Rozdział 5

331 21 1
                                    

Obudziłam się. Czułam się jak po naprawdę długim i dobrym śnie. Otworzyłam oczy, ale światło tak nie poraziło, że od razu z powrotem je zamknęłam. Chciałam wstać, ale moje ciało ze mną nie współpracowało. Nie miałam siły nawet ruszyć ręką, a przecież czułam się wypoczęta.

Chwila... Czy tak wygląda niebo? A może czyściec? Trafiłam do czyśćca? A może piekło? Chociaż, mając piekło na Ziemi, chyba nie powinnam trafić do niego i po śmierci?

- Za jasno? Zaraz zasłonię żaluzje - odezwał się głos jakiejś kobiety. Nie umiałam go dopasować do żadnej znanej mi osoby. Kim jest ta nieznajoma i gdzie ja jestem?

W końcu w pomieszczeniu zrobiło się ciemniej, a ja mogłam otworzyć oczy. Rozejrzałam się dookoła, na ile tylko mogłam. Nie było tutaj zbyt wiele. Ściany były białe, na jednej wisiał jakiś stary telewizor. Nie było tutaj niczego, oprócz łóżka, na którym leżałam, niewielkiej szafki i krzesła. Spojrzałam na swoją dłoń, w której tkwił wenflon, a obok postawiony był stojak z woreczkiem w połowie wypełnionym krwią, która powoli przez rurkę spływała do moich żył. Powoli odwróciłam głowę i wtedy zobaczyłam jeszcze jedno łóżko, na którym ktoś spał. Byłam w szpitalu?

- Jak się czujesz? - Odezwał się ten sam głos. Dopiero po tych słowach zwróciłam uwagę na kobietę, która delikatnie się do mnie uśmiechała.

- Chyb..Chyba dobrze.

- Jesteś w szpitalu. Wyratowaliśmy cię w ostatniej chwili. Straciłaś dużo krwi, ale uzupełniamy braki i powoli wszystko wróci do normy, a ty nabierzesz sił.

- Mama tutaj jest?

- Obiecaliśmy zadzwonić, kiedy tylko się obudzisz. Pewnie niedługo przyjedzie - oznajmiła pielęgniarka, zanim wyszła. Westchnęłam. Jestem tak beznadziejna, że nawet zabić się nie potrafię.

Tak jak powiedziała, mama zjawiła się jakieś pół godziny później. Szkoda tylko, że nie była sama...

- Abigail! - krzyknęła, przytulając mnie mocno. Ojczym ją uciszył, bo w końcu nie byliśmy tutaj sami. Pacjent z łóżka obok tylko nakrył głowę kołdrą i odwrócił się na drugi bok. - Dziecko, nie rób tak więcej. Ja wiem, że jesteś na etapie nastoletniego buntu, ale bez przesady...

- Co on tu robi? - zapytałam, ignorując jej słowa.

- Jordan? - odpowiedziała pytaniem, na co pokiwałam lekko głową. - Jordan uratował ci życie. To on wyłamał drzwi od łazienki i wyciągnął cię z wanny w ostatniej chwili. Powinnaś być wdzięczna.

Ja wdzięczna? Zrobił to tylko dlatego, że nie miałby na kim się wyżywać. No i dodatkowy plus, jest przecież bohaterem w oczach matki. Gdyby tylko mi uwierzyła...

- Jestem zmęczona - oznajmiłam, nie mając siły na kolejne sprzeczki. Odwróciłam głowę i zamknęłam oczy, chcąc, aby ta dwójka jak najszybciej sobie poszła.


***

Moi przyjaciele ani razu mnie nie odwiedzili. Nie zadzwonili, ani nic. Po kilku dniach wyszłam ze szpitala, ale niestety na tym się nie skończyło. Byłam niedoszłym samobójcą, co oznacza stałą opiekę psychologiczną. Miałam rozpocząć terapię, która ma mi pomóc radzić sobie ze swoimi emocjami. Poza tym, mam chodzić na spotkania grupy wsparcia. Ponoć są tam tacy jak ja. Według nich jestem przewrażliwioną nastolatką, która nie potrafi sobie poradzić z odejściem ojca. Szkoda, że oni też nie znają prawdy. Co gorsza, nie mogę nic powiedzieć.


Wróciłam do domu. Rzeczy ze szpitala wrzuciłam do prania. Mama pojechała jeszcze na szybkie zakupy, więc zostałam sama z ojczymem.

- Abigail - zaczął, a ja już miałam ochotę zwymiotować. Nienawidziłam sposobu, w jaki wymawiał moje imię. - To, co dzieje się w tym domu, w nim pozostaje. Jasne?

- Nie możesz mnie do niczego zmusić.

- Owszem, mogę. - Zaczął do mnie podchodzić z tym obrzydliwym uśmiechem. Cofałam się, aż moje plecy napotkały przeszkodę. Wtedy złapał mnie za nadgarstki, unosząc je nad moją głowę i przygwoździł mnie do ściany. Zacisnęłam mocno zęby, czekając na nieuniknione. - Jeżeli ktokolwiek się dowie, zrobię o wiele gorsze rzeczy. Wiesz, że mnie na to stać?

Nie patrzyłam na niego, co zawsze go denerwowało. Jego oddech przyśpieszył. Pięścią uderzył obok mojej głowy. Nawet nie mogłam podskoczyć z wystraszenia, bo tak silnie mnie trzymał.

- Odpowiedz! - zażądał. 

- T-tak.

- Ale nie tylko tobie. Twoja matka również zapłaci na TWÓJ błąd. Zostaniecie z niczym. Bez środków do życia. Nikt wam nie pomoże - zbliżył się do mojego ucha, do którego wyszeptał ostatnie słowa - i ja o to zadbam.

Po tym mnie wypuścił, a ja szybko uciekłam do swojego pokoju, dziękując, że nie doszło do niczego więcej. Siedziałam na łóżku i płakałam. Nie było dla mnie ratunku.



Grupa Wsparcia [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz