszona oczy, ale kiedy w ciemnościach przed sobą dojrzałam zarys twarzy Justina, uspokoiłam się.
- Przeniósłbym cię do łóżka, ale z tą nogą wolałem nie ryzykować upadku. - Cicho zachichotał.
- Dobranoc, Justin - szepnęłam.
- Dobranoc, Abigail - odpowiedział, kładąc się na kanapie obok.
CZYTASZ
Grupa Wsparcia [ZAKOŃCZONE]
FanfictionOboje nie mają łatwo w życiu. Oboje zmagają się z problemami, które ich przerastają. Oboje mają za sobą próbę samobójczą. Poznają się na grupie wsparcia. Wchodzą w pakt - żaden z nich nie może się zabić do walentynek. Grupa Wsparcia to opowieść o ty...