Rozdział 10

298 26 1
                                    

Po spotkaniu Grupy Wsparcia mama mnie odebrała i zawiozła do domu. Po drodze wypytywała mnie o różne rzeczy, a ja naprawdę miałem dość. 

- I jak było? 

- Dobrze - odpowiedziałem.

- Poznałeś nowych ludzi?

- Poznałem.

- Czujesz się lepiej?

- No jasne - skłamałem.

O nic więcej nie pytała i dziękuję jej za to. Marzyłem tylko o łóżku i śnie. Od dłuższego czasu nie sypiałem dobrze, ale chociaż pod tym względem lekarze mi pomogli. Dostałem tabletki, po których nachodzi mnie nawet dobry sen. Każdy jest lepszy od czuwania całą noc i rozmyślania nad beznadziejnością swojego życia.

W domu jednak nie zaznałem spokoju. Jak tylko weszliśmy, ojciec się wydzierał. Mama próbowała go uspokoić, ale to było na nic.

- Śmieją się ze mnie, rozumiesz? - krzyczał. - Śmieją się, że mam syna pizdę.

Zacisnąłem mocno szczękę, starając się nie pozwolić łzom wypłynąć. Ja to wszystko dobrze wiedziałem, ale mimo wszystko, te słowa mnie bolały. Naprawdę mocno trafiały w moje serce, utwierdzając tylko w przekonaniu, że jestem beznadziejny. Każdy mnie za takiego uważa. Marnuję tylko tlen - słowa Crystal ciągle tkwiły w mojej głowie.

- Jeremy, spokojnie, proszę... - błagała go mama. Miała resztkę współczucia do mnie. Chyba nie chciała znaleźć trupa. Co by też powiedzieli Jaxonowi? On jest jeszcze mały. Chodzi dopiero do pierwszej klasy.

- Nie będę spokojny! On nam przynosi tylko wstyd, Patricia, nie widzisz tego?!

Więcej już nie chciałem słuchać. Odwróciłem się i pokuśtykałem w kierunku wyjścia.

- Justin, czekaj... - poprosiła mama, ale nie miałem zamiaru dłużej zostać w tym domu.

- Zostaw, niech idzie. Nie chcę go widzieć. - Usłyszałem ojca, zanim wyszedłem. Wytarłem łzę, która spłynęła mi po policzku. Wziąłem głęboki oddech i ruszyłem w stronę monopolowego.

Wziąłem dwie butelki wódki i szedłem powoli z nimi pod pachą, starając się, żeby mi nie wypadły. Przy kasie zauważyłem tą brunetkę z grupy wsparcia. Płaciła właśnie za swój trunek. Patrzyliśmy na siebie chwilę w ciszy. Jej brązowe, opuchnięte oczy wyrażały tyle smutku, że aż serce mocniej mnie zabolało. 

Poczekała na mnie, wzięła ode mnie butelki i poszliśmy razem do parku. Tam usiedliśmy na ławce. Odłożyłem kule na bok i zaczęliśmy wspólne picie.

Dowiedziałem się, że ma na imię Abigail, a ojczym stworzył jej piekło na Ziemi. Było mi jej naprawdę żal, nie zasłużyła na to wszystko... Kiedy zapytała o mój powód, dlaczego chcę się zabić, zamarłem. Unikałem jej wzroku, wziąłem kolejnego łyka wódki i przyglądałem się pudełku tabletek. 

Nie wiedziałem, co powiedzieć. Nie chciałem, żeby i ona mnie uważała za frajera. Jestem dla niej tylko Justinem, z którym chodzi na spotkania grupy wsparcia i z którym aktualnie upija się w parku na ławce. Nie chciałem mówić prawdy. Nie chciałem, żeby zaczęła się na mnie patrzeć w ten sam sposób, co inni. Postanowiłem skłamać. Skoro i tak niedługo ma już nas tutaj nie być, to długo z tym kłamstwem żyć nie będę.

- Jestem chory. Chcę przyśpieszyć nieuniknione - odpowiedziałem na jej pytanie, po czym spojrzałem w jej oczy. Dojrzałem w nich współczucie. 

- Masz raka? A co z chemioterapią? Zawsze jest jakaś nadzieja!

- Nie chcę ostatnich swoich dni spędzić w szpitalu. Już nic mi nie pozostało. 

Grupa Wsparcia [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz