Rozdział 36

237 21 1
                                    

Podjechałem pod szkołę Abigail, ale dziewczyny nie było na parkingu. Napisałem do niej smsa, że już jestem i odczekałem chwilę, ale ona wciąż się nie pojawiała. Zacząłem się denerwować. Zadzwoniłem, ale nie odebrała. 

- Abigail, odezwij się do mnie. Martwię się - powiedziałem i się rozłączyłem, zostawiając jej wiadomość głosową. 

Czekałem kolejne minuty, myśląc, że może jakiś nauczyciel ją zatrzymał, ale ciągle nic. Dopiero po chwili ciszę przerwał dzwonek mojego telefonu. Dostałem wiadomość.

Od: Abigail
Ze mną wszystko okej. Nie uwierzysz, co się stało! Jak wrócę, to wszystko ci opowiem. Nie wiem, o której będę. Buziaki♥

Cicho westchnąłem. Liczyłem na wspólne popołudnie, ale trudno. Wyjechałem z powrotem na ulicę i zacząłem się zastanawiać, jak spędzić czas. Nie miałem ochoty na siedzenie w domu, obecność rodziców.

- Halo?

- Hej, Travis - przywitałem się, jedną dłonią trzymając telefon przy uchu, a drugą mając na kierownicy. - Masz teraz czas?

- Jasne, wpadaj - odpowiedział, a ja uśmiechnąłem się szeroko. 

Udałem się w kierunku domu mojego przyjaciela. Cieszyłem się, bo nie pamiętam, kiedy ostatni raz spędziliśmy trochę czasu razem. Blondyn całą uwagę poświęcał swojej dziewczynie, a ja zszedłem na drugi plan. Bolało mnie to, ale z drugiej strony trochę go rozumiałem. Też miałem potrzebę bycia z Abigail 24/7. I właściwie tak jest, odkąd mieszka u mnie. Nie mam jej dość, wręcz przeciwnie, ciągle mi jej mało.


***


Siedzieliśmy w naszym ulubionym barze. Piliśmy colę i jedliśmy kebsa. Czułem się jak w niebie. Nie oceniajcie mnie, ale naprawdę tak było. Tęskniłem za tym wypalaniem mordy. Mama nigdy nie przyrządzała pikantnych potraw przez delikatny żołądek Jaxona. A ten ostry sos od Turka był niezły. Jak to mówią, kebab był naprawdę dobry, jeśli będzie piekło dwa razy...

- Brakowało mi tego - wyznałem, po czym wziąłem łyka napoju.

- Mi też - powiedział, posyłając mi krótki uśmiech. - Słuchaj, stary. Przepraszam za wszystko. Nie chciałem cię olać, ja...

- Jest okej - przerwałem mu, wzruszając ramionami.

- Nie, jest mi głupio. Po prostu Jessica jest wspaniałą kobietą, która stała się całym moim światem. Przez cały ten czas nie myślałem o niczym innym jak o jej uśmiechu, oczach, o tym, gdzie ją dzisiaj zabiorę i w jaki sposób uszczęśliwię. 

- Rozumiem.

- Tak? - zapytał, a ja mu przytaknąłem. - A no tak, ta śliczna brunetka. Jesteście razem?

Wpakowałem do ust całkiem sporą porcję mięsa, którą wolno przeżuwałem. Próbowałem zyskać na czasie, bo naprawdę nie miałem pojęcia, co mu powiedzieć. Nie wiedziałem, jak nasza relacja wyglądała. Nie umiałem tego nazwać, ale byłem pewien jednego. Jest ona najważniejszą osobą w moim życiu.

- Nie wiem - w końcu odpowiedziałem.

- Kochasz ją?

Kolejne pytanie, które mnie wybiło. Ciągle o niej myślę. Przy niej nie potrafię się nie uśmiechać. Uwielbiam, gdy jest blisko. Nie chcę nigdy wypuszczać jej z moich objęć. Jej słodkie usta są moim uzależnieniem. Kiedy je całuję, czuję się, jakbym przenosił się do innego świata, w którym istniejemy tylko my. Na jej widok ściska mi wnętrzności, ale w taki dziwny, przyjemny sposób. Nie umiem tego wytłumaczyć. Nigdy wcześniej tak się nie czułem.

- Szczerzysz się teraz jak głupi - stwierdził Travis, śmiejąc się cicho. - Na pewno ją kochasz. Musisz jej to powiedzieć, zanim zrobi to ktoś inny.

Na słowa przyjaciela poczułem okropne ukłucie w żołądku. Miał rację. Co jeśli właśnie w tej chwili Abigail była na randce z jakimś gościem ze szkoły? Z jakimś przychlastem, który prawi jej komplementy i opowiada beznadziejne żarty, z których ona śmieje się tylko z grzeczności. Nikt nie może mi jej odebrać. Przecież ja tego nie przeżyję.

- Odkąd pojawiła się w twoim życiu, wyglądasz lepiej - powiedział, przerywając ciszę, bo ja wciąż się nie odzywałem. - Nie jesteś już tak blady i jesz więcej. Stary, myślałem, że jeszcze trochę i zostaną z ciebie same kości okryte skórą. Nic nie mówiłem, kiedy na stołówce tylko dłubałeś widelcem w jedzeniu, bo nie chciałem być jak twoja matka. No, Justinku, zjedz trochę obiadku, bo nie dostaniesz deseru - ostatnie zdanie wypowiedział, zmieniając głos na kobiecy, na co cicho zachichotałem.

- Nie myślałem, że tak mi się przyglądasz - zażartowałem, w końcu zabierając głos. 

- Martwię się po prostu.

- Masz rację, zrobię to dzisiaj wieczorem - oznajmiłem, odnosząc się do jego wcześniejszej rady. - Nie pozwolę odejść mojemu szczęściu.


***


Była dwudziesta pierwsza, a Abigail wciąż nie było. Dzwoniłem, pisałem smsy, ale nic, żadnego odzewu, oznaki, że nic jej nie jest. Cholernie się martwiłem. Leżałem w łóżku, gapiąc się w sufit. 

I czekałem tak całą noc, dopóki punkt o siódmej nie zadzwonił mój budzik. Pół żywy, jeśli nie w jednej trzeciej, zwlekłem się z łóżka. Zrobiłem sobie mocną kawę i zacząłem ogarniać do szkoły, choć nie byłem pewien czy faktycznie tam pojadę.

Poziom mojego zmartwienia wzrósł do maksimum. Gdzie ona była? 

Grupa Wsparcia [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz