Leżałam w łóżku, gapiąc się pusto w sufit. To było moje zajęcie od kilku dni. Nie chodziłam do szkoły ani na spotkania grupy. Zjadłam surowego ziemniaka i się rozchorowałam. O to mi chodziło. Dom. Zero ludzi. Ojczym też trzymał się z daleka, bo myślał, że to grypa i nie chciał się zarazić. Czy może być lepiej?
W pewnej chwili mama weszła do mojego pokoju. Nie musiałam patrzeć, żeby wiedzieć, że to ona. Poznałam po krokach.
- Masz gościa - oznajmiła, po czym wyszła z pokoju, zamykając mnie z osobnikiem, który postanowił mnie odwiedzić.
Serce zabiło mi szybciej. Byłam pewna, że to Justin. Dzwonił do mnie kilka razy dziennie, a ja ani razu nie wysiliłam się na odebranie. Od wczoraj odpuścił i mój telefon leżał cicho, bo nikt inny nigdy do mnie nie dzwoni. Jedynie mama czasami, kiedy czegoś potrzebuje.
Poczułam, jak łóżko ugina się pod czyimś ciężarem. Dopiero wtedy spojrzałam na chłopaka. Tylko, że to nie był Justin. Szybko się podniosłam do pozycji siedzącej.
- Co ty tu robisz? - zapytałam. Chciałam, aby mój głos był przesiąknięty nienawiścią, ale na zewnątrz wyszedł jedynie żal. Prawdą było, że go nie nienawidziłam. Byłam jedynie zawiedziona i cholernie smutna.
- Przyszedłem przeprosić - odpowiedział Ash, zerkając mi smutno w oczy. Odwróciłam wzrok. - To, co zrobiła Adele... Kazałem jej usunąć zdjęcie. Kłóciła się, ale w końcu to zrobiła. Ona jest po prostu zła. Zabolało ją, jak nas potraktowałaś i...
- Jak was potraktowałam? - Prychnęłam z niedowierzaniem, przerywając jego wypowiedz. - Adele chciała mnie zniszczyć i gratuluję, prawie jej się udało.
- Abigail...
- Nie chcę już więcej widzieć żadnego z was. Możesz już iść. - Po tych słowach z powrotem się położyłam, odwracając do niego plecami.
- Pogadam z nią i jakoś to naprawimy.
- Za późno.
Westchnął, podnosząc tyłek łóżka, po czym bez słowa opuścił mój pokój. Po raz kolejny prychnęłam. Aktualnie cały smutek zastąpił gniew. Byłam na nich wściekła. Olali mnie, ośmieszyli przed całą szkołą, ale to ja jestem tą złą, winną wszystkiemu. Bo co? Bo powiedziałam, że ich nie potrzebuję? Olali mnie. Olewali od tygodni. Ludzka duma już taka jest - musiałam skłamać, żeby zapewnić ich i siebie, że sama też daję radę.
Największe kłamstwo, jakie w życiu powiedziałam. Gdyby nie Justin, już dawno rozpadłabym się na kawałki. On był moim klejem, który wszystkie szczątki mnie utrzymywał w całości. Kiedy niektóre miejsca znowu zaczynały odpadać, on kolejny raz je przyklejał, usilnie nie dając mi się poddać. Był najlepszym, co mnie w życiu spotkało.
A ja teraz zachowywałam się jak ostatnia szmata. Nie odezwałam się do niego ani słowem od czasu pocałunku. Przestraszyłam się. On jest chory. Ma raka. Kiedy tylko pytam, ile mu zostało, chcąc się przygotować na najgorsze, zmienia temat na zupełnie inny. Co jeśli ten czas jest niedługi? Co jeśli nie dotrwa do końca paktu? Zawsze wygląda tak blado, oczy ma podkrążone i mimo że się uśmiecha, widzę, że coś jest nie tak. Jest zmęczony, a ja strasznie boję się dnia, kiedy nadejdzie koniec.
Ten pocałunek był najgorszą rzeczą ze wszystkich. Poczułam motylki w brzuchu, a ja przecież nie mogę się w nim zakochać. Nie czeka nas żadne szczęśliwe zakończenie. Justin uważa, że nie ma dla niego nadziei, a jednocześnie tak głęboko wierzy we mnie. Jest najwspanialszą osobą, jaką w życiu spotkałam. Nie zasługuje na to wszystko.
Mogę obiecać ci jedno. Odejdziemy stąd razem.
***
Dzisiaj w końcu ruszyłam się z łóżka i poszłam do grupy wsparcia. W całym naszym krzesełkowym okręgu było tylko jedno puste miejsce. Miałam nadzieję, że go zobaczę i porozmawiamy, ale Justin nie przyszedł. Przez całe spotkanie myślałam tylko o tym czy z nim wszystko w porządku. Być może jestem panikarą, ale naprawdę się martwiłam.
CZYTASZ
Grupa Wsparcia [ZAKOŃCZONE]
FanfictionOboje nie mają łatwo w życiu. Oboje zmagają się z problemami, które ich przerastają. Oboje mają za sobą próbę samobójczą. Poznają się na grupie wsparcia. Wchodzą w pakt - żaden z nich nie może się zabić do walentynek. Grupa Wsparcia to opowieść o ty...