Rozdział 33

232 23 2
                                    

- Justin, jeśli mam iść jutro do szkoły, muszę wstąpić do domu po ubrania. Nie będę przecież wiecznie chodziła w twoich za dużych dresach - oznajmiłam. 

Pomimo znaczących spojrzeń rodziców szatyna postanowiłam zostać. Mieć Justina przy sobie, a ojczyma daleko - to najważniejsza i najlepsza tego część. Polubiłam jego brata. Jaxon jest słodki. Postanowiłam odwdzięczyć się Justinowi za wszystko, co dla mnie robi. Chcę pomóc mu odbudować dobrą relację z bratem. 

 Myślę, że jesteśmy na dobrej drodze. Ostatnio więcej czasu spędzamy w trójkę. Uwielbiam patrzeć, jak chłopcy się razem śmieją, ganiają i za każdym razem próbują mnie wciągnąć w swoje głupie zabawy.  

Chłopak nie opowiadał mi zbyt wiele o rodzinie, jedynie, że w pewnym momencie rodzice zaczęli utrudniać mu kontakt z bratem, bo według nich, Justin może mieć na niego zły wpływ. 

Mój Justin? To są żarty. Justin jest najcudowniejszym człowiekiem na Ziemi, raczej bałabym się, że za dużo cech przejmie swoich rodzicieli. Wiem, że jestem niemiła i nie zbyt dobrze o nich mówię, ale przecież sami widzicie, jak oni się zachowują... 

- Jesteś pewna, że chcesz tam iść? - zapytał odnośnie mojej poprzedniej wypowiedzi. Przytaknęłam mu. - Okej, to pojadę z tobą. 


***


Siedzieliśmy w aucie chłopaka na parkingu przed moim blokiem. Był wieczór, a ja miałam pewność, że ojczym jest w domu. Nigdy nie lubił zostawać w nadgodzinach. Zazwyczaj wtedy zwalał swoje obowiązki na kogoś innego, położonego niżej w hierarchii firmy. 

Poczułam, jak szatyn złapał moją dłoń i zaczął składać pocałunku na jej wierzchu. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie. Zauważył, że się stresuję. 

- Pójdę z tobą, nic ci nie zrobi - zapewnił mnie, mocniej ściskając moją rękę. 

Był tylko jeden problem. Justin go pobił, nie wiedziałam, jak Jordan mógłby zareagować na jego widok, z pewnością nie najlepiej. Nie wiadomo, co powiedział mamie i czy ona była w domu. Jeśli tak, nie pozwoliłaby mi spać u chłopaka.

- Przy mnie zawsze jesteś bezpieczna. - Po tych słowach wyszedł z samochodu, przeszedł na moją stronę, po czym otworzył drzwi i wyciągnął do mnie rękę. Złapałam ją i również wysiadłam. 

Szliśmy bardzo blisko siebie ze splecionymi dłońmi. Zawsze mi to powtarzał, pokazywał i właśnie tak się przy nim czułam - bezpiecznie. 

Stanęliśmy przed wejściem do mojego mieszkania. Przystawiłam ucho do drzwi z nadzieją, że usłyszę głos mamy. Jednakże, dochodził do mnie tylko dźwięk telewizora. Mecz. Westchnęłam ciężko. Mama znowu coś załatwiała.

Zerknęłam na chłopaka, który posłał mi pokrzepiające spojrzenie. Wzięłam głęboki oddech, po czym weszłam do środka, a on tuż za mną. Tak jak myślałam, Jordan siedział w salonie, pijąc piwo. Kiedy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, od razu odwrócił głowę w naszą stronę. Posłał Justinowi mordercze spojrzenie. Wstał i zaczął do nas podchodzić.

- Idź szybko się spakuj - wyszeptał mi szatyn do ucha. Pokiwałam głową. 

Posłusznie pobiegłam do swojego pokoju, wymijając ojczyma. Bałam się, żeby nie zrobił Justinowi krzywdy. Jedyne, co mogłam zrobić, to w jak najszybszym tempie pakować ubrania. 

Wzięłam torbę i wkładałam do niej najpotrzebniejsze rzeczy. Słyszałam ich rozmowę, co mnie tylko jeszcze bardziej stresowało.

- Nigdzie nie pójdziesz - odezwał się Justin i tylko mogłam sobie wyobrazić, jak odgradza Jordanowi drogę do mojego pokoju.

- Nie wkurwiaj mnie. Ciesz się, że nie zgłosiłem tego na policję - syknął ojczym. - Moja dobroć zaraz się skończy.

- Czekam. -  Zaśmiał się z pogardą. 

Serce miałam już dosłownie w gardle. Szatyn okazywał wielką pewność siebie, a Jordan tego nienawidził. To on uwielbiał górować nad wszystkimi, cieszył się, gdy inny się go bali, bo czuł się wtedy szanowany. 

Rozległ się huk i dźwięk stłuczonej doniczki. Jak wcześniej serce podeszło mi do gardła, teraz właśnie z niego wyskoczyło. Spakowałam ostatnią bluzkę i wyleciałam z pokoju. W salonie zastałam szarpaninę. Jordan uderzył z pięści chłopaka w twarz, przez co głowa odleciała mu na bok, ale szybko powrócił do poprzedniej pozycji, oddając mu ze zdwojoną siłą.

- Justin! - krzyknęłam, chcąc zwrócić na siebie uwagę. 

Szatyn na mnie spojrzał i w tym momencie ponownie oberwał. Tym razem nie dał rady utrzymać się na nogach. Padł na ziemię, a ojczym od razu się na niego rzucił. Zasłoniłam usta dłonią, aby stłumić krzyk. Podbiegłam do nich i zaczęłam uderzać pięściami po plecach faceta. Dostałam od niego jedynie z łokcia w twarz, przez co odleciałam na bok. Poczułam smak krwi w ustach i momentalnie zaczęłam płakać. Głównie dlatego, że okropnie bałam się o Justina. 

Jednak, nagle obudziły się w nim nowe siły. Zepchnął z siebie Jordana i teraz to on bił go po każdej możliwej części ciała. W końcu tamten opadł z sił. Chłopak kopnął go jeszcze kilka razy w brzuch i powoli do mnie podszedł. Był cały obolały i poobijany. Widząc go takiego, jeszcze bardziej się rozpłakałam. On tylko złapał moją dłoń i pomógł mi wstać. Drugą ręką wziął torbę i opuściliśmy mieszkanie, znowu zostawiając ojczyma pobitego i leżącego na podłodze. 

- Przepraszam, to był głupi pomysł - załkałam, kiedy siedzieliśmy już w aucie. Nic nie odpowiedział. Krzywił się z bólu. - Justin...

- Shhh... - Odwrócił się w moją stronę i złapał mój policzek. Wtuliłam twarz w jego dłoń. - Wszystko okej. Najważniejsze, że ty jesteś cała. - W tym momencie zerknął na moją rozciętą wargę. - No, prawie. Przepraszam, że cię nie ochroniłem.

Jego słowa sprawiły, że miałam ochotę po raz kolejny wybuchnąć płaczem. Przeze mnie był cały poobijany, pod okiem tworzyła mu się śliwa, a on czuł się winny, że raz oberwałam. 

- Nie mów tak, nie przepraszaj. Dbasz o mnie jak nikt inny. Przy nikim nigdy nie czułam się tak bezpiecznie, jak przy tobie. Nawet nie wiem, jak mogę ci się za to odwdzięczyć...

- Jest jeden sposób - oznajmił. Utkwił spojrzenie na moich ustach. Więcej słów nie potrzebowałam. Zbliżyłam się do niego i pocałowałam. Szatyn syknął z bólu, przez co szybko się odsunęłam, ale ten, łapiąc za moje policzki, znów mnie do siebie przyciągnął, aby ponownie złączyć nasze usta w pocałunku. Z każdą sekundą zatracaliśmy się w nim coraz bardziej. W końcu oprzytomniałam i niechętnie się odsunęłam.

- Powinniśmy już stąd jechać - powiedziałam, na co mi przytaknął. Odpalił silnik, po czym opuściliśmy parking. 

Grupa Wsparcia [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz